Nie tylko cukier krzepi

Dzisiaj napiszę coś krzepiącego.

Otóż kiedyś lubiłam niemowlęta. Nie, że wszystkie. Tylko swoje niemowlęta. Kiedy zaszłam w drugą ciążę, Córka Pierwsza miała 1,5 roku, metr wzrostu (a może i mniej), blond loki i w miarę spoko charakter, oprócz tego, że zajebiście wcześnie wstawała. Tak około 5 nad ranem, a nawet wcześniej. Córka Druga już była bardziej podatna na spanie dłużej, za to nienawidziła wózka i samochodowego fotelika, co wyrażała paszczą. Ale z grubsza, jak się jej dało w tę paszczę smoka albo Flipsa, potrafiła być “do rany przyłóż”.
Cały koszmar zaczął się później. Wraz z buntem dwulatka. Kiedy minął bunt dwulatka, zaczął się bunt trzylatka. Następnie czterolatka, pięciolatka, aż zakończył się buntem sześciolatka. Wtedy to nasze drogi mocno się rozeszły, a filozofie życiowe były zgoła odmienne. Licząc z obiema córkami, miałam przynajmniej siedem lat buntu, który dał mi w kość tak, że macie tego bloga. Aż tutaj nagle córki skończyły odpowiednio 9 lat… no dobra, CD skończy zaraz 7 lat i tak jakby okazało się, że z dziećmi można mieć jakąś nić porozumienia. I nie chodzi tylko o to, że kumają, że jak jeszcze raz jedna ugryzie drugą w rękę, to będą obie miały szlaban na gry na telefonie. Albo, że jak nie posprzątają w pokoju, to przyjdę z workiem, a jak przyjdę z workiem, to te pieprzone Barbie skończą na śmietniku.

Ta nić porozumienia to jest hobby. Coś, co łączy mnie z moimi dziećmi. Więzy krwi, wspólne mieszkanie i takie tam bzdury pomijamy. Bo nagle okazało się, że lubimy te same rzeczy i nie chodzi o czekoladę ani wkurzanie kota. Bo ja to nigdy nie lubiłam się z dziećmi bawić. No nie ma dla mnie nic przyjemnego w odgrywaniu ról za pomocą chudych, plastikowych raszpli. Nie ma też żadnego fanu w budowaniu z klocków i w graniu w planszówki. Ja nawet z nimi do kina nie lubię chodzić. Nic z tych rzeczy. Natomiast jazda na rowerze, na łyżwach, wielogodzinne nawet bieganie z rakietką za lotką czy biwakowanie. O tak! Zgadzamy się co do tego, że to fajne, to daje energię, tutaj się można razem pobawić, mieć cel i rzucić wszystko w pizdu, żeby porobić coś wspólnie.

I jeśli o to chodzi w tym całym rodzicielstwie, to spoko, rozumiem, odczuwam satysfakcję, jestem na tak. Jeśliby tak rząd jeszcze zalegalizował palenie ziół, to miałabym pomysł na to, jak spędzić z nimi czasy nastoletnie… OKej, chyba się zapędziłam z tymi żartami. Ograniczę się do wychodzenia na tańce.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *