Dieta bikini. Najlepsza!

Otóż równo za 2 tygodnie i kilka godzin wyjeżdżam na wymarzone wakacje. W sumie co roku jadę na wymarzone wakacje, gdyż marzeń mam długą listę i skutecznie ją realizuję. Na mojej „must see, zanim umrę” jest w tej chwili przynajmniej 5 punktów, więc trzeba być konsekwentnym.

Wracając do tematu… Wyjeżdżam, ale już widzę, że popełniłam kilka strategicznych błędów, planując urlop.

Po pierwsze wybrałam hotel all inclusive.
Zdarzyło mi się to pierwszy raz, ponieważ zawsze, ale to zawsze szukam biedokanciapy za grosze, byle bez robactwa i z dostępem do ciepłej wody użytkowej. Tym razem dużego wyboru nie było, gdyż studia w dwugwiazdkowym hoteliku kosztowały zaledwie 300 zł mniej, niż dwuosobowy klimatyzowany pokój w czterogwiazdkowym z aquaparkiem, masażem w cenie i żarciem od rana do wieczora oraz z widokiem bocznym na morze. Tak jest, jak się kupuje wycieczkę drugiego dnia trwania akcji first minute. Czyli na początku września.

Potem uznałam, że ja przecież w tym hotelu nie będę spędzać wiele czasu, gdyż nie jestem standardowym polskim turystą w Grecji i jak jadę, to wiem dokąd, a nie pytam się głupio na forum o to, jaka będzie pogoda i co warto zobaczyć (dobija mnie to forum, na odtrutkę wchodzę na forum o Rumunii, gdzie turyści są inteligentni) I faktycznie, okazało się, że z 7 dni, na miejscu spędzę jakieś 3, a to i tak z pieszą wycieczką do miasta i do skansenu oraz z przejazdem autobusem do stolicy.

Kupując wycieczki fakultatywne, na których to będę 4 dni z 7, zauważyłam bystro, że przy każdej jest informacja, że w cenie jest śniadanie/obiad/kolacja, na jednej z nich będzie wspólny grill. Bardzo mnie to ucieszyło, ponieważ okazji, żeby się nażreć, nigdy nie odpuszczam.

Następnie doszłam do wniosku, że czas się odchudzić. To było w styczniu. Zrzuciłam 3 czy 4 kilogramy, niby niewiele, ale sobie sera, mięsa i migdałów w czekoladzie z cynamonem nie odmawiałam. Jestem więc lekko odchudzona, jakby lżejsza, zamówiłam sobie piękną spódniczkę w polne kwiaty i liczę na to, że dupa wejdzie w moje ulubione krótkie spodenki. W polne kwiaty.

Ostatecznie, skoro już czuję w głębi duszy zapach grillowanej ośmiornicy, a na twarzy powiew greckiego wiatru,  zalajkowałam ten mój hotel, żeby zobaczyć, co tam ludzie piszą i co do żarcia dają, bo a nuż będę potrzebowała gorących kubków i zup pikantnych krewetkowych z nudlami.
I to był kolejny błąd: przytyłam od samego oglądania zdjęć potraw: baklawy, pity gyros, wszelkich mięs i torcików bezowych…

Mity o ludziach, którzy wracają z wycieczek zagranicznych z kilkoma kilogramami na plusie, zaczynają się urealniać. Nie oczekujcie więc ode mnie zdjęć selfie, na których będę pozować szczupła niczym struna na tle białych domków z niebieskimi daszkami i zachodem słońca na Santorini. Raczej będzie to coś takiego…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *