Niby nic się nie dzieje

Niby córki wszystko znoszą dobrze. Króla nie ma, król z królestwa się wypisał, zostałam ja. I ja na rysunkach z przedszkola jestem największa i najbardziej kolorowa. Do babci się przytulają, cieszą, że kąpią się w wannie, Córka Druga uwielbia kota „Zyzia”, Córka Pierwsza przestała mylić pokoje po ciemku. A jednak. Jednak coś jest nie tak.

Córka Druga nie rozstaje się ze smoczkiem. Zawsze lubiła smoka, ale wystarczyło, że dostawała go na noc lub w momencie, gdy z jakiegoś powodu wpadała w furię. Teraz smoczek musi być w buzi cały czas. Jak nie ma smoczka jest kciuk, który po 5 minutach ssania jest pomarszczony jak rodzynka i biały jak śnieg. Dlatego pilnuję, by miała smoczka, by nie była zestresowana, by czas spędzała robiąc to co lubi – na spacerze albo przy bajkach, książeczkach, klockach.

Córka Pierwsza odreagowuje zupełnie inaczej. Siusia. Na okrągło. Dzisiaj nawet w przedszkolu rozmowę z opiekunką miałam – ona potrafi co 5 minut iść do ubikacji. W domu rzadziej. Noc przesypia, gdy jest na podwórku nie chodzi do toalety, gdy bawi się z babcią także nie. Ale gdy następuje chwila rozprężenia uwagi, gdy znikam jej z oczu od razu słyszę:

– Mamo, siusiu!

Na wszelki wypadek zrobimy jej badania, ale moja mama mówi, że to stres. I że CP też zaczęła ssać palce. Faktycznie, zaczęła. Tylko ona wkłada do buzi dwa albo trzy.

Tata przestał dzwonić, swój pokój zamieniły na łóżeczka za szafą, mama chodzi i ciągle ucisza żartując, że jeszcze trochę, to pójdziemy do domu samotnej matki (ja i mój czarny humor…), ogólnie nerwówka. A ze mną nie lepiej niż z nimi, więc nie wiem jak pomóc.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *