Sama mama? Chciałaby!

O 7.00 rano Córka Pierwsza usiadła w korytarzu na stołeczku, w rączkach trzymała swoje różowe trampki i mówiła:
– No kiedy ten wujek po mnie przyjdzie? Ja chcę już jechać do przedszkola!

Ja w piżamie, z kubkiem kawy w ręku, zza laptopa rzuciłam:
– Dzieciaku. Wujek to jeszcze pewnie śpi! Przyjdzie przed 8.00 a jest dopiero 7.00!
– Ale ja chcę już iść do przedszkola!

A jeszcze wczoraj, gdy tylko wróciła ze swojej ulubionej placówki wychowawczej, położyła się na kanapie, powiedziała, że przedszkole ją wykańcza i poszła spać. Spała od 17.00, chociaż dźgałam ją paluchem, łaskotałam po stópkach, nęciłam kanapką z salami. Ostatecznie w półśnie zgodziła się wykąpać i o 19.00 znowu spała, tym razem we własnym łóżku.

W środku nocy usłyszałam że idzie. Wali tymi swoimi piętami zawsze, że cały pion słyszy. Idzie. Zwlokłam się z łóżka, żeby zgasić światło w jej pokoju. Gdy tylko się położyłam Córka Druga zaczęła płakać. Znowu na ostatnich nogach doszłam do niej, zatkałam ją smoczkiem i wróciłam pod ciepłą kołdrę. Mam wrażenie, że zdążyłam usnąć na 5 minut, gdy CD zrobiła awanturę. Uczepiła się mojej szyi i ją też wzięłam ze sobą do łóżka. Po kolejnych 5 minutach snu nie miałam już żadnej z dwóch moich kołder ani żadnej z trzech poduszek. Nie miałam też skrawka materaca pod sobą, tylko jakąś nadzwyczajną siłą zwisałam nad podłogą. A one, te skrzaty nie dłuższe niż 100 cm zajmowały pół sypialni. Pospychałam, złożyłam je w kosteczkę, umościłam się pod wydartą resztkami sił kołdrą i spałam dalej. Jakieś 5 minut. Do 6.00.

I tak oto Matka Sanepid nigdy nie będzie mogła powiedzieć, że noce spędza sama. Choćby chciała.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *