Wywróciła się

Bo nie umie chodzić, tylko musi biec. I oczywiście o własny cień się potyka. Zdarła sobie Córka Pierwsza skórę. Nawet krew nie poleciała, tylko kolano czerwone się zrobiło. Ale ta siedzi na chodniku i ryczy. Wpakowałam ją do auta i tłumaczę, że jedziemy do lekarki i tam pani naklei jej plaster. Ta w aucie wyje. Czym ja głośniej śpiewam, żeby ją rozweselić, tym ta głośniej drze paszczę.

Dojechałyśmy do przychodni, Córka Pierwsza zasmarkana i wyjąca weszła do poczekalni. Lekarka akurat była wolna, więc aż sama wyszła sprawdzić co się dzieje.

– Zadrapanie ma na kolanie. Dostanę jakiś plaster? – spytałam.
– Ale pani chyba nie tylko z powodu zadrapania?
– No nie, ale zaraz jej noga odpadnie, więc prosimy pielęgniarkę z utlenioną i bandaż czy coś.

Pani doktor się wczuła w rolę, wezwała pielęgniarkę. Rana została oczyszczona, plaster naklejony, piguła nawet buźkę uśmiechniętą na nim narysowała!

Córka Pierwsza ryczy. Zanosi się. Ja krzyczę, że my to w sumie z wynikami moczu i z kaszlem. Krzyczę głośniej, bo lekarka nie dosłyszała.

– Wie pani, że jak ja opowiadam o takich rzeczach bezdzietnym, to oni nie wierzą?? – krzyczę.
– Wiem! Bo to trzeba przeżyć – przekrzyczała Córkę Pierwszą lekarka, matka trójki dzieci, każde w odstępie 1,5 roku.

Osłuchiwanie Córki Pierwszej było trudne, bo ta się darła. Omawianie kwestii robienia siku, kupy i innych takoż. Córka w szale. Nie pomogła naklejka „Dzielny pacjent”, drewniane patyczki, moje głupie żarty. Nie pomogła pani doktor mówiąca o zaczarowanych plasterkach. Jak Córka Pierwsza wyjąca weszła, tak wyjąca wyszła. W drodze do domu jednak cudowny plasterek zaczął działać. Nastała cisza.

Z tym że Córka Druga zobaczyła, że CP ma piękny, uśmiechnięty plaster na kolanie. Zaryczała, że też chce. Obie z plastrami teraz chodzą. I wyją co chwile, ale już nie wiem o co.

Bezdzietne koleżanki mi i tak nie uwierzą….

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *