Przegoń strachy

… wsadź dzieciom książki pod pachy. Przepraszam, tak mi się jakoś zrymowało.

Czy pamiętacie swój pierwszy dzień w szkole? Ja nie pamiętam. Pamiętam pierwszy dzień w nowej szkole, którą zaczęłam w połowie semestru, gdy byłam w 2 klasie podstawówki. Nie był szczególnie szczęśliwy, a chodzenie do szkoły… cóż, nigdy nie było moją pasją (chodzenie do pracy też nie, więc może u mnie problem tkwi w samym „chodzeniu”). Znam tylko jedną mamę, która nie zdecydowała się na posłanie swoich dzieci do szkoły. Uczy je w domu. A dokładniej to w podróży, bo obecnie mieszkają na Tajwanie, a za pół roku to nie wiedzą sami jeszcze, gdzie będą mieszkać.

Zakładam więc, że większość z Was posyła już albo pośle dzieci do szkoły, podstawowej, państwowej, takiej, w której w klasie jest po 30 krwiożerczych dzieci, korytarze wydają się długie i ciemne, a nauczyciele zjadają uczniów na śniadanie. Przynajmniej tak może sobie szkołę wyobrażać przestraszony sześciolatek. My już wiemy, że bywa różnie. Czasami nauczyciele nikogo nie zjadają, a woźna włącza na korytarzu światło. Dzieci jednak widzą rzeczywistość inaczej, a pójście do szkoły, ba! sama myśl o pójściu do szkoły, bywa traumą.

Dla dzieci, które kończą przedszkole albo po prostu idą do szkoły po wielu latach przebywania w domu z mamą, tatą, nianią etc. powstała książka.

pic20160529172034

Co ciekawe – publikacja jest spersonalizowana, czyli cały tekst opowiada o Jasiu, Stasiu czy Joasi – w zależności od tego, jakie imię nosi maluch, który książkę otrzymał.

pic_to_send

Moja córka załapała się na dodatkową promocję, bo ma także zdjęcie na karcie tytułowej – taką mogą dostać dzieci w przypadku większych zamówień – na przykład z przedszkola, które zdecyduje się na podarowanie książki swoim przyszłym „absolwentom”. Sentencję znalazłam sama w Internecie. Umieszczenie wybranej także jest możliwe podczas personalizowania książeczki.

20160529161225

Córka Druga chodzi do zerówki, chociaż gdy szła do szkoły miała 4 lata. Jeszcze rok pochodzi do zerówki i jako 6-latka zacznie klasę pierwszą. Dla niej więc szkoła to daleka przyszłość, ale publikacja bardzo zainteresowała się Córka Pierwsza – pierwszoklasistka. Lęków związanych ze szkołą nie ma, jednak gdy szukałam dzisiaj książki, znalazłam ją w jej łóżku – zupełnie sama przeczytała połowę.

pic_to_send (1)

Książka jest przejrzysta, literki są spore, a pomiędzy tekstami jest dużo kolorowych obrazków.

pic_to_send (2)

Bajkę Córce Drugiej przeczytała babcia. I to jest jak najbardziej na miejscu, bo książka jest bajką terapeutyczną, a babcia jest terapeutką z dyplomem i praktykującą. Dlatego o recenzję samej książki poprosiłam ją.

UWAGA!

wpis edit by Babcia:

„Trudno jest z perspektywy dorosłego spojrzeć na świat dziecięcych przeżyć. Dzieciństwo mija tak szybko, dorośli mają inne problemy… Jednak życie toczy się wyłącznie „tu i teraz”, więc warto z uwagą reagować na to, co się z dziećmi w danej chwili dzieje i pomóc im rozpoznać, nazwać, zrozumieć i oswoić przeżywane uczucia. Najlepiej zrobić to poprzez zabawę, rozmowę, czytanie ciekawych, dostosowanych do wieku dziecka książek. To na pewno pozytywnie zaprocentuje w przyszłości.

Dużą wartość mają ukazujące się na rynku wydawniczym bajki terapeutyczne. Ciekawą propozycją jest przygotowanie przez wydawnictwo Kufferek bajki spersonalizowanej dla konkretnego dziecka, które staje się bohaterem opowieści.

Książeczka „W nowej szkole”, autorstwa Anny Niemierko-Pająk, pięknie zilustrowana przez Dominikę Wysmułek-Wolszczak, daje możliwość rozmowy z dzieckiem na temat strachu, smutku, tęsknoty, przyjaźni i wielu innych uczuć, które kilkuletnie dziecko musi oswoić, idąc do szkoły.

Pod każdym rozdziałem znajdują się pytania, na które warto wraz z dzieckiem odpowiedzieć.

Książka na pewno nie wyręczy rodziców czy dziadków w rozmowie z dzieckiem, ale może pomóc ją właściwie i interesująco poprowadzić. Wspólne czytanie, oglądanie ilustracji i odpowiadanie na ważne pytania nie tylko rozwijają dziecko intelektualnie i emocjonalnie, są także wielka przyjemnością, okazją do bycia razem, okazania sobie miłości.”

I pozamiatane.

Teraz zadanie dla Was. Jeśli macie dziecko, które od września idzie do szkoły, macie szansę wygrać książkę właśnie dla niego!

W komentarzu opiszcie swoje wspomnienie związane z pójściem do szkoły! Macie na to 4 dni, czyli czekam na wpisy do godz. 23.59, w piątek, 10 czerwca.   Dwie kolejne osoby dostaną 10% rabatu na zakup książki.

Wpis powstał przy współpracy z wydawnictwem kUFFerek

32 odpowiedzi na “Przegoń strachy”

  1. Ola Plit pisze:

    ja to muszę ją stopować, bo ona do szkoły chciałaby najlepiej od dziś 😀

  2. Nasz syn 1.06 skończył 6 lat. Od września będzie w zerówce w swoim przedszkolu, do szkoły pójdzie za rok ☺
    Pomysł z książeczką fajny, pomyślimy w przyszłym roku.

    • Matka Sanepid pisze:

      możesz w komentarzu opisać swoje wspomnienia z pierwszego dnia szkoły. Można wygrać taką książkę dla swojego dziecka. Najwyżej rok przeleży w szufladzie.

  3. Taka jedna pisze:

    Minęło sporo czasu od pierwszego dnia w szkole ale pamiętam go bardzo dobrze (jak i wiele innych z klas 1-4 dzięki „ukochanej” wychowawczyni). Mama mnie zaprowadziła na 8 rano. Pani głośno i wyraźnie (żeby nie powiedzieć, że krzyczała) kazała nam siąść na tyłkach i się nie odzywać. Na szczęście lekcji w pierwszym dniu było tylko trzy. Na przerwach musieliśmy spacerować w parach, w koło po korytarzu. „Kanapki zjecie w domu bo dzisiaj tylko trzy lekcje i szkoda przerw na jedzenie”. Mama odbierając mnie usłyszała od mojej wychowawczyni (która przez wcześniejsze 3 lata była wychowawczynią mojego starszego brata), że jak skończę zawodówkę to będzie duży sukces bo w przeciwieństwie do brata zapowiadam się na niezłego tłumoka. Oczywiście w mojej obecności to zostało powiedziane :). Ale oliwa sprawiedliwa… kilkanaście lat później spotkałam moją „najlepszą z wychowawczyń” na ulicy. Akurat trzymałam na rękach swojego małego Bratanka. Ona podeszła i słyszę: „Śliczne masz dziecko Małgosiu, które to już? I co porabiasz?” Więc z uśmiechem na ustach odpowiedziałam: „Dziękuję. Mały jest synkiem mojego brata a ja jak na tłumoka przystało właśnie w tym roku kończę architekturę na politechnice”. Dla jej miny w tym momencie było warto poczekać kilka lat 🙂

  4. Iwona pisze:

    Moje pierwsze wspomnienie związane z pójściem do szkoły nie jest godne pamiętania: ciemny i długi korytarz, na końcu otwarte drzwi, prześwit światła i cień wyglądający na zewnątrz… brrr… We wrześniu moja 6-latka rozpocznie swoją przygodę ze szkołą – zapewne ona także ma własne „strachy”, a ta książeczka powinna pomóc jej zrozumieć i nakierować pozytywnie emocje związane z nieznanym 🙂

  5. Anna Jung pisze:

    Kasia, obczaj tę książkę:)

  6. Marta pisze:

    Jako siedmiolatka, po czterech latach pobytu za granicą, we Włoszech, wróciłam z rodzicami do Polski, do mojego rodzinnego miasta, Białegostoku. To tutaj miałam zaraz pójść do pierwszej klasy – bez przygotowania, żadnego. Ani przedszkola, ani zerówki. Potrafiłam liczyć do 10 i… tyle. Moja przygoda ze szkołą rozpoczęła się tak, że nie znaleziono mnie na liście dzieci (mój chrzestny jakoś na opak mnie „zapisał”), a podczas wyczytywania listy obecności, wstałam na raz z inną dziewczynką, moją imienniczką. I nigdy nie zapomnę tego uczucia konsternacji, gdy nauczycielka zapisała na tablicy kredowej Lekcja, Temat: Jacek, Wacek i Pankracek. Dzieci zaczęły skrupulatnie przepisywać tekst z tablicy do zeszytów, a ja… nie wiedziałam o co chodzi. Po latach wyrosłam na wzorową uczennicę, a dziś nie mam problemów z pisaniem, jak na copywriterkę przystało. Przygody były, to i wspomnienia są. A przecież do pierwszej klasy szłam już 22 lata temu!

    P.S. Teraz od września w zerówce szkolnej debiutuje mój synek. A ja wraz z Nim. Bo to szkoła integracyjna, wyzwanie dla nas ogromne. Ale damy radę, jak to my 🙂

  7. Tewnogla pisze:

    Pierwszy dzień w szkole… pierwsza przerwa … pierwsze przemyślenie: dlaczego wszyscy mają kanapki a ja nie?

  8. marta pisze:

    Wyposazona w plecak , w reklamowke pss.spolem w ktorej radosnie dyndaly kapcie, numerek na obiad i kanapki z pieczonym schabem , ktory ostal sie po jakiejs wiekszej domowej imprezie , potuptalam do szkoly ( tak , tuptalam sama , klucz do domu byl w plecaku , szkola osiedlowa , wczesne lata 90 ). Sam pobyt w szkole tez do najprzyjemniejszych nie nalezal .Po przerwie ciezko mi bylo trafic do klasy ,nie moglam znalezc toalety a co najgorsze Pani posadzila chlopcow z dziewczynkami , a przeciez kazdy wie , ze dla siedmiolatki chlopaki sa ,, guuuupie,, . Po lekcjach bylo jeszcze gorzej , okazalo sie , ze na stolowce zabralam plecak jakiegos chlopca z mojej klasy , plecak byl identyczny jak moj . Zorientowalam sie pod klatka jak nie zalazlam w nim klucza. Wrocilam do szkoly , tego chlopca juz nie bylo a ja nawet nie wiedzialam jak on ma na imie . Wiec do godziny ok 18 siedzialam pod drzwiami czekajac na ojca.Dobrze , ze mialam te kanapki 😉

  9. Martyna pisze:

    Mój pierwszy dzień w szkole był okropny. Tak bardzo tęskniłam za atmosferą panującą w przedszkolu, że zderzenie z zimnymi, długimi szkolnymi korytarzami, bezosobową salą lekcyjną i nauczycielką, której nie znałam, było traumatycznym przeżyciem. Przez prawie cały wrzesień wyłam (nikt wtedy nie stwierdził, całe szczęście, że jestem niedojrzała emocjonalnie), później sytuacja się unormowała. Po pewnym czasie ten wielki budynek stał się mały, korytarze przytulne, a nauczycielka najlepsza na świecie.

  10. Marta pisze:

    Mój pierwszy dzień w szkole był koszmarny! Otóż tłum wystraszonych pierwszaków spotkał się na boisku przed szkołą. Już w bramie minęłam się z chłopcem, który obracał w małą katastrofę większość moich dni w przedszkolu. Marcin… to dzięki niemu straciłam górną jedynkę, nie zjadałam większości posiłków bo on był szybszy i dowiedziałam się, że Mikołaj nie istnieje… kiedy go zobaczyłam w szkolnej bramie zrobiłam szybki odwrót na pięcie, jednak ucieczkę uniemożliwiła mi mama. Zaczął się apel, wyczytywanie nazwisk przerażonych pierwszaków wraz z przydziałem do klasy. Wyczytany na drżących nogach maszerował w stronę uśmiechniętej wychowawczyni z tabliczką: 1a, 1b, 1c… szybko okazało się, ku mojemu przerażeniu, że ja i Marcin trafiliśmy do jednej klasy! Uhhhh…

    Na szczęście po kilku dniach okazało się że Marcin nie jest już wrednym szczerbatym chłopcem, tylko w miarę sympatycznym szczerbatym mężczyzną! Co te wakacje robią z ludźmi 😉

    Po wakacjach szkolną przygodę zaczyna mój chrześniak. Do strachliwych nie należy- na dniach otwartych skwitował akademię słowami: „nareszcie jakieś kulturalne miejsce!” 😉

  11. Ja poza konkursem, bo nie mam sześciolatka, ani siedmiolatka, a tylko spasionego kota, ale…

    Jako porządne dziecko rodziców pracujących zostałam wyprawiona do szkoły i dotrzeć miałam sama. Szkoła trzy domy dalej, prosta droga ok. 100 metrów. Z domu wyszłam wzorowo – 8.00 (lekcje od 8.15), po drodze przypomniałam sobie, że nie wzięłam tornistra. Wróciłam. Odkryłam, że nie wyłączyłam telewizora. Bajka była na Canal +. Przysiadłam, obejrzałam, wyłączyłam telewizor. Poszłam do szkoły. Akurat lekcje się skończyły, bo tego dnia były raptem 3.

  12. Mój pierwszy dzień szkoły… siedziałam zestresowana między dwoma chłopakami. Nikogo nie znałam, sala była zimna i nieprzyjazna… Chłopak z lewej był w miarę sympatyczny i do dziś jesteśmy przyjaciółmi, ale to ten przede mną został ojcem moich dzieci i współkredytobiorcą. Pan wyczytywał nas po kolei i rozdawał indeksy. Bo ten najbardziej stresujący pierwszy dzień szkoły to był na studiach 🙂

    Podstawówka luzik, poszliśmy do jednej klasy całą paczką z podwórka. Pamiętam, jak spędzili nas na boisko, tłumy pierwszaków i ich rodziców, a ja myślałam, że to jakieś takie nierzeczywiste. Ja – w szkole? Ja – w pierwszej klasie? Tak jak czytałam w książeczkach?

    Potem pamiętam jedną z pierwszych lekcji matematyki, kiedy pani narysowała na tablicy kwadrat i tłumaczyła, że ma wszystkie boki równe i takie śmieszne kąty. Moja ręka wystrzeliła w górę.
    – Słucham, Madziu, co chciałaś dodać?
    – Proszę pani, mi się te kąty wcale nie wydają śmieszne.
    – Naprawdę? A mi tak… One są tu takie…
    Nie słuchałam dalej i od tamtego dnia uważałam moją nauczycielkę za lekko przygłupią.

    No i moja pierwsza dwója – czytaliśmy czytankę z elementarza, każdy po jednym zdaniu. Ponieważ słuchanie, jak reszta klasy się męczy i duka, nie było interesujące, zajęłam się czymś innym. To był błąd – jak kolej doszła do mnie, to nie wiedziałam, co mam czytać…

  13. pinacolada pisze:

    Nienawidziłam przedszkola. Nie cierpiałam szkoły. Uczyć się lubiłam i lubię, ale instytucja szkoły wrrr żadna książeczka mnie nie przekona 🙁 Nie za wiele się zmieniło w państwowych placówkach z tego co mam szansę przy starszej młodzieży obserwować.

  14. oslun pisze:

    No cóż… Moja przygoda ze szkołą zaczęła się za wczesnego Gomułki i trwa do dziś 😉
    Pierwszy dzień zaczął się koszmarnie i był zapowiedzią równie koszmarnych dwu lat. Do placówki poszłam z sąsiadką, bo moja mama była bardzo ciężko chora i od pół roku nie wstawała z łóżka. Na miejscu zostałam porzucona przez tymczasową opiekę w ogromnej sali gimnastycznej, gdzie ktoś wyczytywał nazwisk i dzieci gromadziły się wokół pań. Jestem z połowy alfabetu, więc miałam czas obejrzeć sobie panie i koniecznie chciałam być w klasie ładnej blondynki z lokami i w czerwonej sukience, więc gdy usłyszałam swoje nazwisko, popędziłam do niej (potem okazało się, że moją nauczycielką jest szara mysz w bezkształtnej burej garsonce i z tłustawymi włosami – charakter miała jeszcze gorszy niż wygląd).
    Było tragicznie! Jako dziecię wysokie zostałam oddelegowana do ostatniej ławki, a że było nas ponad 40 żywych sztuk, to tablica była hen na horyzoncie. Nie wszystko widziałam i słyszałam, a jako istota ruchliwa i na dodatek kinestetyk, popadałam nieustannie w konflikty z panią. Żeby nie opisywać całej martyrologii: wiecznie klęczałam pod tablicą za czorta nie znając swoich przewin, a pani dopiero w czerwcu odkryła moje umiejętności, gdy znalazła mnie z gazetą „Dziennik Bałtycki” pod ławką.

  15. oslun pisze:

    PS.
    Jak widać dzieci w odpowiednim wieku nie posiadam, ale mam odpowiednio podrośniętego wnuka Ignacego 😉

  16. Anka pisze:

    26 lat temu pierwszy raz do szkoły zawiozła mnie Mama ruskim rowerem z ramą, siedziałam „na ramie”. Kupiła mi w GeeSie paluszki słone „Lubelskie” (takie w niebieskim papierku). A potem czułam się jak małpa w zoo – wychowawczyni spraszała nauczycieli i kazała mi czytać na głos bajkę „Lis i zając”. Jako jedyna w 12-osobowej klasie umiałam płynnie czytać i pisać. To było w zerówce, do przedszkola nie chodziłam (u mnie na wsi po prostu nie było).
    Na koniec dnia z jednym takim chłopakiem żuliśmy na zmianę tę samą Donaldówkę, na samo wspomnienie tej gumy rzygać mi się chce…
    Moja Małgosia do szkoły idzie dopiero za rok, teraz drżę ze strachu na myśl o zbliżających się wakacjach i zamkniętym przedszkolu 😉

  17. Pierwszego dnia w szkole nie pamiętam. Za to drugi-owszem! Dostałam od mamy kanapki z wędliną. Była słona, nie cierpiałam jej. Kolega, który siedział obok mnie miał kanapki z masłem czekoladowo-orzechowym. Nie cierpiał go. Zamieniliśmy się. Zjedliśmy ze smakiem. Więcej nie pamiętam, ale serdecznie za to żałuję. Obudziłam się ze spuchniętą twarzą. Tak, miałam alergię na orzechy.

  18. igulazula pisze:

    U mnie ogólnie było fajnie, mam brata starszego o trzy lata, więc o szkole wiedziałam wszystko, w dodatku w klasie znalazły się dzieciaki z mojego przedszkola, więc nie czułam się samotna. Na jednej z pierwszych lekcji (bardzo chciałam zawrzeć nowe znajomości) zagaiłam do dziewczynki siedzącej przede mną, przejęzyczyłam się niestety… Ta dziewczynka mnie wyśmiała, zaczęłyśmy się kłócić, mało się nie pobiłyśmy. To była nienawiść od pierwszego wejrzenia 🙂 Po prawie 31 latach od tamtej lekcji stwierdzam, że lepszego przyjaciela niż ona nie mogłabym sobie wypyskować- sto beczek soli i stada ukradzionych koni za nami.

    Moja młodsza córka zaczęła właśnie przedszkole, do szkoły jeszcze długa droga, więc nie startuje po książkę, chyba, że jest też wersja dla kończących podstawówkę, wiecznie niezadowolonych nastolatek idących do gimnazjum? Spersonalizowana, że zdjęciem fochniętej Królowej Świata, obrażonej, że pada, że słońce świeci, że zimno, że ciepło, że cokolwiek… Jest taka wersja?

  19. Pamietam , że się bałam tego co mnie czeka . Przeprowadziłam się więc nie znałam dzieci np. z przedszkola … więc pamietam jako stres , stres , stres .. Potem już było fajnie . Pani z 1 klasy nie lubiłam 😛

  20. MagdaK pisze:

    Ja wiejsko urodzone dziecko. Przedszkola nie widziałam, ale dzięki babci idąc do zerówki biegle czytałam. Pamietam, że Pani posadzila mnie na środku i kazała czytać bajki dzieciom. ☺
    Moje młode poszły do szkoły jako sześciolatki…U nas się sprawdziło…ale jeszcze mam jedno dziecię w wieku moocno przedszkolnym…w zasadzie późno niemowlęcym…tak…że…jeszcze jedna pierwsza klasa mnie czeka.
    Ps. Piękne imię ma ta Twoja córka.

  21. Agnieszka B. pisze:

    Do szkoły podstawowej poszłam w roku 1980…Rany boskie jak to było dawno.Ubrana w plisowaną spódniczkę i bluzkę z falbankami poszłam niczego nie świadoma do klasy pierwszej.Spotkanie inauguracyjne było w sali gimnastycznej gdzie oczywiście zaczęłam gadać z jakąś dziewczynką i nie usłyszałam jak wywołuje mnie pani dyrektor.Otrzymaliśmy Akt Mianowania Ucznia w którym była mowa o prawach i obowiązkach ucznia Rzeczypospolitej Polskiej…chociaż mnie osobiście bardziej interesował róg obfitości pełen wyrobów jeszcze czekoladowych(czekoladopodobne pojawiły się rok później).W klasie byłam najmniejsza ale miałam największe kokardy u siedziałam z dziewczynką o nazwisku Majonez.Mamie zakręciła się łezka mnie nie…i przez cały rok nudziłam się śmiertelnie bo siedząc w domu kiedy mama była w pracy(sama!! Opieka by oszalała ze szczęścia)nauczyłam się czytać ,liczyć i względnie pisać.Zupełnie nie rozumiałam dlaczego dzieci dukają: ma mi mi kiedy na mnie czeka cudowna książka z baśniami Ewy Szelbug-Zarembiny.We wrześniu moja CD idzie wreszcie do zerówki jako 5 latek i nie mam nadziei że nie będzie do mnie przylatywać na każdej przerwie bo nasze sale są na tym samym korytarzu.O łezce mogę zapomnieć.

  22. Kiniox pisze:

    Z pierwszego dnia w szkole pamietam trzy panie wychowawczynie, jedną wysoką, chudą i ciemnowłosą, drugą małą, grubą i siwowłosą i trzecią średnią blondynkę. Pamiętam jak stałam w korytarzu w tłumie dzieci czekając na wyczytanie mojego nazwiska i modliłam się do mojej mamy (bo zawsze myślałam, że jest aniołem), żebym trafiła do klasy tej średniej blondynki, bo była najładniejsza. Udało się! 🙂 Na szczęście, poza tym, że ładna, okazała się też wspaniałą nauczycielką, którą wspominam do dzisiaj. W czasie stanu wojennego kazała całej klasie maluchów wykuć na blachę następujący tekst: „Donosicielstwo to jedna z najbardziej wstrętnych cech. Plami człowieka na całe życie. Nie tego, na którego się donosi, ale tego, który jest donosicielem”. Dzięki temu, można powiedzieć, że została ze mną na zawsze.

  23. no mnie czeka trudny wrzesień…ale swój pierwszy dzień szkoły pamiętam – zabrakło dla mnie krzesła, bo przyszłyśmy z mamą lekko spóźnione…Pani Bogusia za to okazała się wspaniałą nauczycielką i do dzisiaj wspominam ten czas…później już było gorzej;)

  24. Klaudia Ma pisze:

    Matko nie mogę przeczytać w całości Twoich wpisów na blogu. To pewnie mój problem, ale chciałam się upewnić, bo nic nie zmieniałam 😉 pewnie samo się zrobiło… Reklamy z prawej strony ucinają tekst… jak żyć 😀

  25. Linja pisze:

    Swojego pierwszego dnia nie pamiętam tak dobrze jak pierwszy dzień w szkole mojego starszaka:) Miałam łatwiej bo znałam język. Pamiętam mama obcieła mnie na grzybka. Wyglądałam strasznie. Biała bluzka i czerwony sweterek pamiętam do dzisiaj 😉 Mój starszy synek też ma ten dzień za sobą. Bardziej niż on stresowałam się ja. On był dzielny. Od września startuje z młodszym. W końcu chwila spokoju 🙂

Skomentuj Agnieszka B. Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *