I nadszedł ten dzień

… kiedy wszyscy rodzice zasiedli przy jednym stole, a dzieci poszły do drugiego pokoju i bawiły się cały wieczór. A zawołane na posiłek, przyszły, zjadły (no dobra – moje córki zjadły, inne dzieci skubnęły) i znowu poszły się bawić. A na stole dorosłych żeberka, kurczaczek, wermucik i inne dobra. I sobie mogliśmy porozmawiać, bez wstawania do kibla, bo któreś krzyczy że zrobiło kupę albo zasikało podłogę. Nie było też ran ciętych, jak pamiętnego sylwestra 2010, kiedy to CP razem z najlepszą przyjaciółką wyrżnęła głową w szklany stół. Nic też się dzieciom nie rozlało, nie stłukło, nawet się specjalnie nie kłóciły.

I nadszedł też ten dzień, kiedy wstałam z łóżka o 8 rano, chociaż moje dzieci wstały o 7. Córka Pierwsza zrobiła sobie sama kanapkę, załadowała ją do plecaka, powiedziała, że jeszcze woda by się jej jeszcze przydała, a Córka Druga nie powiedziała, że spódniczka jest brzydka.

Niestety nadszedł też ten dzień, kiedy spojrzałam w lustro i z czubka głowy wyrwałam sobie gruby, biały włos. Nawet nie szary, nie cieniutki z takim jasnym pasemkiem. Nie. Biały, sterczący ze łba, jak wielki baner z napisem „jesteś stara!”.

48 odpowiedzi na “I nadszedł ten dzień”

  1. Powodzenia w wyborze farby. Moje siwulce się nie farbują NICZYM!

Skomentuj Joanna Pacewicz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *