Kolonie dzisiaj i kiedyś

Od początku wakacji czytam o różnych zaniedbaniach podczas kolonii, o tym, że dzieci wypoczywają w nieodpowiednich warunkach, że za mało opiekunów mają, że dojechały stłoczone w pociągu. Ja tam nie jestem zwolenniczką puszczania dzieci do koloni karnej, ale czasami tak sobie myślę…

Kiedyś jechało się do lasu. Do LASU, nie do pensjonatu w Karpaczu. Wiem, bo należałam do drużyny ochotniczej straży pożarnej i mieliśmy różne obozy. Był jeden opiekun, były namioty, śpiwory i nocne warty. Obóz zaczynał się od kopania latryny w lesie, myliśmy się w drewnianych rynnach wodą z jeziora, samodzielne robiliśmy kanapki dla całych drużyn, chociaż żadne z dzieci nie miało badań sanepidu. Do domu dzwoniło się… Nie, w sumie się nie dzwoniło, bo nie było czasu. I telefonów.

W 1996 roku pojechałam na obóz żeglarski. Przez 10 dni ciągnął nas kuter od Gdańska do przystani na Jezioraku. W jednej Omedze (to nieduża łódka, nawet nie kabinówka) spaliśmy po 6 osób na słomianych materacach, które po paru dniach deszczu jechały wszystkim, tylko nie świeżą słomą. Jedliśmy kanapki z dżemem i serem oraz pulpety ze słoika. Wodę pitną dostarczał beczkowóz z Iławy. Do domu wszyscy wróciliśmy. Ja opalona, pożarta przez komary, parchata od tej wody z Jezioraka, szczęśliwa jak diabli.

Jak dobrze, że NIKT SIĘ NIE WPIEPRZYŁ, nikt nam nie zabronił. Bo to były najlepsze wakacje, jakie w życiu miałam.

Cud, żeśmy nie pomarli na tych koloniach w latach 80-90…..

91 odpowiedzi na “Kolonie dzisiaj i kiedyś”

  1. Joanna pisze:

    Dobrze Matka prawie. Jakbym swoje wakacje widziała. Komary, mycie w zimnej wodzie albo w misce w namiocie. Było pięknie.

  2. Joanna pisze:

    Prawisz miało byc

  3. Ola pisze:

    Nadal sa takie obozy ( oprocz kopania latryn ), zwą sie obozami harcerskimi 🙂

  4. Katarzyna pisze:

    A no cud!!! A jaki to cud, że w piaskownicy nie złapałam toksoplazmozy czy innych takich. Jak mi czereśnia na ziemię spadła to wytarłam o bluzkę i jadłam. To też cud, że w związku z tym nadal żyję!!
    Wszystko wszystkim, ale sama jak myślę o tym by wypuścić dziecko do piaskownicy gdzie psy o kotki nie tylko spacerują to się pocę 😛 jak to robili nasi rodzice ? A może coś się zmieniło ? Kotów jest więcej ?

    • Ola pisze:

      Kotów jet tyle samo ( chociaz z przeszłosci dzieckowo blokowej- mojej to mam wrazenie, ze teraz jest ich duzo mniej), ale nie było internetu i nie widziałaś co zjada twoje dziecko z tym piaseczkiem 😉 )

      • Katarzyna pisze:

        Prawda. I niby super być świadomym człowiekiem i zbierać informacje na różne tematy ,tylko trochę nie ukrywam ,utrudnia to wychowywanie 😉 w szczególności „na luzie” .
        Ps: czy ktoś jeszcze lubił jeść Legumine (cytrynowa mmm)? Teraz nie uświadczysz tego cudu, bo jak to surowe jajka dziecku?

        • Matka Sanepid pisze:

          Jajka „trójkowe” co prawda mało „humanitarne” ale są naświetlane specjalnymi lampami i eliminują salmonellę całkowicie. Tak mówili w „Wiem co jem”. Że można je do kremów, kogla mogla etc.

  5. a ja tam jestem zwolennikiem kolonii wszelkich 🙂 dziecko ma jeździć, radzić sobie, poznawać ludzi, usamodzielniać 🙂 Zuza jeździ od 3 lat na kolonie, nie liczę zielonego przedszkola 😉 najpierw były tylko kolonie w tym roku obóz żeglarski pod namiotami, wróciła brudna ale szczęśliwa 🙂

    • Matka Sanepid pisze:

      a jak dzisiaj wyglądają obozy harcerskie? Ja nigdy nie byłam zwolennikiem harcerstwa, ale tak sobie myślę, że może CP zapiszę za parę lat (albo już?) Niech jeździ pod namioty…

      • ola pisze:

        Moje małe pojechało drugi raz na obóz zuchowy. Ma 9 lat. W zeszłym roku baza harcerska była taka trochę liźnięta cywilizacją – tzn. spali w namiotach na kanadyjkach, ale mieli prysznice, sanitariaty i jadalnię. W tym roku jest wersja grubsza, tzn nie ma pryszniców tylko mycie w baliach w tzw. namiocie sanitarnym, toi-toie, kuchnia polowa w namiocie. Telefony komórkowe zakazane, raz na kilka dni można w określonych godzinach przedzwonić do druhny. Mam nadzieję że nie trzeba będzie ubrań po powrocie młotkiem obstukiwać z brudu, a dzieciaka szmerglem…

    • ja pół dzieciństwa na obozach harcerskich spędziłam i cieszę się że Zuza też się zaraziła 🙂 była na obozie żeglarskim, spali w żołnierskich dychach, dyżury, musztry, apele, pływali po jeziorze, mieli zajęcia różne, zakaz brania telefonów 😉 więc można było tylko co kilka dni zadzwonić między 14 a 15 jak mieli ciszę poobiednią i dostać dziecko do telefonu na chwilę 😉 jedzenie i higiena już w trochę bardziej cywilizowanych warunkach niż za moich czasów 😉 kiedy to zęby myliśmy w strumyku 😉

    • Matka Sanepid pisze:

      przypomnij mi w jakim wieku jest Zuzia. Tutaj na wsi to mamy młodzieżowe drużyny OSP, ale moje laski zdecydowanie za małe. Nie utrzymałyby węża gaśniczego nawet bez ciśnienia wody 😉

    • Zuza skończy 10 jesienią, ale na kolonie i obozy jeździ od 3 lat – po pierwszej klasie pojechała na pierwsze 🙂

    • Matka Sanepid pisze:

      a, czyli czas najwyższy…

    • mój bratanek jeździ na obozy harcerskie od 5 czy 6 roku życia 🙂 ciężko go domyć ale wraca zadowolony

    • Pati Patison pisze:

      ja zaczynalam od 1 klasy podstawowki przygode z harcerstwem.. w ciagu roku biwaki, zimowiska, zjazdy i biegi w weekendy, latem obozy 🙂 Matka zuchow szukaj 🙂 od 5latkow biora 🙂

    • Matka Sanepid pisze:

      ja się boję, że nie pociągnę tego finansowo. Podobno używany mundurek to 2 stówki…

      • ola pisze:

        Używany mundurek to 50 PLN. tzn wystarczy na początek sama bluza plus chusta, pierścień, pas. Powinno w około 80 pln się zamknąć.

    • na obozach dzieciaki nie potrzebują mundurków i nie muszą należeć do harcerstwa żeby jechać z zuchami czy harcerzami..

    • Pati Patison pisze:

      eee tam.. na necie poszukaj takich kilkunastoletnich, za 3 dyszki kupisz a i material garunkowo wiele lepszy niz obecnie 🙂 jak trafisz na fajna druzyne to moze bedzie wystawiac dzieciaki na zebry do reala czy innej biedronki i tobie po kieszeni mniej pojdzie przy biwakach i innych wyjazdach 🙂 i pomysl.. czymze jest te 200zl (nawet jesli) majac w perspektywie te wszystkie wolne i ciche weekendy 😀

    • O to to! Obozy harcerskie 🙂 od razu banan na twarzy na samo wspomnienie – dyzury w kuchni, pobudka o polnocy i lazenie po lesie, zadania, spanie w namiotach albo domkach ale warunkow luksusowych nie bylo.. Moj starszy syn nalezy do scoutow.. Jest jedynym Polakiem w druzynie ale to mu nie przeszkadza..Też jezdza na weekendowe biwaki – wraca padniety ale mega szczesliwy 🙂

    • Mundurej nowy (bluza + spodnica/spodenki/spodnie) kosztuje ok 120zl, w necie mozna taniej kupic uzywany. A jak wyglada oboz zalezy od srodowiska;) 'Moje’ zuchy zawsze spaly pod namiotami na kanadyjkach, jak harcerze (sa srodowiska, gdzie maluchy spia tylko w domkach). Wszystko co ich roznilo, to cisza nocna pół godziny wczesniej;) Nie wszystkie gromady biora tez 'obce’ dzieci na oboz (nie chodzące na zbiorki) z prostej przyczyny, 'swoje’ znaja i wiedza jak je ogarnąć, a z obcymi nigdy nic nie wiadomo (sprawdziliśmy oba warianty). Laznie sa juz bardziej cywilizowane niz 10 lat temu. Warty nadal obowiazuja. Fajna przygoda dla dzieciaków, ale juz nie taka tania jak kiedys:)

    • Paulina Szmit pisze:

      Obozy harcerskie to hardkor, znajomi czasem zabierają gimbazę, bo są drużynowymi, to jest dramat. Gimbaza często nie wie, że trzeba umyć zeby. Płacze z tęsknoty za mamusią w namiocie. Dzwoni do rodziców, bo zerwała się burza i Ci przyjeżdżają je zabrać (namioty rozbite kilkanaście km od domu, żadne tam góry). Normalnie żal.pl, jakie teraz dzieci są niezaradne.

    • Paulina Szmit pisze:

      Natalia Górczyńska No nie wiem, w latach 80 strój harcerza ze składnicy kosztował majątek, obóz tyle samo co kolonie, mojej mamy nie było stać.

  6. obóz konny w Pińczowie….sprzatanie stajni od 6 rano…czyszczenie koni…wszedzie muchy,komary i kapiele w mulastej wodzie kolo osrodka,na kolacje ziemniaki z ogniska i kefir …..to był turboczad !

  7. Ja też myślę, że cudem jest fakt przeżycia wszystkich obozów harcerskich, wędrownych po Bieszczadach i zimowisk…wspomnienia

  8. Teraz nawet na obozach harcerskich latryna jest luksusem. Musi być toi toi. Ale to niestety nasza wina. Zbyt mocno chcemy mieć dzieci czyste, idealnie wyedukowane, zainteresowane fizyką jądrową już od przedszkola. A można zwyczajnie , w brudnych trampkach, w spodniach koleżanki bo własne diabeł ogonem nakrył .Tylko czy umiemy odpuszczać naszym dzieciom i pozwolić im żyć ?

    • Matka Sanepid pisze:

      Boję się toi tojów. Są fałszywe. Z zewnątrz ładnie, pięknie,a w środku i tak widzisz cudze gówno…

      • Artur pisze:

        Dorzucę coś o latrynach. Na naszych obozach używamy latryn kopanych do 1 m. Są wtedy w pełni ekologiczne ponieważ po zasypaniu ziemią/piachem ulegają naturalnej biodegradacji. Do ok. 1m dochodzi jeszcze tlen w ziemi i bakterie oraz inne mogą to sobie rozłożyć czyli mają papu.
        Tojtoje to bomba. Ładnie pachną w środku tylko czym? Chemia użyta do ekskrementów jest podobno zabójcza dla bakterii oczyszczalni, dziś może już używa się zmodyfikowanych „pomocników”. Pomyślcie ile zachodu trzeba by się tego roztworu pozbyć ze środka i czy zawsze trafia to na oczyszczalnie, bo wiem że nie w 100%.

    • umiemy 🙂 tylko trzeba się postarać, zagryźć zęby i wytrzymać 🙂 moja Zuza wróciła z obozu brudna trochę, podrapana, posiniaczona, zgubiła czapkę, niezbędnik i kilka drobiazgów, miała czarne paznokcie, obszczypane usta ale mówi że było fantastycznie 🙂 dużo lepiej niz na lalusiowatych koloniach 😉

    • Wiem że można, a nawet trzeba. Brudne -przepraszam za eufemizm ubrania, braki to nic jeśli na drugiej szali położony samodzielność, ogólne ogarnięcie i tą frajdę. Moja córa jeździła z zuchami od 6 roku życia, trochę się zniechęciła, więc w tym roku nie namawiałam, był obóz judo. Wariactwo w czystej postaci ale radocha jakich mało.

    • Paulina Szmit pisze:

      Toi toi? Na biwaku w lesie? W krzaki się idzie. 😀

  9. Ania pisze:

    W dzisiejszych czasach obozy harcerskie też tak wyglądają. Obóz w środku lasu, samodzielnie robione łóżka i półki na ubrania, mycie w zimnej wodzie, obieranie ileśtam kilogramów ziemniaków w kuchni polowej…, nocne wahty itd… tak, wysyłam po raz drugi na taki obóz mojego jedenastoletniego syna. Jednocześnie cieszę się i cała drżę:)

  10. O pamietny oboz w lesie nad samym morzem, drewniane wychodki, zbozowa kawa w wiadrach emaliowanych na stolach i ten palant co nam wsypal laxigen do tegoz wiadra…

  11. Kasia Szreder pisze:

    Musiało być naprawdę świetnie. Kto by teraz dał dziecko na takie obozy 🙂 Zwyrodnialec chyba jakiś 😉

  12. Hasło mojej córki która wróciła wczoraj z koloni z Władysławowa „Mamo co to była za tragedia miałyśmy w pokoju telewizor było w nim tylko 30 kanałów a połowa z tego to była zaśnieżona” Normalnie prawdziwa tragedia, he, he.

    • Matka Sanepid pisze:

      pamiętam, że kiedyś pojechałam na wycieczkę na Słowację i Węgry. I na Węgrzech dostaliśmy jakieś baraki. I pomiędzy naszym pokojem a pokojem koleżanek była dziura pod umywalką. Na początku uważałyśmy, że to przegięcie, a potem się okazało, że przez tę dziurę kwitło życie towarzyskie nawet po ciszy nocnej i można było pożyczyć sobie kosmetyki bez wychodzenia z pokoju

  13. Jeździłam na obozy harcerskie do Tupadeł (koło Jastrzębiej) do LASU, spaliśmy w namiocie wojskowym, myliśmy się w zimnej wodzie, obiady robiliśmy w kuchni polowej, mieliśmy całodobowe warty 🙂 uwielbiałam te wakacje 🙂

  14. Iza Damsé pisze:

    No właśnie…
    Ja byłam zuchem i też pamiętam takie obozy z wodą z jeziora do mycia, drewnianymi latrynami nie wiadomo gdzie w lesie, na jednym obozie to same sobie z drewna półki musiałyśmy robić, a harcerze prycze. Każdy zadowolony, nikt nie narzekał. A teraz wymyślają, że za mały luksus, toalety nie takie czy łóżka niewygodne, albo program za mało atrakcyjny 🙂

  15. moje dzieci od najmłodszych lat należą do harcerswta. Córka ma 6 lat. Jeździ na biwaki, śpi na podłogach w różnych dziwnych miejscach( ostatnio w szatni jakiejś szkoły) Chciała jechać na obóz, ale zamała( od 7 roku życia są) Syn jeździ od paru lat. śpi na kanadyjkach, ma nocne warty, buduje palisady, je kanapki z pasztetye przez trzy tygodnie i bigos na zmianę z fasolką po bretońsku. Żyją oboje, nie mają boleriozy, ani żadnej innej zarazy

    • agnieszka pisze:

      ale dzisiejsze harcerstwo to tez nie to co za naszego dziecinstwa…dzis z kazdego dnia obozu relacja na fejsie, dzieci nie wiedza co to pionierka, kopanie latryny (dzis jedzie tojka na oboz i to juz jest szczyt surwiwalu) rzutniki, ekrany, bumboxy, komorki, dzieciaki maja miec spakowane ciuchy w osobne torebki na kazdy dzien pobytu, ja wiem ze to wszystko z duchem czasu, no ale jednak

    • Paulina Szmit pisze:

      Kleszcza łatwiej złapać w wysokiej trawie koło domu niż w lesie. A dziecię warto zaszczepić, ale nie na borelio, ale na odkleszczowe zapalenie mózgu. Siebie zresztą też, jeśli dużo łazimy po krzalu.

    • No my każdy urlop spędzamy w lesie , nad jeziorem pod namiotami. Dzięki za radę 🙂

  16. a jA wlasnie namawiam syna by jechal nad morze ale gadzina nie chce wrrrrrr.

  17. Ka Samo Ha pisze:

    a ja myślę, że tu nie chodzi o błoto, robaki, latryny i zimną wodę, a o zaufanie – no z całą powagą, mimo że sama jeździłam, to miałabym teraz bardzo duży problem żeby właśnie wysłać swoje Panny z kimś obcym, kto miałby być za nie odpowiedzialny, no tak zwyczajnie jakieś mniejsze mam zaufanie do ludzi, niż mieli moi rodzice 😉

    • Matka Sanepid pisze:

      ale z czego to wynika? i w ten sposób wpajasz też dzieciom tę nieufność.

      Zresztą zauważyłam u moich koleżanek, że boją się dzieci ich ojcu zostawić bo „przecież on ich nie przypilnuje, jak ja”. Normalne to to nie jest, zwłaszcza gdy mamy do czynienia z trzeźwym, dorosłym człowiekiem.

    • Ka Samo Ha pisze:

      Nie chodzi mi o Ojca, Babcie, Ciotki czy inne osoby rodzinne czy nie rodzinne – ale serio no nie wysłałabym 5 czy 6,7 latki pod opieką obcych nie znanych mi osób obojętnie gdzie (czy to SPA czy to szałas)…Dlaczego po pierwsze nie znam tych obcych, nie wiem czy nadają się do opieki nad dziećmi (to już chyba nie te czasy, że się trafiało na obozach na prawdziwych zapaleńców i pasjonatów, a raczej teraz możesz liczyć na dorabiających studentów/nauczycieli) po drugie nie do końca ufam Córkom i temu co one mogą wywinąć – oczywiście potem może nie być lepiej (patrz: pijana gimbaza na dopalaczach ) ale jakoś mi się wydaje, że to za małe dzieci jeszcze 😉

      • marta pisze:

        Ja sama byłam przez wiele lat wychowawcą na obozach harcerskich, jak i kierownikiem zgrupowania, a najmłodsze dzieci, jakie ze mną pojechały miały po 6 lat. Wszystko kwestia zaufania, ale jeśli dzieci w ciągu roku należą do gromady zuchowej, to nie jadą z obcą osobą na kolonie – znają swojego drużynowego i rodzice też wiedzą, z kim puszczają dziecko na wakacje.

    • Matka Sanepid pisze:

      wierz mi, że czasami większym zagrożeniem może być wujek niż pan Zdzisiek…

    • Ka Samo Ha pisze:

      w myśl zasady „wrogów się boję mniej, bardziej przyjaciół” 😉 nie no oczywiście masz rację, nie mniej jednak jakoś tak tego nie widzę no 🙂 może i bawiłby się świetnie ale ja bym musiała mieć dużo xanaxu 😉

    • Matka Sanepid pisze:

      Dobry Xanax nie jest zły 😀 I wierz mi, jak moje córki pierwszy raz były na podwórku też się stresowałam… Trzeba to oswoić.

    • Ja wyslalam 6 latka. Pierwszy raz. Strach byl. Nie zaluje

    • Paulina Szmit pisze:

      Ka Samo Ha No to harcerstwo jest dobrym wyborem. Tu nadal siedzą zapaleńcy. Typowe kolonie rzeczywiście teraz robi się zarobkowo, ludzie płacą kupę kasy, a dziecko niczego się przez tydzień nie nauczy. Zuchy to może skok na głęboką wodę, też nie lubię organizacji paramilitarnych, ale w obecnych czasach w zasadzie nie ma wyboru. :/

    • Do Pani „Ka Samo Ha”
      Kiedyś to byli opiekunowie – to prawda. Aby być wychowawcą kolonijnym trzeba było mieć ukończone 18 lat i mieć kurs wychowawcy kolonijnego. Nie trzeba było mieć, jak obecnie, ŻADNYCH uprawnień pedagogicznych, które zdobywa się na pięcioletnich studiach. Nie sądzę, aby kiedyś wymagano także (jak obecnie) zaświadczenia o niekaralności 🙂
      Kiedyś miałyśmy właśnie taką młodą wychowawczynię. Pamiętam, że jej łóżko było w tej samej sali, co nasze (za jakimś przepierzeniem), nie pamiętam za to, aby jakąkolwiek noc spędziła razem z nami. Zawsze wracała rankiem, lekko nieprzytomna, brała swoje kosmetyki i szła pod prysznic. Pewnie po to, by się „dotrzeźwić”. Zresztą, na tych koloniach większość wychowawców była w takim wieku i było super, bo właściwie nikt nas nie pilnował. Raz w nocy koleżanka próbowała wejść na drzewo przez okno. Ale miałyśmy ubaw.
      A kiedyś byłam na koloniach, gdzie połowa (ok. 50) dzieciaków upiło się tanim winem. Wychowawcy gonili ich po akademiku i próbowali zagnić do łóżek. Nie wiem, kto potem sprzątał te zarzygane korytarze. Jest co wspominać.
      Dziś człowiek dostaje zawału, jak się dziecku paznokieć głębiej złamie, bo rodzice robią awanturę o wszystko, próbując w ten sposób uciszyć wyrzuty własnych sumień, że tak mało tym pociechom poświęcają czasu. Dziś dzieci nie potrafią supełka zawiązać, a co dopiero sznurówkę i nie potrafią na drzewo wleźć, ani dach niskiego budynku, żeby sobie zabawkę ściągnąć. Masakra jakaś.

      • Błagam, kierownikiem i wychowawcą kolonijnym może zostać każdy, wcale nie musi kończyć 5-letnich studiów, a całe te kursy to naprawdę farsa. Zaświadczenie o niekaralności ważna rzecz, ale moim zdaniem niewiele zmienia. Opiekunami są osoby, które posiadają uprawnienia, a nie potrafią udzielić pierwszej pomocy, nie potrafią rozmawiać z dziećmi i ogólnie niewiele o pedagogice wiedzą. Wiem, bo takie zaświadczenie posiadam – zrobiłam „przy okazji” kiedy była okazja, a ja myślałam, że zostanę nauczycielką. Nie uważam jednak, że posiadam kompetencje do sprawowania takiej fuknkcji i mimo uprawnień, nigdy nie odważyłam się zająć dzieciakami na jakimkolwiek wyjeździe.

  18. Asia Kost pisze:

    Dlatego z moim stadem jeździmy na spływy niezorganizowane w dwa, trzy kajaki, pod namiot rozbijany na dziko, niezależnie od pogody, żeby mieli porównanie jak pojadą na jakąkolwiek kolonię, że wypoczynek to nie tylko deptak z chińską tandetą i bezmyślnym maratonem przez wszystkie okoliczne muzea.

  19. Mona Gee pisze:

    Ale sanepid zawsze był obecny na takich wyjazdach. Czy obóz harcerski czy inna kolonia. Zawsze organizator musiał miec zaświadczenie sanepidu. Podobnie z gaśnica. I nie mowię o wyjazdach do budynków 5 lat temu, ale o obozach w głuchym lesie 20-30 lat temu. A wygoda wszechobecna teraz to całkiem inna sprawa…..

  20. No to kochana ale zes reklame zrobila…a wlodarze miasta tak sie staraja promowac Iławe .Matko aż taka ta woda brudna była w tym Jezioraku. Dobrze ze podałas lata kiedy tam byłaś bo jakby potencjalny turysta Iławy to przeczytał pewnie rozmyslilby się nad wypoczynkiem w tym pięknym mieście. ..
    Ja wyruszam tam 26…do mamusi mej. ☺

  21. agnieszka pisze:

    Amen. Do pociagu rodzice wrzucali nas przez okno, taki byl scisk, autokary sie psuly, pchalismy nie raz na zmiane do najblizszej stacji albo jakiejkolwiek pomocy, bo przciez nie bylo telefonow kom. a budki telefoniczne tylko w rozwinietej cywilizacji – kierowca czesto i gesto piwko sobie wiozl na kokpicie (zamkniete, ale jednak, i nikt nie pilnowal kiedy je wypije) ok. wiem, ze to mocno nie na miejscu, ale z drugiej strony zyjemy i mamy sie raczej dobrze. Nie bylo telefonow, a kazdy umial sie znalezc, punkt zborny na trzepaku, zawsze ktos tam byl, znalismy sie na zegarku!!! kazdy mial wbudowane jakies poczucie uplywajacego czasu, ja sporo podrozowalam, ale nigdy nie zadalam pytania „daleko jeszcze?” mi sie w aucie nie nudzilo….eh. biedne te nasze dzieci w sumie, ale sami robimy z nich ciapy, wszyscy jestesmy za bardzo asekuracyjni, wycofani, bojacy, choc z rozrzewnieniem wspominamy czasy naszej beztroski, kiedy rodzice dawali nam tak wiele swobody i nie trzesli sie nad kazda plamka na ubraniu (no dziura w cudem zdobytych dzinsach z ameryki byla niedopuszczalna, grozila smiercia lub kalectwem trwalym, ale dzieki temu rowniez inaczej szanowalismy to co posiadamy) poprostu to juz nie wroci, mamy za duzo wyobrazni?? inne czasy…

  22. Magdalena pisze:

    Obóz harcerski! Choć nie byłam harcerka, tata załatwił mi miejsce i pojechałam z koleżanka do Tupadeł koło Jastrzebiej Góry (ktoś tez wczesniej wspominał). To były najlepsze wakacje życia, choć spaliśmy w namiotach gdzie wiatr hulał (bałam sie robactwa), wstawaliśmy o 4:00 i mieliśmy warty w środku nocy, myślimy sie w zimnej wodzie, gotowaliśmy dla całego obozu, na chrzcie walili nam łyżka po garnku nałożonym na głowę i chłostali pokrzywami po łydkach. Jednocześnie poznałam świetnych, czasem szalonych ludzi, nauczyłam sie ogromu rzeczy, zakochałam sie na zabój i do dziś pamietam zapach lasu wczesnym rankiem. Nie zamieniłabym tego na nic. Wspomnienia… :))

  23. patil0 pisze:

    Jeździłam na takie kolonie/obozy i cudne wspomnienia mam. Byle jakie żarcie, mycie w strumyku itp. Było pięknie. Dało się przeżyć bez uszczerbku na zdrowiu i psychice. Dwa- trzy tygodnie bez kontaktu z rodzicami / chociaż telegram- kochane pieniążki przyślijcie rodzice- to w sumie jakiś kontakt/ też na zdrowie rodzince wychodził.
    Organizowałam kolonie/ obozy dla dzieci. Cuda się działy ze strony rodziców. Jak słyszałam pytanie czy na miejscu będą ręczniki /wymieniane codziennie/, mydło/szampon/pasta zapewniona, bo moje dziecko używa tylko „tej” firmy, czy w pociągu będzie świeża pościel- wtf?! No ręce i cycki mi opadały. A żądania typu- moje dziecko ma być w pokoju 1 osobowym sprawiały, że ziemniaki mi czwórkami z piwnicy wymaszerowywały/to tak, żeby nie przeklinać/. I w tym momencie się zastanawiałam- po @*#& rodzice te swoje książątka na kolonie wysyłają? Tym bardziej, że rodziciele to rocznik pamiętający zupełnie inne czasy. I te telefony do mnie pierdyliard razy dziennie- czy moje dziecko zjadło/ beknęło po posiłku/ zrobiło kupkę itp. Nosz…. A najdziwniejsze jest to, że dzieci wracały zadowolone, zachwycone, z pretensją czemu tak krótko te kolonie trwały. Hmmm.

  24. Ja jezdzilam z klasa. Nocowalismy w szkolach a jechalismy piciagiem. Ale przeciez teraz tak nie wolno. Porabane czasy

  25. M pisze:

    nie pomarliśmy też bez kasków na rowerach, fotelików w 3 rozmiarach w autach, itd.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *