WueF. Moja szkolna trauma

Byłam dzieckiem aktywnym. Nie miałam komputera, w telewizji nie leciały bajki 24-h na dobę, a ja dorastałam na wsi. Świeże powietrze, swoboda, bieganie z kolegami bez smyczy rodziców w postaci komórki. Wakacje nad jeziorem, pływanie, granie w nogę, jakieś lotki, dużo jazdy rowerowej. A jednak zajęcia wuefu to moja największa trauma z dzieciństwa (poza gotowanymi burakami w stołówce na obiad). Bo pani kazała biegać dookoła sali, a ja miałam kolkę po 2 okrążeniach. Bo kazała grać w siatkówkę lub koszykówkę, a ja, chociaż wysoka, nie potrafiłam odbijać, rzucać, bywałam wybierana do drużyny na końcu i oskarżana o to, że mecz przegraliśmy. Przez kozła czy skrzynię nie chciałam skakać, bo bałam się, że się wywalę i będę miała otwarte złamanie (taką fobię mam). Nikt mi nie załatwiał na lewo L4. Zaciskałam zęby albo okres miałam co 2 tygodnie, chodziłam na wagary. Matematyka, fizyka i chemia razem wzięte nie sprawiały mi takiego bólu, jak te cholerne ćwiczenia.

Poszłam na studia odchudzona jednak. Bo w wakacje zastosowałam dietę i ćwiczyłam w domu. Skrępowana maksymalnie, nikt w domu nie widział mnie, jak się wyginam na dywanie. Miałam poczucie totalnego obciachu, no bo jak to? Ja w trykocie, spocona, zziajana.

I na tych studiach też był WF. Zajęcia do wyboru. Uwaga! Basen, zajęcia fitness i siłownia. I przemiła pani od WF-u, ciepła kobieta, która motywowała do ćwiczeń, zdrowej diety, pozwalała na tej siłowni zostawać „po godzinach”, akceptowała niedoskonałości. Do tego grupa dojrzałych ludzi, którzy ćwiczyli wspólnie (tak, faceci też chodzili na fitness, my-kobiety podnosiłyśmy ciężarki). To był przełom. Lata, które sprawiły, że wysiłek fizyczny nie był dla mnie męczarnią.

Teraz widzę w tej telewizji, co to ponoć ma siedzibę w Tel Awiwie, cykl programów „Stop zwolnieniom z wuefu” czy jakoś tak. Coraz więcej polskich szkół wprowadza ponoć różne zajęcia ruchowe. Już nie trzeba grać w siatkówkę albo w koszykówkę, gdy się tego nie kocha. Można wybrać taniec, można nawet chodzić na jogę (pytanie, kiedy jakieś katotaliby zarzucą tym zajęciom sekciarstwo…). Myślicie, że jest nadzieja na to, że dzieciaki nie będą miały traumy? Że znajdą dla siebie zajęcia, które dają dużo radości i zaszczepią w nich miłość do aktywności ruchowej?

Nie każdy musi lubić biegać (ja nie znoszę), nie każdy chce grać w piłkę (nienawidzę), nie każdy lubi pływać (ja uwielbiam). Nie można każdego ucznia traktować według z góry ułożonego planu.

40 odpowiedzi na “WueF. Moja szkolna trauma”

  1. _inessy pisze:

    nie zmieni sie, trauma bedzie zawsze…

    lekkoatletyka tak, wygibasy na koźle etc. TAK
    siatkarstwo NIe

    uwielbiam biegac, pływać, rolki, rower, siłownie…. ale nadal nie lubie siatki i tyle

    moja córka teraz ma 1 klase, lubi judo, ale nie skakanke 🙂 uwielbia rower, rolki i bieganie (po mamusi 🙂

    siostra – ten sam naczyciel wf co mnie uczyl,

    lekkatletyka – no taaaaaka trauma podstawówka
    judo rewelacyjnie tak
    siatka, koszykówka, piłka ręczna TAK ale dopiero gimnazjum 🙂

    reszty nie ubi, wiec wnioskuje, ze zalezy od czasu, człowieka i nauczyciela 🙂 i nie powinni brac z góry, powinni rozwijac predyspozycje a nie tłumic

  2. A mi nauczyciel z WF zawsze powtarzał, ćwiczcie teraz, póki możecie i maci za darmo, bo potem to Was będzie drogo kosztować… I miał rację. Teraz żeby biegać sobie to trzeba nawet kasę wydać, a o siłowni czy basenie nie wspomnę. Co do WF, to zawsze powtarzałem, że nauczyciele źle do tego podchodzą, bo wiem, że nawet ze złamaną nogą w gipsie można na WFie ćwiczyć… słyszeliście może co to „Stretching”? Wniosek jeden, do zdrowego trybu życia trzeba szykować od małego, najlepiej przez wzór rodziców – trzeba ćwiczyć razem!

  3. Alex Alex via Facebook pisze:

    Na wf w klasie maturalnej poszłam dwa razy. Na koniec miałam czwórkę, bo grałam w tym czasie w hokej na lodzie, a nasz facet z wuefu o tym wiedział. Nieraz szłam na lodowisko na 6:30, żeby potrenować więcej.
    Nie, dzieciaki nie muszą mieć traumy 🙂

  4. Liv pisze:

    dzielę z Tobą fobię skrzyniowo-kozłową. dla mnie traumą było to co musiałam robić (gdy zespołowe zwłaszcza, zawsze robiłam za największą ofiarę), ale też to, że byłam za to oceniana. fajnie, że się zmienia.

  5. PchlePsotki pisze:

    Ja tam uwielbialam wf jak nie trzeba było grac w gry zespołowe,,bo ja okularnica ,na wf nie wolno bylo w okularach,bo niebezpiecznie. Krótkowidzu traf w ta przebrzydła piłkę, jeszcze jak to byla do siatki lub kosza pół biedy, bo duża i kolorowa ale taka od pinponga lub tenisa masakra.

    • Iwona pisze:

      Ha ha ha, jakbym siebie widziała. Ślepa prawie jak kret, piłka spada za mną albo przede mną o 3 metry, a ja się wyginam do odbicia… I obciach, bo wszyscy wokół rżą jak durne konie! NIGDY WIĘCEJ! Teraz nawet do uciekającego autobusu tiptopkami się śpieszę 🙂

  6. Ta kolka wywołała u mnie traumatyczne wspomnienia. Bieg na 600 m na zaliczenie…

  7. Paula pisze:

    Jako matka nastolatki mogę powiedzieć, że akcje to tylko reklama dla celebrytów, a w szkołach nic się nie zmieni dopóki szkoła będzie nastawiona na ocenianie wg wytycznych MEN-u, jakiś głupich tabelek z których wynika, że każdy musi umieć skakać, biegać i trafiać do kosza, podobnie jak z ocenami z plastyki czy muzyki.
    Wielu zawodowych sportowców nie potrafi wszystkich dyscyplin wiec jak wymagać tego od dzieci, które dojrzewają , mają jakieś kompleksy, fobie, wstydzą się swojego ciała, itd.

    Że o WF w środku lekcji nie wspomnę- jak w takim przypadku szkoła może nazywać się edukacyjną, skoro każe siedzieć na lekcjach i śmierdzieć po WF, a na biologi każą dbać o higienę?

    Tez mam traumę po WF w podstawówce.
    pozdr:)

    • iwa pisze:

      Dokładnie, prysznice są, ale nie można skorzystać, bo skład wszelkiego wszystkiego. Na zebraniu gadka, że trzeba dzieci uczyć, bo się nie myją. Na pytanie o prysznice, nieczynne, bo i tak nie korzystali, a jak korzystali, to wyłupy były i demolka i nieczynne, bo nie oo to remont był, żeby demolka była, a upilnować się nie da itd.

      • am.art pisze:

        Kto by zdążył wykąpać się, przebrać, wysuszyć włosy w czasie 10 min. przerwy. W mojej szkole w prysznicach były szatnie, bo … szatni nie było.

    • Gimnazjalistka pisze:

      Ma Pani świętą rację! Tylko, że my wf mamy pierwszy 😉 a prysznic to w naszej szkole obce pojęcie.

  8. Nienawidziłam zajęć z lekkoatletyki.Tak samo ja Ty Matko,te wszystkie kozły,mostki i stania na rękach.Do dzisiaj pamiętam wizualizacje,gdy w rozbiegu zahaczam stopami o kozła i obijam się straszliwie. Uwielbiałam siatkówkę i koszykówkę,(choć wzrost mój o tym niekonieczne świadczy),więc moja trauma była połowiczna 😉 ….a na studiach był basen,konie,koszykówka,siłownia i rolki 🙂 jak się zdążyło załapać 🙂

  9. Mama Ka pisze:

    Matko Sanepid, jakbym czytała o sobie! Ostatnio napisałam na blogu wprost, że jeśli moje dziecko poprosi o zwolnienie z wfu to je dostanie… Tyle, że przy okazji zapiszę młodego na zajęcia sportowe poza szkołą 😛

  10. mama.twins pisze:

    Zmora podstawówki – w-f to głównie biegi na boisku i koszykówka (przez całą podstawówkę trafiłam do kosza raz – na dodatek nie w czasie meczu). Jak raz na sto lat była ćwiczenia typu fikołki itp to nawet chętnie szłam.
    Teraz też bywa średnio – córka np. nie kocha w-f odkąd zmieniła się nauczycielka, bo pani niesprawiedliwie przyznaje punkty w grach.
    Chyba więcej zależy do nauczyciela niż od systemu

    • Gimnazjalistka pisze:

      Taak, to prawda od nauczyciela zależy bardzo dużo! W podstawówce nienawidziłam wuefu! Pod koniec 6 klasy nasza nauczycielka nas opuściła (zaszła w ciążę) wtedy przydzielono nam innego nauczyciela na każdy dzień (nie było to zbyt komfortowe, ale nie było też źle) w 2 gimnazjum był przemiły pan około 50 na jego lekcje aż się chciało iść 😀 uwielbiałam wtedy wuef a teraz (w 3 gimnazjum) przyszła bardzo nie fajna dziewczyna, tak DZIEWCZYNA! Bo jest tylko o 9 lat starsza od nas, byłoby to jeszcze do zrozumienia gdyby nie fakt, iż ma się za jakąś wielką księżniczke i za byle co karze nam robić po 100 przysiadów i zabiera nas w deszcz na wuef na dwór! Pozdrawiam serdecznie 😉

  11. Taaa, może w dużych miastach. Ja miałam w podstawówce L4 i w czasie wuefu czytałam książki w bibliotece, bo z tych zajęć, na których byłam, mam podobne wspomnienia.

  12. gosia pisze:

    my w podstawówce – obóz kondycyjny. trauma. w szkole średniej – cudowna babka pozwalała robić co chcemy. chcieliśmy grać w siatkę graliśmy cały boży rok (tj boże cztery lata). i te co potrafiły i te co mniej potrafiły. bo było fajnie. grali z nami często chłopcy – jeśli akurat nie mieli jakiś własnych lekcji, grały z nami nauczycielki jeśli akurat miały wolne (chemica i geografica). to co obowiązkowe w programie odwalaliśmy bo trzeba – te chore testy i zajęcia z la. każdy miał z wf najwyższą notę.bo się należało. pamiętam boży rok, kiedy mieliśmy 100% obecność i aktywność na wf wszyscy (ci co byli zdrowi, bo wiadomo kto chory to go nie było, jego strata). taki miałam wf w liceum. na studiach świetne babki od wf – koło 50tki, z lekką nadwagą, sprawne jak cholera, ćwiczące z nami. oprócz wf chodziłam 5x tyg na siłownie i 2 x tyg na tańce. kochałam to. podstawówka teraz tylko 6 lat. da się znieść i jest szansa, że potem będzie już tylko lepiej 🙂

  13. angus79 pisze:

    I ja mam taką traumę-skakałam przez skrzynię i kozła, grałam w siatkówkę mimo, że mnie koszmarnie nudziła, w kosza.Powalały mnie sprawdziany, na których trzeba było na 10 rzutów do kosza rzucić 6, żeby dostać trójkę. No przecież dziecko mające max 130 cm wzrostu może nie trafić, skoro nawet zawodowcom przekraczającym 2 metry się zdarza. Sprawdziany na których trzeba było przebiec 60 metrów w 9 sekund by dostac min. dobry. Czy rzuty piłką lekarską, halo nie każde dziecko może mieć taka krzepę by rzucić te 3 kg za siebie na odpowiednią odległość. No i jak nie mieć traumy? Nie powinny liczyć się chęci czy zaangażowanie??

  14. Paulina W. pisze:

    Rozumiem traumę z kozłem. Twoje obawy ziściły sie na mnie, w 4 klasiepodczas skakanie przez kozła, przy asekuracji (!?) nauczycielki, złamałam rękę 🙂

  15. Ina pisze:

    O droga Matko, jak ja Ciebie doskonale rozumiem… I te wrzaski koleżanek o przegrane mecze, jak sobie teraz pomyślę, jakie to głupie dziewuchy były… Na studiach wreszcie mi się udało (najpierw basen, choć dotąd nie umiem pływać, a potem siłownia). Choć nigdy nie mogłam narzekać na wuefistów (a ten z liceum dodatkowo odkrył, że jako tako radzę sobie w tenisa stołowego, więc zamiast obrywać piłką od siatki w twarz, trzaskałam kolejne sety paletkami), to jednak już w 3 klasie podstawówki (!) zaczęłam preparować lewe zwolnienia 😉 Teraz sobie myślę, co moja wuefistka musiała o mnie pomyśleć, kiedy widziała te karteluszki zapisane drżącą dziecięcą rączką 😉 Fajnie, jeśli dzieciaki będą mogły wybierać. Sama jestem katolem, ale do jogi nic nie mam – zwłaszcza po długim dniu gniecenia dupska na krześle przy biurku.

  16. alka pisze:

    U mnie było trochę podobnie. Beznadziejny w-f w szkole i skrzydła u ramion na w-fie na studiach. Nawet na głowie stanęłam i czołg zrobiłam . No szok. Pani z w-f z uniwerku wrocławskiego dzięki gorące!!!!

  17. Magda pisze:

    Sam wuef nie jest taki straszny, pod warunkiem że nauczyciel normalny z ludzkim podejściem. Moja córka lubi sie ruszać, lubi biegać i grać. Co z tego. Pani nauczycielka robi sprawdzian z biegów, czy skoków, potem wyciąga notesik i patrzy w tabelke i z biegu na 1000 czas 4 minuty to jest ocena 4, a z biegu na 60 -10 sekund to jest ocena 3. I tym sposobem moje dziecko nie chce biegać i ćwiczyć, bo po co? Skoro ona daje z siebie wszystko, wypluwa płuca w biegu a pani ocenia jej wysiłek na 3. Podoba mi się idea „Wuef z klasą” (wspierany zresztą przez MEN) tego życzyłabym każdej szkole.

    • symplegada pisze:

      Dokładnie to samo jest u nas, napisałam poniżej.

      • Paula pisze:

        Zgadzam się, pewnych fizycznych ograniczeń człowiek nie przeskoczy choćby ćwiczył całe życie i tyle. Ale w PL szkole wszystko musi być od linijki- szkoda, że to rzadko dotyczy nauczycieli ;-/
        Ale jako matka gimbusa-pocieszam się, że szkoła jest jak grypa-trzeba ja przejść 😉 I faktycznie teraz bardziej przezywam szkołę niż gdy ja byłam uczniem-chcoiaż moi rodzice sie nie napinali- jakos miel wiecej luzu, przyjmowali to jak jest i już- teraz presja od przedszkola na wyniki, itd

  18. Wiola pisze:

    Ja niestety na jakiekolwiek odgórnie narzucone zadania zawsze reagowałam stawaniem okoniem. Za to dziś bardzo lubię fitness i sama sobie ustawiam poprzeczkę.Bo moge i chce a nie musze.

  19. Manu Jelassi via Facebook pisze:

    Też mam traume i ta kolka i to wszyskto co opisałaś to jakbyś o mnie pisała.W podstawówce syna,od 4 klasy mają wybór,m.in basen,tenis.Mam nadzieję,że on wyjdzie bez traumy 😉

  20. Magda pisze:

    Ha! Ja również wysoka (178) i dokładnie te same wspomnienia – kolka po dwóch okrążeniach sali, w koszykówkę i siatkówkę grałam jak łamaga 😀

    Co do jogi to …wprowadzałam kiedyś elementy takiego programu „joga dla przedszkolaka” (jako nauczyciel przedszkola) – i zostałam posądzona właśnie o to, o czym piszesz…

  21. ja nie mam traumy,byłam poprostu leniem 😀

  22. symplegada pisze:

    Optymistka….U nas (duże miasto na południu, słynne z Katarzyny W. i Trybsona, czy jakoś tak) jest dalej ocena za wynik, testy typu: biegaj przez 12 minut i jak dużo przebiegniesz, to dostajesz taką ocenę. Co dla dziecka np. z astmą jest zabójcze. Moja córka, uwielbiająca ruch, jeżdząca na nartach, łyżwach, rolkach, rowerze i na czym się da – płacze po wf, bo jest ambitna, a biegać na czas nie może, piłką palantową (!) daleko nie rzuci (bo jest drobna) itd. Mogłabym długo. Nic się nie zmieniło od moich czasów – czasów okularnika zmuszanego np. do przewrotu przez skrzynię bez okularów (wada -6 i astygmatyzm). Nienawidziłam. Wf-u, bo sport lubię.

  23. marta pisze:

    Mam podobne wspomnienia z podstawówki czy liceum. Choć w liceum miałam możliwość pół semestru chodzić na basen (bardzo lubię pływać), gdzie nauczyciel po prostu doskonalił/uczył nas pływać, nie oceniał naszych umiejętności !!!!. Na studiach było podobnie, kilka sekcji sportowych, basen do wyboru. W szkołach powinno być podobnie, sport powinien sprawiać radość, relaksować po nauce w ławce a nie powodować dodatkowy stres.

  24. Marta pisze:

    Matko, a ja myślałam, że taka jestem wyjątkowa z tym, że schudłam i w ogóle nabrałam kondycji po maturze, przed studiami… Prawda – wf był traumą. Nadal jest traumą. Bywam w szkole z racji wykonywanego zawodu. To, co pokazują w telewizji to fikcja. Tak się nie dzieje w polskich szkołach. Nadal nie. Nie w tych, w których bywam. I gdybym miała dziecko, zrobiłabym wszystko, żeby nie chodziło na wf, nawet gdybym za jego sport miała płacić. Nie zapomnę upokorzenia, kiedy mi – kluseczce – kazali tańczyć z jakąś cholerną wstążką, kiedy musiałam stać na głowie, kazali mi skakać przez płotki, a ja się bałam, że się posikam. Ze strachu, że znowu się połamię (3x gips do VI klasy).

  25. Magda Z. pisze:

    Z tego widać były takie nasze marne czasy żeby tylko był w-f na tym co mieli w zasobach szkoły a prowadząca pani zaraz szła na emeryturę… Też się upodabniam z Matką co do gier zespołowych i bieganie na czas, bo już te koziołki i fikołki to akurat u mnie jakoś przeszły. A już czasy szkoły średniej były ok bo chociaż raz w tygodniu był aerobik no i na studiach też więc tylko choroba mnie zmuszała do nie ćwiczenia.. Z tego co widzę u moich dzieci to mają tam jakieś ćwiczenia czy rywalizację w grach typu dwa ognie… Zobaczymy co będzie dalej..

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *