Dokładnie wczoraj dobiłam do Decathlonu (nigdy nie wiem, jak się to pisze…) powątpiewając nieco w skuteczność mej misji.
– Dzień dobry! W sierpniu kupiłam hulajnogę. Zepsuła się. Nie mam paragonu, na potwierdzeniu zapłaty kartą jest wyższa kwota niż wynosi cena hulajnogi…
Długowłosa blondi zerknęła na mnie, na córkowy różowo-zielony pojazd i wklepała coś do komputera.
– Kiedy pani kupowała?
– Na początku sierpnia.
– A to nie mam dostępu do tych transakcji…
Ponieważ w handlu pracowałam i zawsze mieliśmy wgląd do paragonów, to już się miałam zacietrzewić, a zacietrzewić się umiem znakomicie, bo regularnie ćwiczę, ale pani dodała:
– To niech pani pójdzie wybrać sobie inną, a tę zostawi.
No frontem do klienta. Szał! Można? Można. No chyba, że ludzie tak mi ufają, bo dobrze mi z oczu patrzy… dopóki się nie zacietrzewię.
24 thoughts on “Decathlon mnie zadziwił”