Nie miała MS roboty, to sobie kupiła maszynkę do robienia lodów. Nie, stop! To deal był taki z babcią:
– Jak babcia kupi maszynę do lodów, to ja je będę produkować.
Babcia niby koło ucha puściła moją bezczelną uwagę, a przedwczoraj na kuchennym blacie postawiła maszynkę i zaznaczyła, że jak następnego dnia wróci z pracy, to chce domowe lody. „Mówisz – masz”.

Na pierwszy rzut poszły cytrynowe na greckim, gęstym jogurcie, z minimalną ilością cukru pudru. Misę, która ma podwójne ścianki wypełnione płynem mrozi minimum 8 godzin. Produkty na lody trzeba przygotować, zmiksować, schłodzić w lodówce, następnie umieścić w zmrożonej misie i zapuścić maszynkę, która przez kolejne 40 minut kręci coś, co ostatecznie wygląda jak shake z Maca, tylko jest troszkę bardziej gęste. Kto lubi shake’i (?) może od razu przelać lody do kubków i ciągnąć zimną maź przez rurkę. Kto ma pojemniki do mrożenia, może je jeszcze na godzinkę włożyć do zamrażarki.

Jestem zakochana. Uwielbiam produkować desery, a lody do tej pory robiłam bardzo rzadko. Dzisiaj zrobiłam lody nutellowe, na jutro planuję kokosowe. Potem zajmę się takimi bardziej skomplikowanymi, czyli na jajkach. Zaczynam być szajbuską….

W mojej maszynce, która ponoć w pobliskim niemieckim markecie kosztowała 60 zł, mieści się jednak zaledwie 500 ml płynu. To wystarczy na 8 „patyczków”, tudzież 10 gałek. Foremki do lodów można znaleźć w Ikei, Rossmannie, Auchan i innych marketach za ok. 7-10 zł. Mają jednak dwa minusy – gotowe lody ciężko się wyciąga z foremek, a patyczki jakoś tajemniczo znikają….

24 thoughts on “Matka kręci z pasją lody”