Czwórki, czwóreczki, czwórunie kochane

Idą, idą, idą, idą. Od pół roku, kurwa. No dobra, może od 2 miesięcy. Ale czy trzeba robić o to tyle krzyku??? Łazi ta koza* kudłata, paluchy w paszczy trzyma i ryczy ciągle.

Pamiętam jedną taką kandydatkę na nianię, która mi radę dawała, by ząbkującemu dziecku dać do gryzienia kawał słoniny.

– Ale po co???? – spytałam nie dowierzając.
– A żeby ta sól przeżarła dziąsła i zęby szybciej wyszły.
– Dobrze, dziękuję Pani. Zadzwonimy….

A teraz to bym jej wcisnęła tę słoninę do gardła, byle by tylko nie wyła. Córka Pierwsza nie wyła tak. A może wyła??? Zaraz sprawdzę w zapiskach z 2010 roku.**

* – Mamo, a dlaczego mówisz do nas „kozy”?
– Bo wszystko zżeracie….
– Wcale nie, trawy nie jemy.

Jedzą. Córka Druga ostatnio na spacerze udowodniła.

** Dajcie mi kwadrans.***

*** Pierwsza też wyła. Trzeba jej było też słoninę dać. Albo kurzą kość. Albo w dupę****. Po co wyje?

**** Żart, żart 😉

Jedna odpowiedź do “Czwórki, czwóreczki, czwórunie kochane”

  1. Kama pisze:

    Ta solona słonina serio dobra, nie tyle przeżera ale rozmiękcza dziąsła 😉 coś jak sachol 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *