Przyszła CD z przedszkola i zjadła zupę. To skoro zjadła zupę, to się pytam, czy chce deser. Chciała, więc jej ukroiłam kawałek bloku czekoladowego. Zjadła i spytała, czy może sobie zrobić kakao…..
Twarda z niej sztuka, zwłaszcza że blok wyszedł naprawdę słodki.
Niesiona sukcesem związanym z wyprodukowaniem pysznego bloku czekoladowego, postanowiłam poczęstować nim kolejną koleżanką córek. Tej jeszcze nie znałam, więc wręczając jej talerzyk z kawałkiem przesłodkiej domowej czekolady spytałam:
– Jesteś na coś uczulona? Mleko? Kakao? Orzechy?
– Nie.
– Na pewno? Nie spuchniesz nam tutaj, nie dostaniesz drgawek, wysypki?
– Nie – zapewniła dziewczynka.
Gdy z pokoju zaczęły dobiegać dźwięki skrobania metalowych łyżek po porcelanowych talerzykach poszłam po naczynia. Talerzyk z czekoladą od koleżanki był nieruszony:
– Ona nie lubi rodzynek… – wytłumaczyła Córka Pierwsza.
Mam nadzieję, że nie lizała, bo mi szkoda wyrzucić i dam którejś córce jutro jako świeże…
Z kolei dzisiaj rano poszukiwałam córek. Ponieważ była 6:40, a ich łóżka były puste wyruszyłam do babci. Po drodze natknęłam się na Córkę Pierwszą.
– A ty już zjadłaś śniadanie u babci?
– Nie. Obraziłam się na dziadka.
– Aha… to albo się odobrazisz i wracasz na śniadanie, albo idź się ubierać do szkoły.
Około 5 sekund później córka była odobrażona. Ja to umiem negocjować.
18 thoughts on “Jak nie zabić koleżanki córek?”