Córka Druga jest takim dzieckiem, że jak na całym wielkim polu jest jedno małe gówno, to ona w to gówno wejdzie. Na przykład na bosaka. Wy o tym wiecie, ja o tym wiem, nawet córka o tym wie, ale znajoma nie wiedziała. I mówię jej o tym, a ona na to, że ma identyko. Że jak coś się ma spierdolić, to spierdoli się w właśnie jej.
- Tutaj mam szytą głowę, bo dostałam nartą. W czerwcu.
- Nartą w czerwcu??? Jakim cudem?
- Gdy byłam dzieckiem, poszłam z mamą do stomatologa – zaczęła intrygująco. – I mnóstwo osób było w poczekalni, ja stałam w pobliżu szafy, szafa nagle się otworzyła, wypadła z niej narta i uderzyła mnie w głowę. I powiem jedno: z tego się nie wyrasta.
Fuck!
potwierdzam, nie wyrasta się. Mam 35 na karku i jest bez zmian.
siedzę i kwiczę
W dodatku u stomatologa ???
Jechałam kiedyś pociągiem, ktoś na zewnątrz lubił czarny humor i w okno pociągu rzucił sporym kamieniem i ten kamień trafił 10 cm nad moją głową. Siedziałam tam obsypana szkłem i zastanawiałam się czy mam bardziej szczęście – że nie w oko, czy bardziej pecha, bo pociąg prawie pusty, a kamień nad moją głową ?
Wypadki chodzą po ludziach… zazwyczaj ciągle tych samych ?
Ale zdradzę Ci ważną rzecz: przed pechem można się schować. To tak zwana metoda „na strusia” czyli że kiedy Ty nie mówisz, że masz pecha, to go nie masz, bo skoro go w swoim życiu nie dostrzegasz, to on nie widzi również Ciebie ?