W końcu każdemu może się znudzić. Poza tym, jak wpiszę tu wszystkie wierszyki to nikt nie kupi moich książek 😉
Ten powstał podczas przechadzki do sklepu. Sklep z owadem w nazwie i logo, oddalony od naszego miejsca zamieszkania o 3 km.
„Pcham ciężki wózek, obok córka smęci,
mnie do spacerów nic, k**wa, nie zniechęci”
Bo Córka Pierwsza wymyśliła sobie że trzeba kupić Lubisia. Bo ona chce poczęstować K.* („Kocham K., dam jej Lubisia. A ciocia M.** to jest łobuuuuuz”) Na wieść o tym że idziemy do Biedry Córka się zbuntowała, ponieważ każde dziecko wie, że „No coś Tyyyy mamoooo, w Biedronce nie ma Lubisiów!”. Tłumaczenie, że zaraz obok jest Bomi, a w nim na pewno Lubisie, mogłam sobie o kant tyłka rozbić. Nie, nie, nie! Lubisia! Miałam jej nie kupować słodyczy, ale się poddałam. Dorwała truskawkowego i… w tym momencie zapomniała o K., Lubisia zjadła i więcej o częstowaniu kogokolwiek nie wspominała.
* Najlepsza kumpela Córki Pierwszej.
** Mama najlepszej kumpeli Córki Pierwszej
edit: dobra, to teraz naprawdę ostatni wierszyk
„Z garnka mleko kipi
z patelni rozchodzi się smród
nie zrobię dzisiaj obiadu
bo ty k***a ryczysz znów!”
11 thoughts on “Ostatni wierszyk”