Z poradnika freelancera*

czyli 5 trików, które pozwolą Ci połączyć wakacje dzieci z pracą na akord.

*Poradnik jest uniwersalny.

Może dotyczyć też:
– jak połączyć wakacje dzieci z długą kąpielą matki,
– jak połączyć wakacje dzieci z malowaniem paznokci,
-jak połączyć wakacje dzieci z czytaniem długich romansideł z “momentami”.

I żeby nie było seksistowsko:
– jak połączyć wakacje dzieci z oglądaniem meczów i tapicerowaniem zagłówków.

Ja jednak kąpać się nie lubię (biorę prysznic), paznokci nie maluję (nie umiem), romansideł nie czytam (wolę reportaże). Nie da się ukryć, że moja praca (jestem seo copywriterem, jakby ktoś nie wiedział), wymusza pewną sprawność w przyjmowaniu i oddawaniu zleceń. Czasami jest tak, że przez tydzień szwendam się po domu, rozmazuję kocie gluty na szybie, gadam do świnek morskich i co 20 minut sprawdzam, czy kwota z mojego konta bankowego pozwoli mi przetrwać do chwili, kiedy trafi na mnie agencja reklamowa z mega budżetem i zechce zamówić 100 tekstów o robieniu jajecznicy za bajońską sumę. Znaczy się zamówienie ma być za bajońską sumę, jajecznica może być za max. dyszkę.

Bywa też tak, że się nie obrabiam.

Nigdy nie jest “pośrodku”. Nigdy nie tak, że sobie piszę 6h dziennie przez 5 dni w tygodniu. Albo nie ma nic, albo stukam w klawiaturę z pieluchą na pupie i na każde danie serwuję sobie odmrażaną pizzę. Taki nawał pracy zazwyczaj jest wtedy, kiedy:
– dzieci mają zły humor i nagle nie mogą żyć beze mnie,
– są ferie,
– leje jak z cebra i dzieci wiszą na framudze, gdy chcę je wykopać na podwórko,
– któraś córka jest chora i rzyga jak kot,
– kot jest chory i rzyga jak kot,
– szkoła ma wolne, bo rekolekcje,
– są wakacje.

Czasami mam kumulację.

Jak teraz. Są wakacje, dzieci mają zły humor i nagle nie mogą żyć beze mnie, a pogoda się zrypała, gdy tylko nastało astronomiczne lato. W takiej sytuacji każde “a mamoooooo” kwituję:
– Rany boskie, pracuję!!! Zarabiam ciężko pieniądze, żebyś miała co jeść, co do kibla wrzucać, żebyś ubrania miała, zabawki, gumki do włosów, żeby auto jeździło, kot miał karmę i żwirek, żeby prąd był, telewizja i Internet, ja za darmo tego nie dostaję, nikt mi do bankomatu nie wsadza ot tak tych setek i tysięcy złotych. NIE PRZESZKADZAJ MI, DZIECKO!

Tak im mówię. Jak mam lepszy humor, to krzyczę tylko:
– Nie ma matki! Do pracy wyszła.
I dalej klepię.

Ogólnie mam chyba stresującą, wyniszczającą mój organizm i psychikę pracę, przy okazji okaleczającą dzieci, które, jak inne potomstwo osób twórczych, muszą nauczyć się chodzenia na paluszkach i mówienia po cichu. Kiedyś będą chodzić do terapeuty.

Co robię, że od 6 lat pracuję w domu i wychowuję (mocno powiedziane) dwie córki?

  1. Otóż córki są dwie. Polecam. Jedna by chyba na mnie non stop wisiała, a dwie jednak razem się bawią. 
  2. Poza tym mają zielone światło na twórcze zabawy. Standardowo kupuję im co tydzień ryzę papieru, wszyscy obdarowują je kredkami, farbami, klejem z brokatem, koralikami, wycinkami, kredą. Pokój moich córek zawsze wygląda, jakby przeszedł przez niego huragan, a ja się nie wtrącam w ich malowanie palcami, smarowanie plasteliną po podłodze, przymykam oko na brudne biurka. W ten sposób zyskuję czasami kilka godzin ciszy, co najwyżej przerywanej prośbą o “coś do jedzenia na ciepło”. 
  3. Córki mają klocki. Szczęściary urodziły się w XXI wieku. Ja urodziłam się w ósmej dekadzie XX, dlatego swoje pierwsze klocki LEGO dostałam, gdy miałam lat 6. Przywiozła mi  je ciocia z USA i do dzisiaj bardzo miło tę ciocię wspominam. LEGO wtedy było tylko w Peweksie (w Gdyni, blisko Kamiennej Góry była przychodnia ortodontyczna i gdy z mamą czekałyśmy w długiej kolejce, to ja sobie wychodziłam do tego Peweksu i oglądałam zabawki). Dostałam wtedy od cioci jedno pudełko, było biało-granatowe. Jakiś podstawowy zestaw, z którego niewiele można było ułożyć. Do dzisiaj jednak mam sentyment do tych klocków i część nawet wciąż służy córkom.Klocki zajmują ważne miejsce w ich pokoju. Niestety leżą też na podłodze, co powoduje u mnie liczne kontuzje i motywuje mnie do noszenia kapci z grubą podeszwą. Córki, gdy złapią fazę na LEGO, układają godzinami. Mają zarówno zestawy podstawowe, jak i tematyczne – głównie LEGO Friends (tu), LEGO Disney Princess (tu), ale też Duplo (tu), z którego wciąż chętnie budują. Ostatnio Córka Pierwsza wspomina jednak, że chciałaby… LEGO Creator (tu), z którego można wybudować robota. I chociaż uważam, że ceny LEGO nie są niskie, to nie warto szukać zamienników, ale sklepu online, np. Gandalf.com.pl, z dobrymi promocjami i szerokim wyborem oryginalnych zestawów. Można paczkami klocków obskoczyć wszelkie urodziny i święta dzieci własnych oraz obcych. Rodzice tych obcych na pewno nie będą mieli nic przeciwko. Oni także potrzebują chwili dla siebie.
  4. Udaję, że nie słyszę. Kiedyś nasadzałam sobie na uszy słuchawki i puszczałam głośną muzykę. Do czasu aż bawiły się w chowanego i Córka Druga wyleciała razem z drzwiami od kabiny prysznicowej z owej kabiny. Na szczęście przeżyła. Obecnie staram się słyszeć i nadzorować, chociaż nie reaguję na skarżenie i kłótnie.

  5. Bajki. Wiem, to karygodne. Żadna szanująca się blogerka nie powinna przyznawać, że jej dzieci oglądają bajki. No oglądają: na tablecie lub na komórkach. Pilnuję jednak, by nie miały od tego czerwonych oczu (odliczam im 30 minut za pomocą kuchennego minutnika). Bajki do oglądania często zamieniamy na bajki do słuchania. Audiobooki są u nas na porządku dziennym, a Plastusiowy Pamiętnik to mi już wychodzi bokiem…

Podejrzewam, że moje czarodziejskie techniki nie są szczególnie odkrywcze.

Najważniejsze jednak, że pozwalają mi na łączenie pracy zarobkowej ze sprawowaniem nadzoru… wróć… z wychowywaniem potomstwa. Metody są humanitarne i pozwalają przetrwać 70-dniowe (deszczowe w większości) wakacje z dziećmi pod jednym dachem.

Wpis powstał przy współpracy ze sklepem Gandalf, dystrybutorem oryginalnych zestawów LEGO.

12 odpowiedzi na “Z poradnika freelancera*”

  1. Judyta pisze:

    Hmmm, niby nie mam dzieci, ale pracując w domu to Lego kupuję dla męża…

  2. Kasia pisze:

    Matko, czy mogłabyś mi polecić Audiobooki dla czteroletniej dziewczynki. Wszystko, co do tej pory kupiłam/dostałam dla Córki jest przerażające i mam tu na myśli sposób czytania przez lektorów. Córka boi się tych bajek po prostu.

    • Renia pisze:

      Reksio czytane przez Stuhra. I Findus 🙂 tez Stuhr plastusiowy pamiętnik. Lilka i spółka – w takiej kolejności

  3. Basia pisze:

    Dla mnie puzzle poprosze i…. pusty stol, zeby mozna bylo do konca ulozyc!
    Czas sama sobie znajde 🙂

  4. EDYTA pisze:

    Mojemu synkowi jak narazie wystarczy dać zmiotkę i szufelkę i przez ok. 30 min mam święty spokój 🙂

  5. Marta pisze:

    Ja pracuje w domu i od pracy odciągają mnie dokladnie te same rzeczy, które od Ciebie maja odciągać Twoje dzieci. Moze poradnik „jak sie skoncentrować, zamiast szaleć, bawić, prac, gotowac?” 😉

    • Matka Sanepid pisze:

      Rytm. Też mam problem – idę siku zrobić, to przy okazji pralkę wyszoruję, kibel, umywalkę, a teksty leżą. Nastawiam więc minutnik: 45 minut na 15. I te 45 minut nie wolno mi robić niczego, poza pisaniem (ewentualnie popijaniem kawy). Czasami 3 rundy mi wystarczą i mam po robocie.

      • Marta pisze:

        Oj. Widziałam w Homli piękną klepsydrę. Chciałam, ale mózg mówił „po jakie licho ci to”. To ja sobie chyba kupię 🙂

  6. malkontentka pisze:

    hehe skąd ja to znam, wiele dialogow z bajek cytowalam na pamieć, ale to jedyny sposób gdy chce się zrobić w domu cokolwiek z 2 dzieci uwieszonych na mamie

  7. Tyż Mamuśka pisze:

    Nie demonizowaliby tak tych bajek 😀 Ja wiem – to problem pokoleniowy. „Za naszych czasów” były 2 kanały w TV, 10-minutowa dobranocka i ok. półgodzinna w niedzielę, rano jakieś Domowe Przedszkola (ale jak młodzież chodziła do przedszkola, tonie oglądała), popołudniami jakieś programy dla dzieci i młodzieży, ale w małym stopniu bazujące na bajkach i poranne programy w weekendy. Jakby tak to zebrać za przeproszeniem „do kupy”, to ile się tego uzbiera? Kilka godzin? A pewnie wielu z nas słyszało od dziadków: „za dużo przed telewizorem siedzisz”! Dlaczego? Bo za czasów rodziców był jeden kanał w TV, a za czasów dziadków wcale. a my już tacy jesteśmy, że zawsze porównujemy to, co jest dzisiaj z tym, co było 'za naszych czasów” i wtedy oczywiście było lepiej 😀

Skomentuj Marta Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *