Jak to życie czasami za nas wybiera

„Ciągle przesiaduję w kuchni” – pomyślałam sobie, dlatego wzięłam laptopa z kuchennego stołu i przeniosłam się z nim do dużego pokoju. W sumie ostatni rok spędziłam z laptopem na kolanach i Córką Drugą u boku. Może to przez masę problemów na początku, życiowy przełom w środku i pełnię zadowolenia z tego co robię teraz, mam poczucie, że ten rok na wychowawczym mogę zaliczyć do niezwykle ciekawych i niesztampowych. Nie mogę ramię w ramię stanąć z matkami, które twierdzą, że każdy kolejny dzień z dzieckiem wygląda identycznie jak poprzedni i że chciałyby odmiany i pracy na etat.

Skąd u mnie akurat takie refleksje?

Ano dlatego, że dokładnie od roku pracuję w domu i dokładnie przedwczoraj zaniosłam umowę do przedszkola, według której od września obie córki idą do tego przybytku matczynego szczęścia. A ja zostaję sama na włościach.

Bardzo długo zastanawiałam się nad porzuceniem etatu na rzecz freelancerki. Notowałam plusy i minusy, ale wciąż minusy w postaci wielkiej niewiadomej przeważały nad plusami typu: „jak mi dziecko zachoruje, to mojego szefa mogę pocałować w.. czoło” Mama mówiła, że to ryzyko, koleżanka, że jednak co etat to etat… ale sytuacja zmusiła, więc lekką ręką wzięłam urlop, z drugiej strony łkając nad swoim losem. Ojciec Biologiczny na wieść, że żyć będę z pisania powiedział „o kurwa”, mamie przyznałam się po 2 tygodniach i… dzisiaj nikt nie pamięta, że były jakiekolwiek wątpliwości. Bo zdecydowanie wyszło mi to na dobre. Z Córką Drugą związana jestem do granic możliwości, moją pracę uwielbiam, samodyscyplinę w miarę opanowałam, z głodu nie umarłam, nie miałam problemu, gdy Ojciec Biologiczny w pewien wrześniowy wtorek dowiedział się, że w sobotę musi wyjechać za granicę. Po prostu nadal pracowałam, zajmowałam się dziećmi, a to gdzie mieszkałam też nie miało wielkiego znaczenia. Poczta z umową o dzieło dotrze pod każdy adres.

Od września zupełnie spokojnie moje drugie dziecko rozpocznie edukację przedszkolną. Posprzątam, popiszę, prześpię się (a co! dopóki latam co noc do którejś, to drzemka się należy), znowu popiszę, zjem obiad, pojadę po dzieci. Nie potrzebuję stałych godzin pracy, nie potrzebuję szefa, kolegów z pracy, telefonu na biurku i przerwy na lancz. Jednym podpisem na wniosku o wychowawczy rok temu zmieniłam swoje życie na takie, o jakim marzyłam. Taki zawód chciałam wykonywać. Udało się. I to z dziećmi u boku. Z dziećmi, które od dnia narodzin mnie mobilizowały, wiele nauczyły i czasami zmuszały do wyborów, jakich bez nich bym nie podjęła.

No to teraz koniec wynurzeń. Córce Drugiej bajkę, sobie kawę i do roboty!

10 odpowiedzi na “Jak to życie czasami za nas wybiera”

  1. dadacia pisze:

    brawo brawo dla Ciebie za trafność decyzji !kolejnych 100lat radości z dzieci satysfakcjonującej pracy 🙂

  2. gizaczka pisze:

    Zazdroszczę… Ja nie mogę się pozbyć męża, wychowawczy mam bezpłatny, a o znalezieniu dorywczej pracy w takiej wioseczce jak moja mogę pomarzyć… Ach, ech, och 🙂

  3. czerwiec_2012 pisze:

    No i w samo sedno:) Może to nie jest poprawne politycznie stwierdzenie, ale te kilka miesięcy więcej z dzieckiem w domu zamiast za biurkiem w wielu przypadkach ma naprawdę większą wartość – tak ogólnie;). To tak w kontekście dyskusji, czy matka powinna siedzieć (tzn. „siedzieć”) w domu z dzieckiem, czy zasuwać w gajerze do swojej korpo.

    Ja też pracuję zdalnie i sobie cenię, a czas z O. zaowocował nie tylko ubogaceniem duchowym 😀 (cierpliowść!), ale i firmą własną:) Także uściski, matko-freelancerko, od matki-przedsiębiorczyni:), bo słusznie prawisz!

  4. Bethka pisze:

    Oj też bym chciała taką pracę … 🙂

  5. Jagodzianka pisze:

    Ach, jak ise czyta takie wpisy, to człowiek zaczyna wierzyć, że warto zaryzykować, że czasami nam się wydaje, że spotkał nas pech, a to wcale nieprawda – bo coś tracimy, byśmy mogli dostsć w zamian coś innego, lepszego…

  6. fynn pisze:

    O jakże podobne są losy ludzkie. Ja tak ponad 3 lata temu złożyłam wypowiedzenie, w ciągu tygodnia sprzedałam mieszkanie i z całym dobytkiem sama z dzieckiem pojechałam w nieznane Pomorze. Zdarzają się wieczorne chwile kiedy robię bilans moich poczynań i wiem na pewno…nie żałuję ani jednej podjętej dycyzji. Takie to siły drzemią w Kobietach.

  7. znasz mnie pisze:

    no booooo………. marzenia się spełniają :):):)
    oby dalej było tylko lepiej

  8. Mych pisze:

    Dałabym wiele, żeby tak pracować. Tylko jak? Jak zacząć? Jak się zahaczyć?

  9. Mama Ka pisze:

    Sama chciałabym tak pracować… Ale kiedy jest się samotną matką, na której spoczywa cały obowiązek utrzymania dziecka to strach ryzykować….

  10. Judyta pisze:

    Od jakiegoś czasu czytam Twojego bloga i dwóch rzeczy Ci Zazdroszczę (celowo z wielkiej litery) tej pracy i wolności… ja do tej pory pracowałam w banku, niemal rok temu straciłam etat – redukcja etatów, przez kilka miesięcy szukałam podobnej pracy na etacie, ale w trakcie poszukiwań trafiłam na artykuł o pracy copywritera i pomyślałam – ” tak to chcę robić”. Mieszkam w małym mieście i pracy w tym zawodzie na etat nie znajdę ale myślałam o freelancingu – przyznaję boję się podjęcia tej decyzji jak cholera … tzn. bardzo 🙂
    Matko powiedz czy wcześniej pracowałaś w tym zawodzie ? Czy była to dla Ciebie zupełna nowość ? Zastanawiam się jak ruszyć z „nowym” bo ja tylko jedno już wiem na pewno – nie chcę więcej pracy w której każdy ruch regulują procedury… Tobie życzę powodzenia w dalszej pracy freelancera i trwania w przekonaniu, że była to najlepsza decyzja jaką mogłaś podjąć. Pozdrawiam J

Skomentuj Bethka Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *