To się wyspałam! (ironia)

O 22.00 umościłam się na kanapie pod pościelą, którą w końcu muszę wyprać… ale przynajmniej leżałam na własnej poduszce. Zarządziłam wyłączenie komputera, światła, wywalenie domku z kartonu do innego pokoju, bo jak tylko dzieci w nim nie siedzą to biegają po nim koty. I „walnęłam w kimę” czy jak tam młodzież teraz mówi.

Ok. 2.00 usłyszałam płacz, ale to przecież dyżur tatuśka, więc zakryłam głowę kołdrą i już. Światła się zapaliły, mąż w coś uderzył nogą, ale mleko zrobił („moją” techniką butelkę z mlekiem przygotowuje się w 10 sekund) i poszedł. Zapadła cisza, która trwała jakieś 3 minuty. Po tym czasie Córka Druga znowu rozdarła paszczę. I darła, darła, darła.

Nie wiem czy to bardziej instynkt macierzyński, czy samozachowawczy zadziałał, ale polazłam do sypialni, poprzytulałam wrzaskuna, utuliłam, pokołysałam, poszłam.

O 4.45 krzyk z pokoju Córki Pierwszej – „Przykryj mnie!!!” Powstrzymałam się od chęci mordu i przykryłam ją tylko po szyję 😉

O 5.10 było już po spaniu. Córka przylazła, położyła się na kanapie obok mnie, ale miała sporo potrzeb: lala, siku, kupka, okręcenie się na lewy bok, okręcenie na prawy. Jak przysnęłam zaczął dzwonić budzi męża, bo oczywiście mąż kładąc się w sypialni budzik zostawia w korytarzu. Cholerstwa nie mogłam wyłączyć, więc co 5 minut klęłam na budzik, z czego moja Córka Pierwsza zapamiętała tylko słowa „Pieprzony zegar” i ze dwa razy je powtórzyła. Przemilczałam sprawę, żeby jej nie zachęcać.

I tak niemowlę wstało po 7.00, trzylatka po 5.00.

Jakby człowiek wiedział co go czeka, to by sobie 4 lata temu dwie spirale jednocześnie zamontował: wszerz… i wzdłuż.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *