Człowiek wchodzi rano do kuchni, a tam jak w chlewie. I nie, nie chodzi o bajzel, ale o to, jak świnka morska doprasza się o jedzenie… Chrumkaniem. Głośnym. Jak stado świń, a nie jeden zwierzak składający się głównie z futra.
No w każdym razie karmiłam Biszkopta, gdy przyszła Córka Druga. Bo córki nadal siedzą w domu z gorączką. „Gorączka” to nie przezwisko naszej gosposi. Niestety.
– Mamoooo, a Córka Pierwsza kopnęła mnie w głowę.
– Oj, podmucham.
– Nie, nie boli, ale nogi jej śmierdzą. Musisz mi włosy umyć.
12 thoughts on “U Matki w chlewiku”