Córki dzisiaj kolejny dzień siedzą w domu. Córka Druga, bo ma kaszel, a Córka Pierwsza…. bo powiedziała, że bez CD do przedszkola jechać nie chce.
– Ale co ty będziesz w domu robić? Tam masz angielski, rytmikę, balet, koleżanki…
– Będę układać puzzle i grzecznie bawić się z siostrą.
Gdy tylko uznałam, że dobrze, odpuszczam, ale jutro jedzie na 100% i minęła godzina, o której wychodzimy z domu, zaczął się Sajgon. Od 8:00 rano biją się, szarpią, gryzą, psują sobie zabawki i ogólnie robią wszystko bym jednak wywiozła je do lasu.* Z tym że ja dzisiaj mam stalowe nerwy, bo się nawet w miarę wyspałam. Jak to się stało? Ano, zamontowałam sobie w uszach stopery. I nie słyszałam kaszlu, smarkania, nocnego łażenia. Pewnie ewentualnych rzygów i alarmu o pożarze we wsi i ewakuacji też bym nie usłyszała, ale Córki przywykły, że jak mamusia nie reaguje, to się idzie do dziadków i jest fest. Dopiero przed 7:00 rano obudziły mnie słowa CP: Mamo, a gdzie są moje puzzle z „Truskawkowym ciastkiem”?, wypowiedziane z milion razy z dodatkowym waleniem pięścią w moją poduszkę.
Swoją drogą, wczoraj CD, ze względu na nieżyt żołądka jadła głównie biszkopty i herbatniki. Gdy dzisiaj zawołałam ją na śniadanie, wrzasnęła:
– Ciasteczka! Hurra! Ciasteczka.
Kaszka była. Nie tknęła.
Żeby jednak nie było, że te moje dzieci takie okrutne, oto przykład na to, że serce mają dla MS czasami:
– Córko Pierwsza, a ty jaki chcesz strój na bal Halloween?
– Ten sam co w zeszłym roku.
Jupi! Trzy dychy w kieszeni! Strój znalazłam na strychu, tylko przepiorę i na czwartek dziecko będzie gotowe. Myślałam, żeby się umówić z moim czadowym sąsiadem, że wpadnę koło 17:00 z córkami po cukierki, ale ostatecznie uznałam, że mi się nie chce. W piątek dam im znicze do odpalania czy coś, niech poznają bardziej polskie tradycje.
* Mój dziadek, czyli pradziadek córek jest wdowcem, mieszka sam, więc niedługo po śmierci babci/prababci namówiliśmy go, by zapisał się na zajęcia dla emerytów w parafii. Chodzi więc dziadek/pradziadek na jakieś dancingi, kawki, wykłady, a od czasu do czasu jeździ na wycieczki.
– To gdzie dziadek ostatnio był na wycieczce?
– W Swarzewie, w Sanktuarium Maryjnym.
– No tak, a gdzie by wzięli emerytów? – mówię do babci.
– A potem byliśmy na cmentarzu w Żarnowcu.
– Taaa… i jeszcze wycieczka po cmentarzach – dodałam szepcząc.
– A w drodze powrotnej poszliśmy na groby piaśnickie…..
Ja bym się nie zdziwiła, jakby takie wycieczki sugestywne ZUS zaczął emerytom organizować….
23 thoughts on “Córki bardzo mroczne”