Jak wpada do dzieci OB, to zdarza mi się go poczęstować obiadem. Co prawda przy stole siedzi na rogu i na najniższym krzesełku, żeby pamiętał, gdzie jego miejsce, ale jednak głodnego go nie zostawiam.
I w związku z tym, że on odkąd wyrwał się z kajdanów małżeństwa ćwiczy, biega, na siłkę chodzi, ogólnie jest taki zajebiście fit, zrobiłam kotlety schabowe w panierce, smażone na tłuszczu, jak pan buk przykazał, do tego marchewka z groszkiem z maślaną zasmażką. Ziemniaki już odpuściłam, bo nie lubię.
Siadamy do stołu, Córka Pierwsza zaczyna marudzić, że kotlet za duży, za mały, za miękki, za twardy, za słony, bez smaku.
– Dzieciaku! Jakby twój ojciec tak marudził, to by już u mnie nigdy więcej nie dostał żadnego obiadu.
OB zjadł kotlet i marchewkę z groszkiem w milczeniu, odłożył talerz i :
– Dziękuję. Bardzo dobre.
Się chłopak szybko uczy.
21 thoughts on “Domowe obiady”