– Dzień dobry, czy u państwa mieszkają nietoperze? – spytała jakaś małolata stojąca za płotem.
– No są na strychu chyba – podjęłam z nią rozmowę, bo jako pierwsza z odwiedzających nas niezapowiedzianie osób nie spytała, czy jestem szczęśliwa, albo czy wierzę że bóg mnie kocha.
– Czy ja mogę zobaczyć?
– Strych czy nietoperze?
– No strych…
A proszę bardzo. Chce te góry gratów oglądać, to jej sprawa. Zaprowadziłam na tył domu, wpuściłam do salonu, na poddasze… i w tym momencie się ożywił dziadek, bo dziadek lubi nietoperze, więc wycieczkę poprowadził dalej. Małolata okazała się być wyposażoną we wszelkie latarki i jakieś nadajniczki studentką bóg wie czego, ale zapewne żyć z tego bogato nie będzie. W tym czasie babcia zaczęła rozpaczać, że teraz, jak się dowiedzą, że mamy nietoperze, to na otynkowanie domu i rozpalenie grilla będziemy potrzebowali zgody ministra środowiska. Ale babcia, jak to babcia, od razu zaczęła też szukać dobrych stron.
– A może jeśli my te nietoperze tak hodujemy, to jakąś dotację nam dadzą.
No nie dadzą, ani nie zakażą tynkowania, bo mamy tylko jednego nietoperza. Tak powiedziała panienka, która z naszego domu wyniosła w dłoni parę kup nietoperzych i dała nam ulotki, z których wynika, że nie mamy brać nietoperzy do rąk, nie wyrywać im skrzydełek i pozwalać na zimowanie na strychu, bo poza tym, że walą kupska, to są niegroźne. No faktycznie, jeszcze wczoraj o tym nie wiedzieliśmy…
Poza tym grillowaliśmy. Na ganku, bo padało, ale się uparłam, że zeżrę kiełbasę z grilla i basta. No nie zeżarłam, bo wcześniej był obiad, ciasto, drożdżówki, parę drinków, karkówka i już na kiełbasę miejsca nie starczyło. Ale za to podczas pieczenia Córka Druga biegała po podwórku i miotełką rozganiała dym. Ktoś kiedyś napisze o niej opowiadanie „Idusiowa praca” o tym, jak mała dziewczynka się zapociła, zmęczyła, robota nomen omen paliła jej się w rękach, ale wszystko poszło z dymem. Córka Pierwsza zaś toczyła słowne boje z dziadkiem. Między innymi podczas klejenia z ciastoliny.
– Co teraz robisz? – spytał dziadek.
– Biedronkę…
– Ale biedronka tak nie wygląda. Powinna mieć spadzisty dach, drzwi i okna, bo tam się robi zakupy.
Córka Pierwsza na żarty jednak odporna. Ostatecznie skleiła królika.
16 thoughts on “Hodujemy gacka (lub inną latającą mysz)”