Zaczęło się tak:
Pani Agnieszka naprawia mi plecy. Nikt mi nie chciał pomóc, zawsze tylko zastrzyki domięśniowe i „jakoś to będzie”. A ta kobita mnie zawsze naprostuje i chodzę do niej coraz rzadziej. I nie na sygnale, bo coś mi strzyknęło i robię pod siebie, tylko dlatego, że coś pobolewa i wiem, że czas iść.
Tym razem moje plecy wykończył remont kuchni. Okazało się, że kość ogonowa nie wytrzymała tego napięcia i trzeba było ją ustawić.
– A teraz, dzieci… – powiedziała pani Agnieszka – zobaczycie masaż zajęczy.
Zwinęła mnie w precla, powiedziała do mnie:
– To wdeeeeech…
a do dzieci:
– O i teraz mama zajęczy.
Taaa. Zabawne, bardzo zabawne.
A potem na stół poszła Córka Pierwsza. I się okazało, że jakaś krzywa jest taka. I też miała masaż zajęczy.
Wyszła zachwycona.
Masochistka.
28 thoughts on “Masaż zajęczy”