To miał być zwykły, spokojny dzień

I w sumie był, przynajmniej od 12 do 15, kiedy to prawdopodobnie straciłam przytomność. Dzieci w tym czasie siedziały przy kompie oraz rządziły w kuchni. Komp ma się dobrze, dzieci też zadowolone, za to w kuchni dżem na podłodze, na szafkach, na blacie, otwarte i rozsypane kakao, rogal wala się pod stołem, a Córka Druga w sumie dzisiaj nie dostała leków. Bo jak nie urok, to sraczka. No może nie dokładnie sraczka, ale to są sprawy powiązane.

Rzecz w tym, że jak człowiek jest chory, to od razu nagle obcy go odwiedzają. Na przykład zadzwonił listonosz, gdy ja akurat trzęsąc się z zimna i jęcząc z bólu, zwijałam się pod kołdrą. Powiedziałam więc Córce Pierwszej, że ma odebrać od listonosza moje chińskie paczki i już. Ale się okazało, że CP wciąż jest w piżamie, psa wypuściła na podwórko, a listonosz wtedy nie wejdzie. Do tego owszem, miał moje chińskie paczki, ale jedna była rejestrowana. I przywlókł także materac sprężynowy 200×90 cm, więc tak jakby nie mógł dać ich córce.

No to się wyłoniłam z korytarza, blada jak ściana, w kusej piżamie i na bosaka, psa zawołałam, listonosz materac przytargał. Dobrze, że on już nam tak długo pocztę nosi, że prawie jak rodzina, bo jakby to obcy był, to bym się w tej piżamie i z chuchem smoczym zapadła pod ziemię.

Materac porzuciłam w korytarzu, resztę paczek wzięłam i klapnęłam się do łóżka. A  po chwili dzwonek do drzwi.

To znowu powiedziałam CP, że ma powiedzieć, że mama chora. Ale przyszła CP z informacją, że to jakaś pani i że ja muszę przyjść. No to poszłam, coś tam podpisałam, równie dobrze mogła być to umowa kredytowa na 5 mln i poszłam do łóżka.

Później znowu dzwonek do drzwi. Koleżanka córek, ta co tak lubi do nas przychodzić. CP poszła jej powiedzieć, że sorry, ale wszystkie jesteśmy chore i z zabawy nici. To ta uznała, że nie ma problemu, bo ona też jest chora. I to była ta chwila, gdy oprzytomniałam, wróciła mi werwa i wrzasnęłam, że do jasnej cholery, rzygam jak kot, CD z gorączką, żadnej zabawy nie będzie. I dwie godziny później czułam się już lepiej.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *