Moja babcia (ze strony mamy) zmarła, gdy miałam 14 lat. Za nią od razu poszedł dziadek, który właściwie nie był moim dziadkiem, ale dla mnie był. Mam z babcią wiele wspomnień, wszystkie miłe. Z dziadkiem nie-dziadkiem też. Na przykład takie, że budziłam go o 5 nad ranem i prosiłam, by nauczył mnie czytania godzin z zegarka.
Babcia z kolei zawsze się spóźniała. Miała jednak wszystkie zegarki przestawione kilka minut do przodu.
– Sama tak ustawiłam, żeby się nie spóźniać – tłumaczyła.
– Ale przecież się spóźniasz…
– Bo wiem, że te zegarki mają parę minut zapasu, więc się nie spieszę….
Ponieważ dziadek (ten, który nam się ostał i chadza na potańcówki, czyli od strony taty) mieszka w tej samej klatce, w której mieszkała babcia od strony mamy, to gdy idę do niego, przechodzę obok drzwi, za którymi mieszkała. I już od 1 piętra czuję zapach mieszkania babci. Taki… hm.. zapach czystości (babcia była pedantką), wełnianych kapci, którymi ślizgałam się po lakierowanym parkiecie oraz ubrań z paczek od cioci z USA.
To ciekawe, że nie pamiętam imion moich znajomych ze szkoły, nie jestem w stanie sobie przypomnieć wyglądu swojego pokoju dziecięcego, a pamiętam dokładnie, jaki stół w kuchni miała babcia (kiedyś ten stół stał w moim i OB wspólnym, wynajmowanym mieszkaniu), jakie kwiaty miała na balkonie (pelargonie – nigdy ich nie lubiłam) i pamiętam zapach mieszkania.
20 thoughts on “Zapach, który nie istnieje od 20 lat”