Czwartek piątego jak piątek trzynastego

Kota miałam kiedyś. Myślał, że nazywa się Kurdemilka i był skandalicznie mały. U szczytu swego życia kotka ważyła 2,5 kilograma, wyróżniała się beczułkową figurą i krótkimi nóżkami. No wypisz-wymaluj karzeł wśród krakowskich kotów (bo wzięłam ją ze schroniska w Krakowie). I Kurdemilka miała problem: często spadała. A to przez sen z krzesła, a to podczas spaceru po szafce dupsła na podłogę. Za każdym razem jednak wstawała, zakładała moralną koronę i udawała, że nic się nie stało.

Wczoraj zrobiłam to samo, gdy wychodząc z centrum handlowego walnęłam w szklane drzwi nosem. Udałam, że nic się nie stało…

– Czyli to nie był przypadek, jak CP drzwi kiedyś przytrzasnęły? – spytał mnie Ojciec Biologiczny.

– Ją przytrzasnęły, bo szła za wolno, przede mną się nie otworzyły, bo szłam za szybko – zauważyłam. – Heloooooł! Nie widzisz różnicy?

A godzinę później naruszyłam przepisy ruchu drogowego, zatrzymałam się za blisko przejazdu kolejowego i dróżnik zamknął szlaban na dachu auta. Babci auta, którym akurat jechałam. Babci ukochanego auta. Uznałam, że wina moja, bo stanęłam nie tam, gdzie powinnam i że auto trzeba naprawić z własnej kieszeni. A mówił doktor Lubicz, że trzeba być ostrożnym….

Pojechałam do lakiernika, bo się wgniotek zrobił na dachu. Lakiernik cicho-ciemny, taki co sobie w garażu w szarej strefie grzebie. Kiedyś za przemalowanie całego Matiza skasował 300 zł. Za nie zapewne kupił produkty z akcyzą, za co z kolei nasza władza wybudowała w mieście lodowisko. No nieważne. Żeby go dzisiaj odnaleźć musiałam używać hasła, odzewu i przedstawić swój życiorys. Dopiero wtedy jego sąsiad mnie do niego pokierował, chociaż na początku zaklinał się, że nie wie o kogo chodzi.

Była 9 rano, a koleś już był w dobrym nastroju. Zobaczył auto mojej mamy i powiedział:
– Ojeeeeej… Nieźle. To będzie grubsza robota, to słupek jest.
– Jak grubsza?
– No trzeba to wyklepać, pomalować, aż odtąd dotąd. No 100 zł to wyjdzie.
Jak on to porządnie zrobi, to ja mu jeszcze flaszkę wódki do tej stówki dorzucę!

(a koleś, który naprawia takie rzeczy bez lakierowania mówi, że 150 zł i gwarancji nie daje, że nic nie będzie widać)

14 odpowiedzi na “Czwartek piątego jak piątek trzynastego”

  1. Mateusz Matti pisze:

    Wgniotka wgniotką ale szpachli trzeba użyć. Poza tym gwarancji nie ma nigdy ze odcień wyjdzie jak trzeba. 90% sukcesu to umiejętność lakiernika

  2. Mieliśmy kiedyś takiego łebskiego i ekonomicznego faceta od naprawy lodówek, które obecnie trzeba wyrzucać dwa dni po upływie gwarancji. Ale mu się zmarło. Nie możemy mu tego wybaczyć. To są skarby narodowe, tacy cichociemni.
    ps. Gdybyś częściej cytowała doktora Lubicza, uniknęlibyśmy wielu katastrof 😉

  3. Ja kiedyś kolanem otworzyłam szklane drzwi, których tam nie było. Niestety drzwi przegrały. ..

  4. A ja dzisiaj wjechałam w kuper na parkingu babce pod sklepem. Otarcie było, bardziej drasnęłam swój kuper niż jej. A ponieważ jestem w Austrii, a oni tu się bardzo boją, abym im przypadkiem nie zwiała i na policję mnie zaprowadziła 🙁 Myślałam, że chce mnie tam zamknąć za kratami na wieki całe, ale nie. Ponieważ byłam strasznie zdenerwowana, kobieta zaczęła mi mówić, że spokojnie, że nic się nie stało i w ogóle to ona myślała że to jej synowie zrobili. I tak się martwię, ile ze mnie zedrze mechanik, bo oni tu cholerną kasę za robiciznę biorą. Swojego dopiero jak w Pl będę to zrobię. Też przez złotą rączkę.
    Także Matko ma, uśmiech się, nie tylko Ty miałaś felerny dzień.

  5. Aga pisze:

    Mnie i córkę przytrzasnely kiedyś drzwi w biedronce. Dobrze, że mąż był ,miał kto nas ratować:).Teraz mam lęki kiedy przekraczam progi biedronki:)

  6. MS! Wódki chłopu nie kupuj, bo go rozpijesz i skończy się cichociemny fachowiec. Na kolację zaproś 🙂 Albo blachę ciasta upiecz.

  7. Kasia Izabella, ale to chyba ten typ fachowca, któremu bez %%% robota nie idzie;)

  8. Matka Sanepid pisze:

    Dokładnie. Bez wódki trzęsą mu się ręce

  9. I śrubki nie pasują do siebie 😉

  10. agloailatan pisze:

    Ja to przynajmniej raz na kwartał mam bliskie spotkanie z szybą sklepowej witrynki. Raz przydzwoniłam czołem w chłodnię z ciastkami tak mocno, że aż się sprzedawczyni zatroskała, czy wyjdę ze sklepu o własnych siłach. I pewnie miała podejrzenia co do mojej trzeźwości, a ja tylko dwie noce zarwałam nad zleceniem na wczoraj.

  11. ostatnio czolem walnelam w szybke,bo oni tam 2 mieli jedna( ta ktorej nie zauwazylam) i potem 20cm za nia byla ta ktora widzialam,no i sie pochylilam leciutko,zeby sie blizej przyjzec i jak nie walnelam 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *