Taki… bilans

Sytuacja jest taka:

– jestem bałaganiarą

– jestem nierozgarnięta

– nie jestem w stanie udźwignąć wszystkiego, co jest na mojej głowie.

Pamiętałam jednak, że miałam w ręku papier od pielęgniarki szkolnej, który to miałam wziąć ze sobą i Córką Drugą na bilans. Umówiłam się więc do lekarza, zapisałam sobie na mojej chińskiej naklejce winylowej przylepionej do lodówki przypominajkę i czekałam na termin. Termin był dzisiaj, 12.40. Obudziłam się więc rano, umówiłam z blacharzem, żeby oddać mu auto, z koleżanką, żeby przekazać chińskiego Minionka i zaplanowałam zakupy oraz rozkręcenie roweru celem zdjęcia uszkodzonego koła i odwiezienia go do serwisu rowerowego. Wszystko tak, by w międzyczasie zrobić ten bilans.

Sęk w tym, że… nie mogłam znaleźć kartki do bilansu.

Zadzwoniłam więc do przychodni, by spytać czy kartka jest niezbędna

Jest.

To zadzwoniłam do szkoły, żeby spytać czy przypadkiem nie ma w niej pielęgniarki.

Nie ma.

Poczułam się zażenowana swoją życiową nieporadnością i żeby podnieść się na duchu skoczyłam do sklepu. Po wino. No i jeszcze kilka drobiazgów typu ser i salami na święta. Po drodze spotkałam wychowawczynię Córki Pierwszej i w krótkiej rozmowie o tym, jak to przed świętami jest młyn, przyznałam się, że zgubiłam kartkę do bilansu Córki Drugiej. I dupa.

Na to pani powiedziała:

– Córka Pierwsza ma tę kartkę w zeszycie.

I tutaj znowu się popisałam, bo zrozumiałam, że też ma mieć bilans, ale ucieszyłam się jednocześnie, że przynajmniej jej kartka nie zaginęła. Pognałam do domu i z pewną pretensją w głosie spytałam:

– Czy ty przypadkiem nie masz jakieś kartki od pani?

– Nie – odpowiedziała CP.

– Jak nie? W zeszycie kartkę masz? Taką od pielęgniarki?

– No taką mam, ale ty mi ją dałaś.

– Dawaj!

Spojrzałam na kartkę i zobaczyłam informację „klasa 0”. No jak kurde „0”, skoro CP do 1 klasy chodzi?

I mnie olśniło…

Gdy odbierałam córki ze szkoły, wychowawczyni CD podała mi kartkę do bilansu, a że nie miałam torebki, to  ją wręczyłam CP i powiedziałam:

– Schowaj do zeszytu, żeby się nie zgubiła i nie pogniotła.

Kurtyna.

62 odpowiedzi na “Taki… bilans”

  1. no widzisz – co w rodzinie, to nie zginie 😛

  2. no i nie zgubiła. Jest bilans 5ciolatka?

  3. Jesli Cie to choc odrobine pocieszy to nie jesteś z tym sama.
    Ja tez ten typ

  4. Dominika Nec pisze:

    3 raz w tym roku(!) zamawiam karte do bankomatu….

  5. eeeeetam… ja tak mam ciągle, zawsze i prawie ze wszystkim… a jak schowam, żeby nie zginęło… więc chyba jednak całkiem normalna jesteś 🙂 i tej wersji się trzymajmy!!

  6. Ale sobie przypominialas

  7. osobiście najczęściej nie mogę znaleźć tych rzeczy które odłożyłem na swoje właściwe miejsce

  8. Matka,ja jeżdżę rowerem i wróciłam z ZUS,ale cholera nie swoim….i musiałam drugi raz jechać, dodam,że pod górkę, i wymienić, mój był akurat zapięty,a mój tata powiedzial*ciesz się, że Cię o kradzież nie posadzono*…..

  9. Śmiechłam ale z drugiej strony to nieśmieszne bo mam tę/tą* (kur#$% nigdy sie nie naucze) samą przypadłość…

  10. Urszula Karp pisze:

    U mnie było odwrotnie, poszlam z córka na bilans I mówie daj kartke z zeszytu a tu zonk- kartki niet! Co się okazalo wychowawczyni kartke dziecku z zeszytu wyjela I oddala pielegniarce nieuzupelniona :))

  11. Jakbym czytała o sobie 😉

  12. Ada pisze:

    Hahahahhaha…. skąd ja to znam.. od tygodnia szukam pudełka, baa pudła – z jajkami, kurczakami, itp pierdołami.. dziś byłam kupić nowe.. cały strych przeszukałam.. wszystkie szafy.. i dupa!! Nasza kartka od bilansu nie dość że długo się błakała to została uplamiona tłustymi plamami których notabene nie było widać – dopiero jak lekarz chciał coś na niej napisać i nie mógł.. okazało się że dziwnie świeci się w kilku miejscach.. to dopiero wstyd.. i bałaganiarstwo..

  13. Zrobiłam zakupy przed pracą, suchy prowiant. Zostawiłam pod biurkiem w pracy, a wrócę tam dopiero we wtorek.

  14. Sylwia Malisz pisze:

    Ja tak schowalam kartke ze oddalam buty na gwarancje. Zadzwonili ze do odbioru wiec jej szukam… przekopalam caly dom bo przeciez gdzies musi byc. Nie znalazlam. Pojechalam bez ze szczeroscia przyznajac pani w sklepie, ze ja ja tak sprytnie ukrylam zeby nie zgubic (bo tego bylam pewna), ze nie moge jej znalezc. Na szczescie buty wydali na dowod. To bylo w sierpniu. W lutym spalila mi sie zarowka w samochodzie. Otwieram schowek wiedzac, ze znajde tam nowa niesmigana zaroweczke i co? Na honorowym miejscu lezy sobie karteczka ze sklepu z sierpnia 🙂 🙂

    Potem zrozumialam kobieca logike: w torebce przez 2tyg moga dziac sie dziwne rzeczy-sklep daleko wiec na bank pojade autem-schowam karteczke w aucie 🙂

  15. Beata Naska pisze:

    co za szczęście, żeś spotkała panią;))))

  16. Iwona Iwa pisze:

    Uwazam skromnie, ze kartki do bilansu powinny byc u lakarza, w szkole i wszedxie tam gdzie sie to podpisuje. Kartek powinno byc od cholery duzo. A najlepiej zeby w dobie komputeryzacji byla forma online. Przesylana droga internetowa, drukowana z telefonu i takie tam bajery. Ludzie!! To nie czasy jaskini, zeby biegac za jedynym papierkiem. Dzisas.

  17. Aśka Mrochem pisze:

    Phi, ja dziś zapomniałam synowi dać obiad. Jechałam z córką do lekarza i na przystanku aftobusowym mi się przypomniało, że przed wyjściem miałam młodemu zupę dać. A wiedziałam, że do domu wrócę za jakieś 3 h. Ale w sumie to jego wina, trza było się upomnieć o obiad! 😉 Matko nie jesteś sama, podobne akcje miewam często 🙂

  18. anlejka pisze:

    Przychodnia coś ściemnia. Bilans jest też w książeczce zdrowia i tam można wypełnić, skserować i do szkoły przynieść. Nasza szkolna pielęgniarka bardzo się cieszy z takiego rozwiązania

  19. Ula pisze:

    to na bilans potrzebna i wrecz niezbedna jest KARTKA ze szkoly???
    po co szkole bilans twojego dziecka?
    jak szlam robic bilans (faktem jest ze bylo to kilka lat temu) to poszlam do dzieci zdrowych powiedzialam lekarce ze chce bilans ityle.
    wsio
    Pani pomierzyla dziecko wszerz i wzdluz wpisala w ksiazeczce… i tyle.
    Szkola wymaga bilansu?
    Moje jest w 2 klasie – nic mi o tym nie wiadomo.

  20. mm pisze:

    W kwestii formalnej:
    czy PMS (Przyjaciel Matki Sanepid) to ten sam przystojny, atrakcyjny, inteligentny, dowcipny, odpowiedzialny
    Nowy Chłopak Matki Sanepid (i w dodatku, który o tym wie)?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *