– Kocham cie mamo – powiedziała Córka Druga. – Jesteś najlepsą mamom w całym wsech… wsech…. sechswiece.
Pięknie.
PS. Moja zasada „żadnych zabaw kreatywnych z dziećmi” oraz „lepiej, żeby się nudziły, niż kazały mi grać w planszówki” przynosi efekty. Wieczorem wzięły karton po żarciu i żwirku dla kota i wymalowały go w samochód. Same są kreatywne. Że o słynnej fioletowej lalce nie wspomnę…
Ulżyło mi Myślałam, że jestem jedyną wyrodną matką, która nie bawi się z dziećmi i nie gra w planszówki. Ostatnio nawet nie kupuję żadnych planszówek, bo nie szanowali, walały się elementy po całym mieszkaniu. I co? Sami sobie robią gry. Ostatnio zrobili taką fest planszówkę na pół pokoju. Z kartami-szansami, zadaniami itp.
U nas jak u Amiszów 😀 Żadnego telewizora, smartfonów itp. Zepsuli tablet, więc też nie mają. Za to są cholernie kreatywni 😉
ja mogę z dziećmi jechać na wycieczkę, wyjść na rower, ale budowanie z klocków, wspólne gotowanie, odgrywanie ról lalkami
Siostry!! ?
Boze ja tez nie znosze! Dobrze ze sie sami soba zajmuja!
ale wiecie, że w sumie jesteśmy trochę chujowe? Nie żeby mi to przeszkadzało….
Wiemy wiemy. Wszystko co robie jest zle. Ale jakos z tym zyje
Kasia Singh Ty jak Ty. Grunt, że dzieci żyją.
Dzieci na szczescie juz sie na moje bledy uodpornily 😉
Kasia Singh moje, odkąd same potrafią znaleźć jedzenie i się kąpią są w miarę nieuciążliwe….
A ja lubię planszówki, ale kupuję tylko takie w które to JA będę miała ochotę pograć ?
O Swieta Panienko nie jestem sama. Dzieki! Dzieki! Bo myslalam, ze takie matki poza mna nie istnieja.
Wiem, że jesteśmy trochę tegez, ale z drugiej strony, nasze dzieci mają namiastkę poligonu życiowego w domu i może nie będą takimi sierotami życiowymi w przyszłości. Przynajmniej ogarną wokół siebie to i owo i potrafią zająć czas i nie będą na nikim wisieć jak te jakieś ludzie-bluszcze.
nienawidzę planszówek…. to zuo….
ja już dostaję piany na ustach przy czytaniu instrukcji. Na szczęście CP już zaczęła czytać sama albo samodzielnie wymyślają zasady
Pamietam TEN dzien, kiedy zepsul sie telewizor i komputer byl zahasłowany…nie uwierzycie, ale najstarsza zaczela reszcie czytac…i oni jej sluchali…brzmi jak sen złoty 😉
MS a swoja droga czytajac tytul blad na bledzoe to sie spodziewalam ze tych swoich 100 bledow wychowawczych zmienilas wreszcie na 1000 😉 ja 100 to przed sniadaniem popelniam zwlaszcza teraz jak dzieciuki maja ferie i w domu siedza
ja już nie liczę. Nawet mój terapeuta mówi „Pani to sobie lubi tak dowalić, co?” 😉
A najgorsza jest swiadonosc ze jeszze pare lat i te nasze dzieci nam same ta xxx wytkna 😉
Myślę, że nawet nastolatka nie będzie wobec mnie tak krytyczna, jak ja jestem sama wobec siebie…
O ile bycie krytycznym nie jest dziedziczne 😉
Planszówki są nawet ok, ale bawić się czymkolwiek z odgrywaniem ról – to zdecydowanie nie moja domena, dobrze że nie tylko ja tak mam 🙂 a propos wyznań miłości wczoraj od prawie-5-latka usłyszałam „kocham Cię mamo najbardziej na świecie i nigdy cię nie oddam w żadnym supermarkecie ani cię nie zabiję „… do dzisiaj nie wiem czy mam się cieszyć 😉
Planszówki (w pewnych granicach) wytrzymam, reszta – masakra, natychmiast zaczynam ziewać i zasypiam;) Mogę zabrać na spacer, na rower, poczytać polecenia do zadań (dziecię ma 3 lata), ale nie lalki, nie klocki please!!!!
Planszówki są cudowne… ale nie z dziećmi. Mogę sprzątać całą chatę z góry na dół, mogę gotować, prać, prasować góry ciuchów, pogadać z moimi dziećmi, jeżdżę z synem na koncerty, z córką na zakupy ciuchowe… ale bawić się z dziećmi? Nie cierpię po prostu tego. Dobrze, że mąż lubi. W zasadzie to lubił, bo już są duże te nasze dzieci i bawić się z nimi nie trzeba.
Ej, ale jak to – nie lubicie planszówek?! Ja dzieci swoich nie mam (tylko pracowe, ale to się nie liczy), a planszówek pół pokoju i ciągle mi mało… i jak sobie kiedyś dziecko urodzę, to właśnie po to, żeby mieć jakiegoś gracza zawsze pod ręką 😛