Jak można utrudnić życie turystom?

Gdy przed trzema laty mój ówczesny mąż spakował się w plecak i z dnia na dzień udał się do Holandii, nie myślałam, że oprócz kiepskiego i ostatecznego rozdziału naszego małżeństwa, zacznie się też dla mnie inny – rozdział pod tytułem „zwiedzam Holandię i Belgię”. Nie da się ukryć, że wielu krajów w życiu nie widziałam, a jednak tutaj jestem już trzeci raz i wciąż jestem zafascynowana. Nie będę też zaprzeczać, że nie obraziłabym się, gdyby kolejny mój mąż był Holendrem. Wysokim. No ale, po trzydziestce łatwiej zginąć z rąk porywacza niż znaleźć sobie wysokiego Holendra. Najlepiej mieszkającego w Belgii, bo Belgia podoba mi się bardziej.

Jedno mnie tylko wkuuuurza. Bardzo wkuuuurza. Te „ułatwienia” związane z parkingami miejskimi. Ileż myśmy nerwów straciły próbując odnaleźć się w tutejszej rzeczywistości… My, dwie młode kobiety ze wsi…

Utrecht – P+R pod miastem. Płacisz 5 euro i jedziesz do centrum miasta oraz wracasz pokazując bilet za parking kierowcy w tramwaju/autobusie.

Gouda – w niedzielę parkowanie w centrum było bezpłatne, więc tutaj luzik.

Delft – parkowałyśmy pod Ikeą i przeszłyśmy się 1200 metrów do centrum.

Kinderdijk – 500 metrów od wejścia do skansenu wiatraków parkowałyśmy za darmo. Pod skansenem trzeba płacić.

Amsterdam – pojechałyśmy na P+R pod areną Ajaxu. Jeśli wjedzie się po 10:00 i weźmie bilet na metro, płaci się 5 euro. Trzeba jednak „zalogować się” w centrum, „wylogować” przy arenie i w ciągu godziny zapłacić za parking 1 euro. Bez tego „logowania” płaci się 8 euro. Chyba. Bo mogło mi się coś popierdzielić.

Antwerpia – P+R niecałe 1,5 km od centrum, ale…. Poszłyśmy nad rzekę, a tam…. żadnego mostu. Na szczęście znalazłyśmy tunel…. Koszt parkowania – 3 euro. Wrażenia z tunelu – bezcenne.

Bruksela – jechałyśmy pociągiem. Właściciel naszego mieszkania za 20 euro wykupił talon na 10 przejazdów i lokatorzy mogą jeździć za 2 euro za przejazd. Pociągi IC, które wyglądają jak nasze SKMki. Za to do Parlamentu Europejskiego doszłyśmy piechotą, a wracać do centrum chciałyśmy metrem. No i trafiłyśmy na stację w budowie i szlag nas trafił, bo oznaczenia fatalne, sporo czasu spędziłyśmy na rzucaniu kurwami.

Brugia – P+R przy samej stacji głównej. Cały dzień parkowania 3 euro z czymś. Najpierw bierze się bilet z parkingu, pokazuje go kierowcy w autobusie, kierowca wydaje inny, który trzeba włożyć do kasownika i można na nim jeździć cały dzień komunikacją miejską. Płatność za parking przy wyjeździe. Trochę jednak w centrum miasta miałyśmy problem z określeniem, który autobus dowiezie nas do dworca… Ale się udało.

Gandawa /Gent – P+R Expo. Parkowanie za darmo, niedaleko Ikea. Trzeba jednak kupić bilet na pociąg miejski – 3 euro w każdą stronę. Ostatecznie wyszło więc 12 euro łącznie. Sporo. Najdrożej, za to bardzo łatwo, logicznie, bezproblemowo. Pociąg dowiózł nas na sam rynek i z tego rynku też wróciłyśmy.

Jutro jedziemy jeszcze pod Brukselę, do Atomium i parku miniatur „mała Europa”. Tam są parkingi. 6 euro za dzień i nie trzeba nigdzie jechać. Może wreszcie będzie łatwo…

A teraz zagadka:

Jadą dwie kobiety „niewidzialnym” Nissanem i nagle kierująca mówi, że zapaliła się jakaś pomarańczowa lampka. Co robią?

Ano nic. Kierująca nadal prowadzi auto, druga sprawdza w instrukcji obsługi, czy można  dalej jechać, czy dzwonić po pomoc drogową.

16 odpowiedzi na “Jak można utrudnić życie turystom?”

  1. Jak pomarańczowa to luz, gorzej gdyby paliła się czerwona 🙂

  2. Matka Sanepid pisze:

    A, siostra się przypierdziela, że pociągiem nazywam tramwaje. No jesssuuuuu, ze wsi jestem!

  3. Hanka Majda pisze:

    Uwielbiam takie przygody;) fajnie sie pozniej wspomina… Mialam „wszedobylskiego poloneza” w ktorym zawsze palily sie lampki jak na choince… I o dziwo dalej jezdzil;)

  4. Ola Hałas pisze:

    Mnie się psują prędkościomierze – w pierwszym aucie pyrczał i mnie denerwował, w ostatnim bez względu na prędkość pokazywał zero – sprzedałam dziada, jak zbierać mandaty to niech wiem za co..

  5. Agnieszk B. pisze:

    Mnie się na stałe palą dwie lampki i w panikę chyba bym wpadła dopiero jakby zgasły…Tak się przyzwyczaiłam…

  6. Manu pisze:

    Pracowałam z wysokim Holendrem, w Polsce, w Gdyni, ale za przystojny to on nie był- ale jak to mój ojciec gada „ładna miska jeść nie daje”

    Też tak zawsze robię jak mi się lampka w aucie zaświeci 😛

  7. Znam wysokiego Holendra, nawet całkiem niczego sobie. Ale nie kwalifikuje się do Twojego, Matko konkursu: od lat szczęśliwie żonaty i równie szczęśliwie dzieciaty. Co gorsza – mieszka w Polsce i o ile wiem wyjazdu nie planuje(-ą) – podoba mu się tutaj. 😉

  8. Holendrzy są najwyżsi na świecie…. Nie zrozumiałam sarkazmu czy Matko garba masz? 😀 😉

  9. Monika pisze:

    A widziałyście opuszczone miasteczko Doel ( tzw. wioska duchów) niedaleko Antwerpii ? Niesamowite i straszne. Będąc tam ma się wrażenie, że tak wygląda świat po zagładzie nuklearnej. Miasteczko jak z horroru, zwłaszcza jesienią i gdy zaczyna zapadać zmierzch . Za żadne skarby nie zostałabym tam na noc, mam zbyt bogatą wyobraznię i obejrzałam za dużo horrorów 🙂

  10. Flo pisze:

    Hm… Mam 41 lat i w tym roku znalazlam sobie wysokiego (197cm) Holendra mieszkajacego w Belgii.
    Znaczy – jest nadzieja 🙂

Skomentuj Matka Sanepid Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *