Londyn. Duże miasto na wyspie.
Nie wiem, czy kojarzycie. Ja kojarzyłam, bo jak oglądam Fakty w TVN to ten przemiły blondynek w okularkach i sweterku zwykle ma za sobą taki pałacyk z wieżą zegarową. I ja sobie postanowiłam, że zrobię kiedyś selfika… z tym blondynkiem. Nie, żartuję. Z tą wieżą. I poleciałam do Londynu. I gówno mi z tych planów wyszło, bo zasłonili całą wieżę, został tylko zegar. To oznacza, że będę musiała tam wrócić. Dajcie mi cynk, gdy go odsłonią.
Londyn nie jest zbyt ładny.
Pałac Buckingham? Malutki. Mogliby ci Anglicy zobaczyć Parlament w Bukareszcie, to by się im głupio zrobiło. Żeby wejść do katedry Westminsterskiej, trzeba zabulić 100 zł. Faktem jest, że to mniej, niż ksiądz w PL oczekuje za odprawienie mszy z okazji chrztu, ale jednak. Żeby wejść na London Eye, trzeba czekać 3h, a ja miałam 2x 8 h na całe zwiedzanie. I co jakiś czas naciapciano kilka wieżowców. Jeden na przykład jest bardzo, bardzo wysoki, a drugi wygląda jak cukinia w pozłotku.
No dobra. Tak na serio, nie jest tak źle. Owszem Amsterdam, Madryt, Sztokholm, Bruksela… właściwie każde inne duże miasto, które widziałam, jest ładniejsze niż Londyn, ale jak ktoś lubi wielkomiejski klimat, tłumy ludzi, wielkie Primarki, czerwone budki telefoniczne, piętrowe autobusy, kierowców jeżdżących po niewłaściwej stronie ulicy, Soho, na którym nie można już wcisnąć szpilki, olbrzymie, pachnące czekoladą sklepy z M&M’sami i galerie pełne dzieł sztuki, do których można wejść za darmo, to może Londyn polubić.
Mnie urzekł przede wszystkim Hyde Park z ogrodem przy Pałacu Kensington, podobała mi się chińska dzielnica, w której pachniało jedzeniem, uwiodły mnie pamiątki w sklepiku muzealnym Sherlocka Holmesa, niezwykle smakowała mi ryba z frytkami. Tak mi smakowała, że wciąż żałuję, że resztek, których już w siebie nie wcisnęłam, nie spakowałam w serwetkę i nie zabrałam na później. Piękne są londyńskie kamienice, a pogoda była przecudowna. Nawet niektóre zdjęcia mi wyszły ładne.
Jak dolecieć do Londynu?
- no samolotem oczywiście. Ja kupiłam bilety pod koniec sierpnia, zapłaciłam 109 zł w obie strony. 120 zł kosztuje bilet w jedną z Gdyni do Warszawy na Pendolino…
- doleciałam do Luton. Wychodzenie z lotniska trochę trwało ze względu na kontrole. Dajcie sobie 1,5h. Pod lotniskiem są przystanki autobusowe. Bilet na National Express kupiłam online miesiąc przed wylotem. Za 2 bilety – do Londynu i z Londynu do Luton zapłaciłam trochę ponad 60 zł. To bilety flexible, czyli jest szansa, że kierowca wybaczy spóźnienie lub próbę wciśnięcia się we wcześniejszy autobus.
- Autobusem dojeżdża się na Victoria Coach Station. Stamtąd już 3 kroki do Pałacu Buckingham, a dalej już na Trafalgar Square. Te okolice zwiedzałam z Gosią, moją czytelniczką, która poświęciła mi pół dnia, bym mogła się zorientować w terenie.
- Do każdego punktu, który chciałam zobaczyć, docierałam na piechotę. Ustawiałam sobie Google Maps na różne punkty, następnie układałam je w kolejności zwiedzania, wkładałam telefon do kieszeni, jedną słuchawkę do ucha i mnie już ładnie apka prowadziła. Polecam, bo nie zabłądziłam ani razu i zawsze wiedziałam, ile czasu będę szła. Przedeptałam ok. 30 km w dwa dni.
- Spałam u Marjanny pod Birmingham (też dotarłam tam National Express), więc o noclegach nic nie napiszę. Ale o Birmingham będzie osobny wpis.
Ogólnie nie będę się wymądrzać, bo kto był, ten zna, kto poleci w przyszłości, ten się sam przekona, czy Londyn to jego bajka. Zresztą zwiedzałam tylko z zewnątrz, jedynie łyknęłam odrobinę tego miasta, weszłam do National Gallery. To były tylko dwa dnia. Radzę zostać przez przynajmniej tydzień. Z budżetem 300 zł na dzień. Albo 400. Tylko nie przepieprzcie na głupoty (cydr i Maltesers to nie głupoty).
I na pożegnanie prawdziwy brytyjski pub z przepiękną spłuczką w toalecie.
Na kolejny raz polecam wizytę w totalnie odjechanym Camden; tam też (oprócz wielu innych atrakcji, np.Stables Market) działają kuchnie z całego świata. Warto zapuścić się w uliczki odchodzące od high street, bo w nich można znaleźć masę street artu naprawdę wysokich lotów…no i KOKO- muzyczny klub z wielką historią.
A na sobotę polecam Portobello Market w Notting Hill-nostalgiczny i barwny :).
No i królewskie Greenwich, miejsce urodzenia Henryka VIII oraz jego 2 córek: Elżbiety I i Marii I zwanej Krwawą Mary, ze swoim klimatem małego angielskiego miasteczka, słynne z królewskiego obserwatorium i południka 0, i z największym muzeum marynistycznym w Europie; najlepiej tam dojechać autobusem spod centrum koncertowego O2, a pod O2 dostać się z Royal Docks napowietrzną kolejką linową Emirates, sunącą dostojnie kilkadziesiąt metrów nad lustrem Tamizy.
Masz rację, Londyn nie jest piękny, ale oferuje tyle rozmaitych klimatów, że jest unikalny.
Dziękuję za wskazówki 🙂 Camden był w planie, ale niestety czas nie pozwolił 🙁
Ja polecam latem mieścinę Richmond on Thames, blisko Londynu jest (chyba 3 strefa). Jest tam wszystko czego można oczekiwać od angielskiej mieściny czyli fajne puby, fajne knajpy, rzeka z barkami mieszkalnymi :), kino, tzw. The Green czyli mały park z trawnikiem na którym zbierają się tubylcy i nie tylko. Richmond jest fajne bo w większości zamieszkałe jeszcze przez rdzennych angoli, dlatego ma się szansę doświadczyć prawdziwej GB, prawie takiej jak ze zdjęć z lat 60/70-tych na przykład. Polecam 🙂
[…] też Marjannę i przy okazji zobaczyłam Londyn i […]