Grecja. Kraj, który znałam z lekcji języka polskiego i z relacji mojego własnego chrzestnego, który wraz z żoną jest prawie Grekiem. No dobra, przesadzam. A. z M. jeżdżą do Grecji co roku od wielu, wielu lat, mówią po grecku, jedzą po grecku i wujek zamierza na emeryturze mieszkać w Grecji i prowadzić własną winiarnię. Oczywiście ja w te plany wątpię, ale fajnie byłoby mieć wujka w Grecji na stałe. Fakt ten pięknie podsumowała moja koleżanka Agnieszka:
– Życzę ci, żeby marzenia twojego wujka się spełniły.
Na razie jeździć do Grecji muszę na własną rękę.
W zeszłym roku byłam na wyspie Zakynthos oraz na Kefalonii. Jesienią 2018 postanowiłam zobaczyć Santorini.
Dlatego poleciałam na Kretę.
Wycieczkę kupiłam w opcji first minute (we wrześniu 2018) przez stronę internetową Tui. Kryteria były proste: hotel ma być blisko Heraklionu, bym mogła dopłynąć promem do Santorini. Wyboru dużego nie było w moim przedziale cenowym (czyli do 2000 zł). Tańsze opcje to hotele w okolicy Chanii, czyli od portu z promami daleko. Ostatecznie rozważałam studia dwugwiazdkowe bez wyżywienia i droższy o niecałe 300 zł hotel czterogwiazdkowy all inclusive. I powiem Wam, że moje wybory czasami są trafione.
Owszem, miałam pokój w najwyżej położonym budynku, więc człapałam do niego resztkami sił, owszem, widok na morze zasłaniały mi dachy, owszem, pokój był cały w beżach, z klejącą się do dupy zasłonką prysznicową, owszem, mieszkałam po sąsiedzku z rozwrzeszczanymi Brytyjczykami. Ale all inclusive było zajebiste!
Naprawdę nie spodziewałam się po hotelu tak zróżnicowanej i tak smacznej kuchni. Przeważały co prawda brytyjskie śniadania lub na słodko (wybrałam to drugie), ale obiady i kolacje były już bogate. Była zawsze kuchnia grecka, bywała hiszpańska, meksykańska, były owoce morza, dania wegańskie, przepyszne desery, piwo i napoje bezalkoholowe oraz dystrybutor z winem, który pokochałam miłością odwzajemnioną. Tuliliśmy się do siebie od wczesnego przedpołudnia…
Poza tym były dwa baseny, w tym jeden ze zjeżdżalniami i jakieś animacje, które kompletnie olałam.
Zresztą wbrew pozorom wcale nie poleciałam na Kretę, by siedzieć w hotelu.
Z 7 dni spędziłam w nim zaledwie 3, przy okazji spacerując po okolicy albo jeżdżąc lokalnymi autobusami.
Jak już pisałam, wyprawę na Kretę zakupiłam w formie wczasów. W cenie był przelot z bagażem podręcznym i walizką do 20 kg, transfer autobusem do/z hotelu oraz noclegi z wyżywieniem w hotelu. Wycieczki zaś kupiłam przez pośrednika, czyli firmę Kreta z polskim przewodnikiem.
Po telefonicznym zarezerwowaniu wycieczek do hotelu przyjechała reprezentantka biura, która zabrała ode mnie kasę, a oddała mi vouchery podróżne. Te wręczałam przewodniczce na samej wycieczce albo w porcie przy odbiorze biletów i instrukcji na czas pobytu na Santorini. Wszystko było więc dobrze zorganizowane, jasne, wiedziałam, o której mam się stawić, o której wrócę do hotelu, polska przewodniczka oprowadzała po atrakcjach. Trochę bardziej skomplikowanie było na Santorini, ponieważ na rejs na wulkan prowadziła nas Czeszka. Jeśli jednak zna się podstawy angielskiego tak jak ja, naprawdę trudno jest się w tym wszystkim pogubić.
Wycieczka nr 1, dzień pierwszy
Pierwszy dzień na Krecie spędziłam w hotelu i spacerując po okolicy. Po drugiej stronie ulicy miałam Lychnostatis Open Air Museum. Wstęp kosztował 9 euro, w pakiecie był audio przewodnik. Można było obejrzeć grecką roślinność, powąchać tutejsze zioła, poznać bliżej sposób życia Greków przed latami.
Wycieczka nr 2, dzień drugi
W pobliskim miasteczku Hersonissos jest małe akwarium i ośrodek ratowania zwierząt. Lubię zwierzątka (szczególnie kotki), więc postanowiłam się tam wybrać. Najpierw poszłam na autobus, w autobusie rezydowała pani, która sprzedawała bilety i pomagała turystom odnaleźć drogę. Niestety, kiedy powiedziałam, że chcę jechać do akwarium, skierowała mnie do Cretaquarium, czyli oceanarium położonego znacznie dalej, niż pierwotnie zamierzałam jechać. Nic się nie stało, bo Cretaquarium jest ciekawą atrakcją i chętnie je zobaczyłam. Bilet kupiłam na przystanku autobusowym, ponieważ osoby, które dojechały komunikacją miejską, mają zniżkę 1 euro.
Dopiero w drodze powrotnej trafiłam do tego docelowego. Byłam też na spacerze po miasteczku. Hersonissos to przede wszystkim sklepy z pamiątkami, ciuchami, bary. Nic szczególnego.
Wycieczka nr 3, dzień trzeci
Czytaliście powieść “Wyspa” Victorii Hislop? Wiem, że wielu osobom podoba się ta książka, której fabuła związana jest z Wyspą Trędowatych, czyli ze Spinalongą. Mała wysepka w pobliżu Krety prawie do lat 60. ubiegłego wieku była koszmarnym domem dla osób chorych na trąd. Chorzy wysyłani byli na wyspę, tam żyli, kochali, zakładali rodziny, wiedząc, że już nigdy nie wrócą do swoich domów, a na wyspie dokończą żywota. Powieść moim zdaniem jest kiczowatym romansidłem, ale od momentu jej przeczytania wiedziałam, że chcę zobaczyć Spinalongę. Wycieczka do Agios Nikolaos i na wyspę była pierwszą z trzech, na które pojechałam z lokalnym biurem. Niestety, chociaż było gorąco, słońca nie było prawie wcale. Udało mi się jednak wykąpać w zatoce, w której woda nie była tak zimna, jak w Hersonissos.
Wycieczka nr 4, dzień czwarty i piąty
Wycieczce na Santorini poświęciłam osobny wpis. Zapraszam tutaj
Wycieczka nr 5, dzień szósty
Z Santorini wróciłam o 22.00, a już przed 9 rano jechałam na następną wycieczkę. Tym razem do Knossos. Po drodze zwiedzaliśmy płaskowyż Lassithi oraz Jaskinię Zeusa. Piękne widoki są na niej gwarantowane. I niestety wspinaczka… Oraz pewne rozczarowanie zabetonowanym Knossos. Wiedziałam o tym, że jest zabetonowane, więc zasadniczo mnie to nie ruszyło, ale towarzyszy wycieczki owszem. Na koniec pojechaliśmy do centrum Heraklionu. Kto chciał, mógł zwiedzić muzeum archeologiczne. Ja nie chciałam – poszłam do twierdzy weneckiej, która jest w porcie.
Dzień siódmy
I koniec. Czas wracać. Kiedy kupowałam wycieczkę, Tui podawało, że wylot będę miała o 15.30. Okazało się jednak, że został on przesunięty… o 8 godzin. Na moją korzyść. Dlatego miałam jeszcze czas na basen, jedzenie, picie i na spacer po najbliższej plaży. Niespecjalnie ładnej.
Widziałam tylko fragment Krety. Nie byłam na najpiękniejszych plażach. Zabrakło czasu. Albo Balos, albo Santorini. A przecież o Santorini przede wszystkim mi chodziło. Jeśli kiedyś wrócę na Kretę, to na pewno w okolice Chani.
Przydatne linki:
Tui
Hotel Mediterraneo
Kreta z polskim przewodnikiem
Lychnostatis Open Air Museum
CretAquarium
Aquaworld
[…] Pierwszą część dotyczącą wczasów na Krecie znajdziecie tutaj. […]
Cześć, właśnie wróciłam z Krety 🙂 Chania jest fajniejsza niż Hersonissos imho. A w ogóle to południe Krety – takie wiejsko-zapyziałe – jest przepiękne. Mieliśmy auto, ale jest też dojazd autobusem lokalnym (podobno za 9euro). Północ wyspy przy południu wysiada.
Dużo przede mną jeszcze 🙂
[…] już cztery razy na Krecie: raz w Hersonissos, w Rethymno, w Chanii oraz w Eloundzie. Jestem absolutnie zakochana w tej wyspie, w widokach na […]