Pod koniec listopada, przeglądając tanie loty, spytałam Córkę Pierwszą, dokąd chciałaby pojechać.
- Do Londynu! – rzuciła. Jak zwykle zresztą od 3 czy 4 lat.
- Tam nic nie ma i jest cholernie drogo!
- Jak to nic nie ma??? – po czym pokazała mi listę miejsc, które koniecznie chce w Londynie zobaczyć: Peron 9 i ¾, Speedy’s pub, czyli bar pani Hudson z serialowego Sherlocka Holmesa, sklep z cukierkami M&M’S, Big Bena i Tower Bridge.
Okazało się więc, że doskonale znam moją córkę, ponieważ bilety do Londynu kupiłam już we wrześniu i dokładnie te miejsca widniały na moim planie zwiedzania miasta. Dodajmy, że zwiedzania w… 7 godzin!
Tyle bowiem czasu przewidziałam od momentu dotarcia na Kings Cross do momentu łapania metra spod Tower i podróży na lotnisko Stansted. Mało? Mało, ale wystarczyło w zupełności!
Tanie loty do Londynu
Zacznijmy od początku: Londyn jest drogi. Nie stać mnie w tej chwili na nocleg w Londynie, na żywienie się tam i dłuższy pobyt. Tymczasem bilety lotnicze na 6 grudnia znalazłam… za 39 zł! Dodam, że dużo grzebię w lotach: na Skyscanner i w apkach tanich przewoźników. Dzięki temu trzymam rękę na pulsie i złapałam taką okazję.
Z Gdańska wylot o 6.20, powrót z Londynu o 20.20 (w Gdańsku 23.20). Za lot w obie strony za trzy osoby, z miejscówkami zapłaciłam więc 250 zł. Biorąc pod uwagę ceny paliwa i spalanie mojego auta, normalnie pojechałabym w tej cenie gdzieś do Bydgoszczy. Bydgoszcz zajebista, ale jednak już tam byłyśmy.
Dzieci nie miały zielonego pojęcia o wycieczce. Trzymałam ją w tajemnicy aż do 5 grudnia, kiedy dowiedziały się, że mają się spakować do szkoły na środę, nie na wtorek, przygotować plecaczki z pustymi bidonami, zgrać sobie na komórki jakieś audiobooki i muzykę oraz naładować słuchawki. Emocje sięgnęły zenitu.
– Boję się!
– Co ty znowu wymyśliłaś?
– Ale dlaczego w spodniach nie mam mieć dziur?
– Jesooo, ale po co?
– O 3 rano pobudka??? Ja pierniczę…
– Czy ty nas chcesz wywieźć do Niemiec?
– Skąd mamy wiedzieć, że nie oszalałaś???
– Mam tyle pytań, a zero odpowiedzi!!!
Musiały poczekać do 21.30, bo wtedy przyszła babcia z kolejnym prezentem od Mikołaja: kopertą — wskazówką, dokąd jadą. Kiedy wyjęły funty, wszystko było jasne — jadą do Londynu! CP zaniemówiła i trzęsły jej się ręce. CD twierdziła, że chodził jej ten Londyn po głowie, zwłaszcza że bidony miały być puste… a puste bierze się na lotnisko (przy czym moja koleżanka Agnieszka wymyśliła, żeby im powiedzieć, że jadą do Lichenia, a bidony są na wodę święconą).
I tak dziewczyny poszły spać z informacją, że muszą wstać o 3.15! No i że po drodze coś może pójść nie tak. W końcu, jeśli na miejscu mamy być tylko 7 godzin, to ewentualne opóźnienie samolotu może nam pokrzyżować plany. Na szczęście przyleciałyśmy nawet przed czasem, nie było kolejek do pograniczników i bardzo szybko trafiłyśmy na peron Stansted Express – pociągu, który co pół godziny odjeżdża do stacji Liverpool Street, skąd można metrem dojechać już do centrum.
I tutaj uwaga: 3 bilety w obie strony to 65 funtów. Czyli drożej niż samolot. Natomiast z pominięciem korków, w cieple, z kibelkiem i WiFi. Potem już tylko metro (2x karta dzienna dla dzieciaków to 14 funtów, ja płaciłam zwykłą kartą zbliżeniową — ściągnęło mi z konta troszkę ponad 7 funtów za podróżowanie po Londynie).
I w ten właśnie sposób zaczęłyśmy zwiedzanie Londynu.
- Najpierw sklep Harry Potter,
- później angielskie śniadanie w Speedy’s Sandwich Bar & Cafe,
- spacer londyńskimi uliczkami do Chinatown i do M&M’s World,
- wizyta w sklepie Lego i na malutkim jarmarku świątecznym.
- Byłyśmy też na Trafalgar Square,
- pod Buckingham Palace,
- Big Benem,
- zjadłyśmy szybki obiad z fish&chips pod London Eye,
- metrem dojechałyśmy pod Tower Bridge, gdzie już mocno zmęczone, po zrobieniu ponad 20000 kroków, snułyśmy się aż do zapadnięcia zmroku.
Czyli wszystkie najważniejsze dla córek miejsca “zaliczone”, nawet bez szczególnego pośpiechu, na luzie, bez obaw, że się spóźnimy na lot.
7 godzin w Londynie! Tak trzeba żyć 😉
Dzieci zachwycone. Zmęczone, z obolałymi piętami, trochę zmarznięte, ale następnego dnia wstały i popędziły do szkoły, chociaż wróciłyśmy do domu po 1 w nocy. Jeśli więc zastanawiacie się nad taką opcją zwiedzania — mogę polecić. Jest to wycieczka obarczona ryzykiem, biorąc pod uwagę kondycję tanich linii lotniczych i ich podejście do klientów, ale nam się zdecydowanie opłaciło. Gdybym mogła, zrobiłabym to znowu.
Świetna niespodzianka 🙂
Natchniona postem analizowałam co ja bym chciała zobaczyć w Londynie i odkryłam, że wiele ważnych atrakcji jest jedna przy drugiej… już zapisuje plan wycieczki?
Centrum spokojnie można z buta.
[…] Londyn w jeden dzień to była absolutnie szalona wycieczka. Wyruszyłyśmy z lotniska w Gdańsku o 6.30, a wróciłyśmy około północy. W samym centrum Londynu byłyśmy 7 godzin i udało nam się nawet bez specjalnego pośpiechu zobaczyć wszystkie atrakcje, o których marzyły moje córki. […]
Ja zainspirowana tą wycieczką byłam już dwa razy na jednodniowym pobycie w Londynie. I dwa razy udało się bez wtopy z jakimś opóźnieniem etc. Raz był to lot rano z Gdańska, powrót do Wrocławia wieczorem. A drugi raz lot rano o 7:00 z Wrocławia, a powrót o 21:30 również do Wrocławia. Dzięki za inspirację, bo naprawdę da się nawet z przerwą na obiad i kawke i jest całkiem fajnie????
Bardzo się cieszę 🙂