Córkę Pierwszą wzięłam do Krakowa. Gdy miała rok i 7 miesięcy. Jechałyśmy ponad 8h. Ona w tym czasie: oglądała książeczki, budowała z klocków (sztuk 6 + figurka), gapiła się w okno. Po dwóch dniach wracaliśmy i było tak samo.
Dzisiaj wzięłam córki na wycieczkę pociągiem. Podróż trwała 1h. W tym czasie Córka Pierwsza gapiła się w okno. Córka Druga… ona była wszędzie! Na podłodze, pod siedzeniem, na półce przy oknie, w śmietniku, w moich włosach, we włosach współpasażerów. Co się napociłam nad usadzeniem jej chociaż na chwilę, to moje. I w drugą stronę to samo. Aż padła, gdy przed wyjściem z pociągu zawiązałam ją w szmatę*.
* MT w kawusie 😉