Potrafią jeść nożem i widelcem. Potrafią się ubrać, uczesać. Pyskować potrafią…. O! I to jak! Córka Pierwsza zna też literki i podstawy matematyki. Córka Druga zliczy do 10 po angielsku i w tymże języku nazwie wszystkie kolory. Ale są takie rzeczy, które mimo wieloletnich nauk w umysły dzieci chyba nie wejdą nigdy…
1) Zamykanie drzwi. Od łazienki, gdy idą robić kupę, szafy, gdy powyciągają ubrania, od mieszkania babci. Nie potrafią. A jak potrafią, bo jedyne drzwi, które zamykają to wejściowe od domu, to walą nimi tak, że cała chałupa się trzęsie. I czasami to już bym wolała, żeby wcale ich nie zamykały, bo jak jeszcze raz CP nimi pieprznie, to nam się chata złoży jak domek z kart…
2) Odkładanie na miejsce przeze mnie wskazane. Bo one tak ogólnie mają takie miejsca na które odkładają… wszystko. Są to: moja kanapa, szafka na buty w korytarzu, pralka i stół w kuchni. Tutaj najczęściej znaleźć można stare gacie i brudne skarpetki, lalki, szczotkę do włosów, pastę do zębów, krem do twarzy, czapki i bluzy. Tylko zasada jest taka, że rzecz jest odkładana w miejsce znajdujące się najdalej od preferowanego przeze mnie. Czyli na pralce w łazience nigdy nie znajdę pasty do zębów, za to będą na niej buty od Barbie. Na szczęście majtki i brudne skarpety najczęściej lądują na kanapie, a nie na stole w kuchni. Uznaję to za mój wielki sukces wychowawczy.
3) Nie wyjdą raz a dobrze. Z podwórka w ciągu godziny przychodzą do domu wielokrotnie. Na siku, po kabanosa, po lalkę, odłożyć lalkę, po hulajnogi, odłożyć hulajnogi, naskarżyć. I jeszcze to dało by się znieść, gdyby nie punkt 1.
4) Głodne są na godzinę przed zaplanowanym posiłkiem. Czyli wstawiam wodę na ziemniaki, zaczynam tłuc świnię na kotlety, wtedy przychodzą córki i piszczą, że są głodne. Że kabanoska, bułeczkę, albo chociaż żelka. I albo jęczą i piszczą tak, że nie mam jak robić tego obiadu, albo się nafutrują byle czym, a potem i tak obiad ląduje w koszu (ewentualnie w misce psa, który tak jakby przytył, odkąd z nim mieszkamy)
5) Zachowanie ciszy. Cisza nocna obowiązuje, a owszem, ale o świcie córki chcą się bawić. I to bawić czymś, co leży… na mojej kanapie (patrz punkt 2), więc wchodzą do mojego pokoju. I ja słyszę trzask klamki, kroki oraz ciche, ale wprost nad moją głową: „Mamoooo, ja tylko przyszłam po lalkę/puzzle/telefon”. I kurde, nigdy się nie nauczą, że trzeba odkładać na miejsce, a mnie nie budzić.
I niech mi ktoś powie, że dziecko ma instynkt samozachowawczy…
Dorzuciłabym kilka punktów od siebie… ech… Od wczoraj strajkuję i nie robię zakupów, nie sprzątam, nie gotuję. Leżę z książką i czytam a dziś jadę w miasto zostawiając ich z ojcem, bez obiadu. Niech główkują, co zjedzą. Pieniądze są, sklep pod blokiem.
uwielbiam Cię czytać jak mnie moja młoda denerwuje, bo wtedy uświadamiam sobie, że Ty masz jeszcze gorzej ode mnie 😛
A wczoraj powiedziałam, że dopóki nie sprzątną swoich pokojów to mają zakaz wstępu do kuchni. Butlę z wodą mają, więc im to wystarczy.
Zauważyli, że nie żartuję tak około 19-20ej.
Jest jeszcze jedno u mnie. Starszy przychodzi z rana powiedzieć, że idzie do kuchni. A jak nie przychodzę do niego to wraca, kładzie się do mnie u mówi, że poczeka, aż się obudze. Oczywiście czekając gada sobie pod nosem, kręci się i pyta czy może pograć na telefonie…
O Matko ty jesteś lepsza niż antydepresanty,trzeba Ciebie na receptę brać.
A tak wogóle muszę z pokoju córek ekspediować wszystkie brudzące sprzety (kredki,farby,plasteliny,brokaty i inne całe to tałatajstwo plastyczne). Poszłam tylko rosół zagrzać córkom ,a tu przychodzę i mam brudaska 2 letniego w nieokreślonym kolorze,a starsza łapy w tym samym kolorze i obydwie twierdzą że to nie ja.
Justyna ja to bym im uwierzyła, przecież TY grzałaś rosół, to nie mogłaś być ty 😛
na trzaskanie drzwiami mam taki patent:
trzaskacz otrzymuje polecenie ponownego, dziesięciokrotnego otwarcia i zamknięcia drzwi. ma to zrobić delikatnie i bez hałasu, głośno odliczając kolejne próby.
jest to upierdliwe dla sprawdzającego, ale nieuchronne i konsekwentne powtórki męczą również trzaskacza – po dłuższym stosowaniu odnotowałam spore postępy w używaniu klamki.
Mój szanowny małżonek chyba na to nie pójdzie 🙂
Ale one to w genach mają: teść trzaska, szwagier trzaska, OB trzaska…
Wszystko to co u mnie i niczym mnie tu nie zadziwiłaś(czuję wobec tego lekkie rozczarowanie ) Ja dorzucę jeszcze otwieranie wszystkich drzwi w grudniu,jak się pruję że to nie lato i zamykanie w lipcu kiedy drę się że ma być przewiew.Chodzenie co dwie minuty to norma ,a wobec remontu i przebudowy domu mam w środku pustynię Błędowską co najmniej. A drą się jak potępieńce o byle g…Dołączę jeszcze szczypanie,zrzucanie z łóżka …eee…cholernie długo by to wyliczać .Powiem tak w/g Super Niani – rodzina głęboko patologiczna,wychowanie nie istnieje,maltretuję dzieci czynnie i biernie (wyrzucam za drzwi i grożę że pozamykam w piwnicy) A żeby weselej było to młodszą mam w swojej grupie przedszkolnej a starsza kończy lekcje ok.11-12 i przychodzi do mnie ,gdzie mnie uszczęśliwia swoją obecnością do 16…Nie wiem czy iść się utopić (boję się wody) czy wyprowadzić.
Oczywiście, że się nauczą! A jak się już nauczą, to się wyprowadzą. 🙂
Nie , nie , nauczą się dopiero jak się wyprowadzą i nie pomaga nawet pozostawianie sajgonu w pokojach . Jedyna zaleta sajgonu to sprzątanie okresowe a nie codzienne ,ale wtedy matka musi się szkolić w zakresie zaawansowanego stoickiego spokoju .