Dzień mordu w oczach i przekleństw na ustach

– Weź je. Błagam cię, weź je, bo ja sama zadzwonię do opieki społecznej i poproszę żeby je zabrali. Nawet im wałówę spakuję na drogę do domu dziecka! – wrzasnęła do męża Matka Sanepid i wyjęła nóż. Znaczy obierak do kartofli.
– Daj, może ja jednak obiorę? – powiedział lekko wystraszony mąż.

Matka dała i wyjęła tłuczek do mięsa. Ale tylko po to, by zrobić kotlety z piersi kurczaka, a nie żeby bić potomstwo.

Wcześniej już Matka nie dawała sobie rady. Na gadającą coś w łazience Córkę Pierwszą nawrzeszczała, że znowu czegoś chce. CP lekko oniemiała i z nieskrywanym smutkiem odpowiedziała wtedy:

– Ale ja tylko wierszyk sobie mówiłam. Ja nic nie chcę.

Ale się Matce nawet przykro nie zrobiło, że tak dziecko potraktowała. Wcześniej to dzieci potraktowały ją o 3.00 nad ranem wykopując z łóżka na kanapę w pokoju. Potem o 5.30 z kanapy do łóżeczka CP. Łóżeczko CP ma 160 cm długości, a Matka Sanepid ma 179 cm wzrostu, więc licho jej się spało, za to w ciszy.

Matka Sanepid pisze dzisiaj w osobie trzeciej, bo wyszła sama z siebie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *