Miałam dziecko do przedszkola zapisać

ale się waham.

A poza tym nie znoszę swoich dzieci. Dzisiaj.

Do 15.30 wszystko było niby OK. Dwa długie spacery. Pchanie wózka, ciągnięcie sanek, zjeżdżanie z górki, odmrażanie palców i nosów. Ryk co kwadrans. Córki Pierwszej: „Daj, natychmiast, już, na rozkaz i mam w dupie, że akurat chce ci się siku/masz upieprzone ręce po łokcie, bo robisz obiad!” I Córki Drugiej grzebanie w szufladzie z butami, w szufladzie z pastami do butów, w szufladzie z lekami, w szufladzie z ciuchami, przy okazji przytrzaskiwanie sobie palców i ryk.” Ale do tego przywykłam. Darłam się, rzucałam przekleństwami, groziłam eksmisją albo obcięciem kończyn. Jak co dzień, nic szczególnego. Wszystko OK. A potem się posrało i zrobiło gorzej.

Ostatnio zastanawialiśmy się z mężem czy nie powinien wyjechać na długo i daleko. Zostaje. Sama bym wyjechała i go z tymi potworami zostawiła. Ale on to by pewnie zwariował…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *