Bo taaaaaakie przedstawienie potrafią dać, że szczena opada.
Przez cały dzień robiły mi z d*** jesień średniowiecza. Wiecznie się kłóciły, nie chciały bawić, rozwalały jedzenie, bałaganiły. W końcu poszły spać i tylko to uratowało nasz dom przed ruiną, a moje nerwy przed totalnym rozstrojem. Potem przyjechali goście. Bezdzietni. Córkę Pierwszą widzieli ostatnio, gdy była w moim brzuchu.
A moje córki… anioły! Podejrzewam, że CD nawet mocz wstrzymywała, żeby nie wyszło, że musimy jej pieluchy zmieniać. No takie idealne były! Bawiły się same, jadły grzecznie ciasto bez brudzenia dookoła, śpiewały sobie i tańczyły trzymając się za rączki, na zmianę bawiły się w pieska (miara krawiecka trzymana zębami przez raczkującą córkę, drugi koniec w rączce córki wyprowadzającej pieska na spacerek). Turlały sobie piłkę, bawiły się w chowanego.
Po dwóch godzinach usłyszeliśmy komentarz gościa:
– Ale wy z nimi to luz macie. Siedzicie sobie na kanapie, a one się bawią.
Rozpłakałam się z żalu, że to nieprawda…..