Dziewczyny ubierają się same. Mają swoją szafę, w której same układają ubrania i potem muszą je sobie znajdować. Zakładają do szkoły to, na co mają ochotę. Interweniuję tylko w dwóch przypadkach: gdy coś jest ekstremalnie nieadekwatne do pogody, albo gdy jest zarzygane. Gdy coś ma dziurę albo niespieralne plamy, wyrzucam to do śmieci na etapie sortowania prania.
No i ubrała się dzisiaj Córka Druga, prowadzę ją przez szkolny korytarz do klasy… i coś mi nie gra.
W getrach dziura na kolanie. Głowę bym dała, że nie przeszły selekcji przed praniem.
- Córko… skąd wzięłaś te leginsy? – CD wzruszyła ramionami, więc dociekałam dalej. – Czy ty ich przypadkiem…. no powiedz mi…. ze śmietnika je wyciągnęłaś, tak?
- Mamo, ja po prostu NIE MIAŁAM SIĘ W CO UBRAĆ.
Kobita. Tekst opanowała, jeszcze musi dopracować resztę.
No cięta riposta jakby nie było:)
no….ja też takiego kwiatka usłyszałam od córki starszej….. a komoda pełna ubrań.