Wczoraj pojechałam do pracy na 8 rano.. cóż, spóźniłam się 45 minut bo był karambol, ale co tam… szefowa o jeść nie woła, nie? Zadzwoniłam do niej, powiedziała że spokojnie mam jechać (3km w 45 minut…), nic się nie dzieje. Dzień sprzątania z resztą…
Otworzyłyśmy sklep (bo matka-sanepid wbrew pozorom w handlu robi), włączyłyśmy muzykę i myłyśmy lustra, regały etc. Klientów mało, cisza. Jak ja się tą ciszą napawałam!!! Tymi pięcioma godzinami, gdy nikt nie krzyczał że chce kupę, pić, jeść. Powiedziałam tylko szefowej, że chcę ciszy i dlatego z nią nie gadam (żeby nie myślała, że mam focha – z reguły gadam jak najęta)
Zjadłam obiad w spokoju! Miałam 15 minut na poczytanie gazety!!! Nie pilnowałam żeby dzieciaki miały skarpetki na nogach, żeby nie dotykały ściany umazanymi w miodzie/dżemie łapkami, nie musiałam wymyślać czy malować, czy rysować, czy układać puzzle. A jak wróciłam do domu, to był porządek! Bo pani Niania ogarnęła pokój Córki Pierwszej. A pokój Córki Pierwszej to w sumie całe mieszkanie.
I wzięłam taka uspokojona dzieci na spacer… na 3h. I dopiero wtedy miałam energię i ochotę do wymyślania zabaw: „A pobiegnij do tej szarej skrzynki!”, „Znajdź kamień w czerwonym kolorze!”, „Wejdź na górkę i rzuć piłkę w moją stronę!”
Gdy dwa dni temu spotkała mnie w pracy znajoma spytała: „Wciąż tutaj pracujesz?” i chociaż obok chodziło kilkudziesięciu klientów odpowiedziałam „Tak… Tutaj mam spokój i ciszę!”. Zrozumiała… też matka.
odpuscilam skarpetki. odpuscilam wszystko. corka biega po domu, jak ja Pan Bog stworzyl. dobrze, ze od kilku dni zgadza sie na pizame na noc, a dzis nawet sie nie rozkopala z koldry
Trafiłam do Ciebie dzięki ukochanej Trójce. I sobie czytam od początku.
I dzięki Tobie jakoś bardzirj mi się do pracy chce wrócić. I się mniej myśli o niańce boję. Podziękował!
Hm. Nie ma pstryczka „powiadom o kolejnych komentarzach”? Przydałby się 😉
super