Przekleństwo Barbie

Sezon na księżniczki trwa.

– Teraz tylko czekać, aż poprosi o Barbie – powiedziałam na początku tego szaleństwa do Ojca Biologicznego, ale do wczoraj było OK. Lala bobas, Pani Pomidorowa (chyba dwudziestodwuletnia maskotka od ciotki dla mnie) i nic poza tym.

Tymczasem znajoma internetowa z USA zapowiedziała, że wysyła Córce Pierwszej paczkę. A w niej dwie sukienki dla księżniczki. „A może dla Syrenki, bo jedna ma jakiś dziwny ogon.” – oświadczyła. I dorzuciła jeszcze dwie Barbie. OK, myślę sobie, Barbie się schowa, będą czekały na jakąś lalkową szajbę. Paczka właśnie pokonuje ocean i pół Europy… no chyba że ocean, Chiny, Rosję…. nie wiem, a tymczasem inna znajoma poprosiła o upieczenie dla jej córki tortu. Z Barbie.

Wahałam się czy potrafię, szantażem ją wzięłam prosząc by lalkę przywiozła. I sobie bigosu narobiłam. Ledwo koleżanka wyszła, CP grzecznie spytała czy lalkę może obejrzeć. Oglądanie trwało jakieś…. 5h. Do oglądania należało także:
– czesanie jej
– ubieranie w ubranka ze szmacianych lalek
– kołysanie w kołysce
– przytulanie i zachwycanie się.

Przy okazji CP nauczyła się robić szpagat tak samo jak Barbie.

Wieczorem rozpoczęły się negocjacje. A wiecie, że z trzylatką trudniej rozmawiać o oddaniu Barbie, niż z palestyńskim terrorystą o niedetonowaniu bomby z izraelskim autobusie?

Ostatecznie wiedząc, że niedługo dotrze paczka obiecałam że CP Barbie dostanie. Przy okazji dowiedziałam się, że musi być ona w komplecie z różową suknią, czerwoną suknią, żółtą suknią, zieloną suknią i najlepiej z jeszcze jedną różową.

Co się z tym moim dzieckiem porobiło? To się leczy? Kupić to czarcie żebro do kąpieli czy wystarczy rózga i trzy razy przez plery?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *