Konkretnie Córka Pierwsza i ja. Zaczęło się ode mnie, przeszło na córkę. Z resztą Córka Pierwsza już hobbystycznie łapie wszelkie egzotyczne wirusy. Czym większa wysypka, większy pawik obiadkiem tym lepiej. Oooo, ona jest pierwsza do niezbijalnej gorączki typu 39,9 stopnia i ostatnia do cudownego ozdrowienia. Jedyna korzyść z jej choroby jest taka, że nie gada tyle. I śpi. A ona nie śpi. Córka Pierwsza zwykle uznaje porę nocną między 20.00 a 6.00, w porywach 6.05. Jak jutro nie pośpi dłużej to uduszę, wydziedziczę, nie dam w posagu nawet widelca z Ikei.
I Córka Pierwsza jak choruje to z fajerwerkami- szpital przez 9 dni, brak moczu przez 23h, a jak puszcza pawia to wprost na Córkę Drugą i Nie Ostatnią. CDiNO bardzo mocno się zdziwiła i ostatecznie popłakała. Córka Pierwsza też się popłakała. Kanapa zasyfiona. Nie ma to jak trzyletnia kanapa za trzy koła, która już miała na sobie wszystko odkąd mamy dzieci. Esteci i wrażliwcy nie powinni mieć kanap… eeee.. dzieci znaczy się.
No i tak sobie chorujemy: tu wirusik, tam bakteria, nieprzespane noce, góry pościeli do prania, cała apteka leków w kuchennej szafce. Mam wrażenie że ostatnio moje macierzyńskie życie polega na sprzątaniu, pracy, chorowaniu.
PROZA życia, zdecydowanie nie poezja 🙁