– Jak pójdziesz spać, to ja sobie w spokoju choinkę z krepiny wykleję – oświadczyła przy obiedzie Córka Pierwsza.
– A skąd pomysł, że ja pójdę spać?
– A nie???
No nie, bo mam wpisdu roboty. Ale owszem, w zeszłym tygodniu, po wizycie u masażystki, co mi nieszczęsne plecy nastawiła, moje dzieci oglądałam głównie z pozycji horyzontalnej i spod kołdry. A na pytanie „a tobie co?” odpowiadałam zalewając się łzami, że nie mam pojęcia…. A to tylko coś jak grypa, ale od pleców. Dziwne uczucie, kiedy człowiek niby jest zdrowy, a ma problem by ruszyć nogą, ręką, nie ma motywacji poza „siku i jeść”, żeby wstać z łóżka. Pewnie u niektórych się to nazywa depresją, ale u mnie to od pleców, na bank. Dałam radę ostatecznie, plecy mają się dobrze, a mięśnie mam napięte do granic możliwości… Bo dzisiaj poniedziałek.
Miało być pięknie, a wyszło jak zwykle. Miałam wizję, że odwiozę jedną do szkoły, drugą do przedszkola, nadgonię z pracą, posprzątam łazienkę. Córka Druga nawet zgodziła się założyć spodnie. Pełna pozytywnych emocji wsadziłam je do auta, nawet się nie spieszyłam, bo miałam zapas 2-3 minut, dojechałam do szkoły, znalazłam miejsce postojowe, CP wysiadła i … się zesrało, bo oznajmiła, że nie ma tornistra. Znowu.
No, to ostatecznie się spóźniła. A potem było już tylko gorzej. Bo mi nauczycielka oświadczyła, że CP będzie zimą w szkolnym przedstawieniu.
Zaje….. Aniołek, Maryja, pastuszek, kalmar, ośmiornica – OK, no problem. Ale kuźwa… zima? Śniegiem mam ją obsypać? Do hipotermii doprowadzić? A może oblepić ją błotem pośniegowym i solą posypać?
I nie, ponoć nie można tego przedstawienia przełożyć.
I jeszcze… to będzie szał. Dostała rolę. Nie, nie taką jak w przedszkolnych jasełkach, że miała siedzieć i się ładnie uśmiechać. Ma trzy teksty po cztery wersy do powiedzenia.
– A ty w ogóle coś powiesz przed publicznością? – spytałam córki pełna obaw.
– Ale ja tam nic nie mówię…
– Jak to nie mówisz?? A „Lukrowaną laseczkę, czapkę ze szklanym dzwoneczkiem….”? – odczytałam z dzienniczka.
– A, no tak….
Refleks nigdy nie był jej mocną stroną.
Białe prześcieradło i biała uszatka powinny załatwić sprawę 😛
powodzenia w nadrabianiu pracy. dobrze, że chociaż cd współpracowała 😉
oj Matko, ubierz ją na biało czy błękitnie, obsyp srebrnym brokatem, śnieżynkę na pycholu wymaluj i… siedź w pierwszym rzędzie, coby podpowiadać w razie komplikacji 😉
Ja w przedstawieniu byłam kiedyś Lutym i miałam na sobie pożyczony kożuszek.
Oj Matko, poproś o pomoc CD. Niech zepsuje karnisz od firan. Może być babci. Albo chrzestnej. Byle firana biała lub szara lub ewentualnie błękitna. Potem niech firanę porwie. W równe pasy. Gumkę gaciową to już możesz kupić nową, strać. Po co psuć od razu dziadka kalesony (choć tez może białe…). Teraz już Twoja kolej – wyżyj się artystycznie i zrób jej tutu. Wiesz jaki szał będzie?! To już nawet uszatki nie trzeba 😉
A białe ubranka ma? + kilka gwiazdek srebrnych z papieru samoprzylepnego. I zima gotowa. Oby tekstu się nauczyła 😉
No, co Ty, Zimy nie widziałaś?? Najprostsze przebranie, moja córka była 🙂 Białe giezło, błękitny płaszcz na ramiona jak masz, dużo srebrnego łańcucha choinkowego na obszycia i parę gwiazdek i Zima jak się patrzy! Zobaczysz sama jaką się kreatywnością można tu wykazać 😀
Skoro taka jej natura, że wszystko psuje, to jej nie organizuj przebrania. I po przedstawieniu…
mam czapkę białą puszysta jak z futra z pomponami wiszacymi moge pozyczyc
Weźże wykorzystaj strój Aniolka w wersji upadlej, bo bez skrzydel i aureoli..Biała szata i git
I usta białym kremem:)
zima? To ubierz ja jako Else 😉 i po krzyku 🙂