Z wiekiem dziecko jakieś bardziej wrażliwe się robi. Przypuszczam, że jakby moja 3,5 latka miała się przedzierać przez kanał rodny, to w połowie drogi by się pobeczała i wróciła z powrotem do macicy (wiem, to straszna wizja – rodzić dziecko o wzroście 101 cm i 18 kg wagi).
Tymczasem taki noworodek jest w stanie przeżyć ścisk, skurcze, jeszcze się łokciem rozepchnie i mamie załatwi 17 szwów na tyłku, poryczy 30 sekund i idzie spać. Później musi zachować odporność na upadki z łóżka (przyznać się, komu z Was dziecko spadło z łóżka??? Pewnie 99% niemowląt zalicza kontakt z panelami i dzięki Bogu, w większości przypadków, nawet tego nie zauważa). Gdy z łóżka spada trzylatka, wyje tak, że człowiek nie wie czy wzywać zwykłą eRkę, czy od razu helikopter.
Roczne dziecko ma jeszcze resztki odporności noworodka.
Dlatego, gdy przed chwilą Córka Druga potknęła się na samej górze ogrodowej zjeżdżalni, stuknęła w nią zębami, zjechała w dół na brzuchu i huknęła głową w stół (ogrodowa zjeżdżalnia stoi w salonie, bo kurde… nie mam ogrodu!) udała, że tego nie zauważyła. Córka Pierwsza natomiast, na samym dole, uderzyła się w palec. Trzeba było podmuchać, pocałować, przy okazji sprawdzić czy aby zębów nie pogubiła (otwiera paszczę, a ja liczę do 20), inaczej wyłaby przez godzinę. Ona się kiedyś o własny cień zabije…
u mnie druga już niestety podłapała od pierwszej dmuchanie, chuchanie, głaskanie i całowanie…