Minusem mieszkania w domu jest nie tylko to, że trzeba palić w piecu, pielić w ogródku, odśnieżać, ale też to, że czasami trzeba wywieźć nieczystości. I bywa tak, że szambo zapełnia się akurat na weekend. Nie można brać wtedy długich kąpieli w wannie, myć dzieciom włosów, nawet jak jest w nich kilo piasku, a i pranie trzeba ograniczyć.
Po takim weekendzie bez prania w rodzinie, w której są trzy osoby dorosłe i dwoje dzieci, zaległości w praniu zaczęły górą wyglądać z kosza na łazienkę. Kiedy tylko wóz z tak zwanym „panem szambonurkiem” odjechał sprzed domu, postanowiłam zaległości zmniejszyć. Wyciągnęłam dziecięce ciuchy i uznałam, że wypróbuję inny program w mojej testowej pralce. Program zwie się AntyAlergia i polega na tym, że pranie zostaje dodatkowo wypłukane, tak by wszelkie pozostałości proszku i płynu do płukania nie odbijały się negatywnie na wrażliwej skórze dzieci. Jednocześnie policzyłam sobie, że w sumie fajnie by było, jakby się wyprało w czasie krótszym niż planowane dwie godziny, bo pogoda ładna, pranie można rozwiesić w ogrodzie (ach…. mieć suszarkę do kompletu….) i jeszcze ze trzy inne dzisiaj zrobić, a ja muszę jeszcze pojechać po Córkę Pierwszą do przedszkola. Wcisnęłam więc dodatkowo przycisk Time Perfect. Funkcja ta nie jest może zbyt ekonomiczna (w przeciwieństwie do programu EcoPerfect), bo pralka (która i tak ma klasę A+++) pierze zużywając więcej prądu i nie można załadować więcej, jak 5 kilogramów ubrań, ale za to skraca nieco czas prania.
Nastawiłam i poszłam. Ponieważ pralka chodzi niesamowicie cicho, a szczęśliwi czasu nie liczą, przechodząc obok łazienki, zerknęłam na wyświetlacz. Pralka robiła już płukanie, a do końca cyklu pozostało 40 minut. Jakież było moje zdziwienie, gdy wróciłam po 10 minutach (pomiędzy zjadłam zupę mojej mamy), a na wyświetlaczu wyświetlała się informacja, że pranie ostatecznie zakończy się za 50 minut. Pralka chwilę powirowała i … znowu włączyło się „Płukanie z AquaSensorem”.
„Co za zwierzę ten AquaSensor???” No i wzięłam do ręki …. uwaga! wait for it!… instrukcję obsługi, w której napisano, że to czujnik, który sprawdza mętność wody z płukania! Czyli skubana pralka zrobiła płukanie, wybadała sobie podczas wirowania, że w praniu jeszcze zostały resztki proszku/płynu do płukania, którego znowu pewnie wrzuciłam za dużo i „uznała”, że się nam aż tak bardzo nie spieszy, by pozwolić dzieciakom na noszenie niedopłukanych ciuchów.
Swoją drogą mądrość numer jeden, jaką wyniosłam ze szkolenia w showroomie Bosch jest taka, że żeby pranie było czyste, wcale nie trzeba wrzucać do pralki dużej ilości proszku…. Ale odruch, pomimo wiedzy, wciąż jest jeszcze zbyt silny.
* Wpis sponsorowała fasolówka mojej mamy, dzięki której podniosłam się z kanapy**, wyszłam z pokoju i zajrzałam do łazienki.
** Wczoraj jak wstawałam z kanapy, to zwichnęłam sobie kciuka. Dlatego teraz unikam wstawania z kanapy.***
*** Swoją drogą żałuję, że do pralki nie można włożyć tej mojej syfiastej kanapy.
U mnie po ostatnim weekendzie zamiast standardowych prań (podział na: białe, ciemne, kolor) miałam prania: białe, niebieskie, czerwone, beżowe, czarne, zimowe, pozostałe – tyle się rzeczy do prania uzbierało.
U Ciebie nawet wpisy sponsorowane są warte uwagi. 🙂
Pozdrawiam!
Bo jakby mi coś nie leżało, to bym napisała, że nie leży, a mi leży. Ogólnie leżenie jest fajne.
Ja tez lubie leżeć :)),(Matka wie co dobre:) ),ale mam mało okazji do tego.Już marze o takiej pralce!
Matko uwielbiam czytać wszystko co stworzysz:) sponsorowane czy nie, trafiłam tu dzięki legendarnej już aukcji wózka:)
To ja Matce życzę, żeby do testowania dali kanapę 🙂 Tak na dłużej, bo trzeba sprawdzić jak się na niej leży w poszczególnych porach roku 🙂
Kanapę sobie sama zrobię z palet 😉