Wpis powstał przy współpracy z portalem Hello Zdrowie
Dzisiaj z przytupem zakończyłam pięciodniowe wyzwanie Hello Zdrowie, polegające na byciu umiarkowanym hedonistą. Z całą pewnością mogłabym być hedonistką na pełen etat, ale wtedy musiałabym być bezdzietną utrzymanką. A się nie da. Nikt nie byłby w stanie mnie utrzymać.
Oto jak dzielnie siebie dopieszczałam:
1 dzień – Dopieść zmysły.
Ktoś, kto wymyślał to zadanie, od razu pomyślał o kąpieli w pianie. A ja się wyłamałam zupełnie. Uznałam, że ta kąpiel wcale nie będzie dla mnie przyjemnością. W momencie, kiedy dzieci za drzwiami łazienki naparzają się domowymi sprzętami, walą w drzwi, krzycząc „siku!” odprężyć się trudno. Owszem, można wykąpać się, gdy dzieci śpią. Można i często to robię, dlatego wiem, że po 5 minutach leniwego leżenia w wodzie zaczęłabym z nudów golić nogi, zacięłabym się trzy razy i uznała, że woda jest już za zimna i czas wbić się w piżamę i iść spać. Postawiłam więc na dopieszczenie jednego zmysłu – słuchu. Kiedyś bardzo często słuchałam muzyki. Idąc do pracy, leżąc wieczorem w łóżku, jadąc pociągiem. Teraz głównie słucham jazgotu dzieci, ewentualnie radia, które gdzieś tam w tle mruczy nie zawsze moje ulubione utwory. Włączyłam więc dzieciom bajkę, ułożyłam się obok na łóżku i od czasu do czasu zerkając, czy nie podpalają mi kanapy albo nie sikają na dywan, włączyłam sobie swoją ukochaną ostatnio płytę Pearl Jam’u. Trwało to dłużej niż 30 minut, ale poprawiło mi humor na cały dzień….
2 dzień – Pozwól sobie na stratę czasu
A jak najlepiej stracić czas? Wyrzucić siłą dzieciaki na podwórko, położyć się na kanapie i po raz 84749274927 obejrzeć „Vinci” w Tefałenie. Tak było.
A po filmie dzieci wróciły do domu i okazało się, że Córka Pierwsza wrzuciła Córce Drugiej za kołnierz błoto. I musiałam jej czyścić włosy, kurtkę, bluzę, bluzkę i jeszcze w majtkach błoto znalazłam. Tak się oto zrelaksowałam.
Dzień 3. Zainwestuj w coś miłego.
Poszłam na basen. Na ten sam, na który miałam chodzić od września, a w końcu byłam tylko dwa razy. Miałam też fotkę z sauny parowej, ale nic nie było na niej widać oprócz mgły…. Niektórzy myślą, że po prostu dom o basen rozbudowałam, ale nie… Nie tym razem. Popływałam, posiedziałam w saunie, a nawet zjechałam z wodnej zjeżdżalni, jak chłystek z gimnazjum.
Dzień 4. Odkryj zapomniane przyjemności
Filiżanka gorącego kakao z bitą śmietaną i cynamonem. Prawdziwe kakao, nie neskłik jakiś tam, co ma głównie cukier. A do tego kremówka z odrobiną cukru pudru. Smak z czasów dzieciństwa. Aż się górą ulało.
Dzień 5. Daj sobie szansę na przyjemność
Zakupy… Dziwak ze mnie, nie baba, bo jak mam sobie kupić spodnie, bluzkę czy sweter, to nie bardzo. Przez Lidla, Tesco czy Biedrę przelecieć mogę, bułkę czy mleko nabyć, ale ciuchy? Jak tam na wieszakach tyle wisi? I wszystko w rozmiarze 38, a ja potrzebuję 40… 42 zasadniczo.
Ale przecież nie trzeba kupić ostatecznie majtek, bluzki czy kurtki. Można se kupić coś do pracy… Coś energetycznego z wyglądu i wygodnego. Teraz praca z lapkiem na kolanach to sama przyjemność, bo mi wentylatory ud nie opalają.
Wyzwania można jeszcze podejmować i wygrywać nagrody.
Pearl Jam, czy nie wydał nowej płyty? Przypomniałaś mi, że miałam to sprawdzić.
Wydał, wydał. I to bardzo fajną. A w lipcu będą grać w Gdyni!
Ja też zaczełam pić „prawdziwe” kakao.
Pichotka…
Z Galerii wracam z pustymi rękoma..Nic mnie nie pociąga, szkoda mi kasy.
Za to odstawiłam słodycze…3 dzień…jeszcze żyje…
a przede mną wyzwanie 40 dni…
a w czerwcu Clapton w Polsce:) te wyzwanie też podjęłam, znaczy umiarkowany hedonista….po raz 3 chyba, a myślałam że ze mnie hedonista pełną gębą:P
Clapton mnie nie rusza. PJ to jedyna kapela, na której koncerty chodzę.
„Przecież to mój kubeczek, to mój kubeczek z wiewiórką jest!”
Długo już czytam Twojego bloga cudownego, Matko, ale dzisiaj mnie tknęło, że muszę napisać coś w końcu. No bo ja też dotychczas zasadniczo rozmiar 40, a zasadniczo 42 potrzebowałam. Ale zbliża się ten cudowny dzień, w którym będę mogła powiedzieć 38, a zasadniczo 40;)
A co do przyjemności… Będę mieć ich trochę w tym roku… za miesiąc dokładnie kończę 40:(:(:( ale zaraz po tym czeka mnie cudowny koncert Depeche Mode:):):)
A ja dzisiaj stanęłam na wagę i się okazało, że nie dość, że zgubiłam świąteczne 0,5 kg, to jeszcze dodatkowe 0,5…
No tragedia po prostu. Tak gubic na prawo i lewo… 😉
No i gitez! 🙂 Zadbałaś o siebie, widzę – chwalę Cię niniejszym :)))
A ta galeria na Twojej fotce to Klif w Gdyni może przypadkiem? Byłam tam cały RAZ, ale jakoś tak mi się skojarzyło…
Nie, to nie Klif
Też by mi się przydał taki dzień robienia sobie dobrze! Tylko kto mi przypilnuje dzieci? ;)))