Przemoc zaczyna się już w zerówce

Monitoring w szkole nic nie da, jeśli dzieci nie wyniosły z domu szacunku do drugiego człowieka. Jeśli rozwiązywanie problemów przemocą, to dla nich norma, bo przecież tak problemy rozwiązuje tata, który bije mamę, albo starszy brat lejący młodszego. Przemoc jest w klasach, tuż pod okiem wychowawczyni, w stołówce podczas obiadu. Wiem to, bo moja córka jest ofiarą przemocy w szkole.

A do szkoły chodzi od 5 tygodni! I nie ma dnia, by nie przyszła i nie powiedziała: „Paweł mnie uderzył, gdy chciałam wyjąć zeszyt z mojej szafki”, „Dawid powiedział, że mi wykręci rękę„, „Boli mnie oko, bo mnie Julka uderzyła”, „Julia wyjęła mi z pojemnika jabłko i wyrzuciła je do kosza na śmieci”. Ten sam Dawid 3 tygodnie temu kopnął ją w głowę na placu zabaw… Córka wie, że o wszystkich takich wydarzeniach ma mówić pani. Pani rozmawia z dziećmi, a następnego dnia wszystko zaczyna się od nowa. Sama widziałam przez okno, jak jakiś gówniarz machnął moją córkę przez głowę zeszytem. Jeszcze trochę, a zacznie dostawać od kolegów i koleżanki podwójnie bo skarży. A sama nie odda. A może powinna…

Czy moje dziecko przestanie być gnębione przez jakiegoś sześcioletniego gnojka dlatego, że na korytarzu będzie kamera? No błagam, te dzieci nie chodzą swobodnie po szkole! Czy przestanie być gnębione, gdy zgłoszę sprawę do dyrekcji? Nie, bo żaden dyrektor nie przyzna się do tego, że w jego szkole już w zerówce panuje przemoc. Czy mama takiego rozbrykanego gówniarza, który nie ma żadnego szacunku do koleżanki utemperuje syna? Nie sądzę, przecież sama takiego wychowała. A wychowawczyni rozkłada ręce, no bo przecież rozmawiała z dzieckiem, więcej nie może. Nie może postawić do kąta, wyrzucić z sali, wstawić pały, uwag chyba też nie wypisuje, bo to przecież zerówka.

2 lata Córka Pierwsza chodziła do przedszkola. Prywatnego, o dobrej renomie i nigdy nikt jej nie uderzył. Czy wiejska podstawówka jest jakąś wylęgarnią agresywnych dzieci? Bo jeśli tak, to może trzeba bulić przez kolejne lata za prywatną szkołę?

Jako rodzic muszę pisemnie wyrazić zgodę na to, by moje dziecko mogło jeść owoce i warzywa, pić mleko, by mogło być fotografowane na szkolnych uroczystościach – wszystko dla jego dobra. Ale bite może być codziennie….

206 odpowiedzi na “Przemoc zaczyna się już w zerówce”

  1. Od zawsze wpajam synom 3 zasady gdy ktoś im dokucza lub ich bije:
    1- powiedz koledze/koleżance żeby cię nie bił/nie dokuczał
    2- gdy dalej to robi powiedz o tym pani
    3- gdy i to nie pomaga oddaj ale tak by krzywdy nie zrobić a by tamto wiedziało że to boli i że potrafisz się bronić

  2. Adam Okuń pisze:

    „Jako rodzic muszę pisemnie wyrazić zgodę na to, by moje dziecko mogło jeść owoce i warzywa, pić mleko, by mogło być fotografowane na szkolnych uroczystościach – wszystko dla jego dobra. Ale bite może być codziennie….”

    Dokładnie tak, a to dopiero podstawówka. Poczekaj na gimnazjum.

  3. Ja bym nie odpuscila… Dyrekcja, rodZice, policja… Wkoncu córka bedzie zestresowana i jeszcze do szkoły nie bedzie chciała chodzic…

  4. Przemoc zaczyna się w domu. Sam o tym pisałem na swoim blogu. To rodzice pozwalają na takie zachowani! Rozwiązania widzę 2. Jedno, to postraszyć rodziców sądem – w dzisiejszych czasach to już wykonalne, 2 – zapisać dziecko na karate, albo inną sztukę walki. Sport to zdrowie, uczą tam obrony (za wykorzystanie niezgodnie z przeznaczeniem można wylecieć z zajęć), koledzy nie będą zaczepiać. A swoją drogą, to najchętniej spuścić manto ale rodzicom.

  5. Udostępniłam i u siebie. Dla mnie droga nauczyciel-dyrekcja. Jesli problem nie minie, przeszłabym się na lekcję (za wcześniejszą zgodą nauczycielki) i sama zrobiła dzieciom pogadankę na te temat. Niech poczują, że to nie przelewki i temat jest poważny.

  6. Maria Jaszczurowska via Facebook pisze:

    Sami nauczyciele wzmacniaja takie zachowania – moja córka na przykład twierdzi, ze nie pójdzie powiedzieć pani, bo pani zabroniła skarżyć.

  7. U nas był podobny problem, ale nie w szkole tylko na podwórku. Nowe mieszkanie, nowe otoczenie, dzieci niekoniecznie z dobrego domu. :/ Chłopiec, który praktycznie więcej przebywa poza domem aniżeli z rodzicami. Pierwszoklasista. Najpierw się bawił z córką a potem zaczął jej dokuczać. Poskarżyła się jeden raz, drugi, trzeci. Poszłam razem z nią na rozmowę z chłopcem, Przepraszał, ale chyba nie do końca to do niego dotarło. Sytuacja się powtórzyła. Ponowna rozmowa, ale taka w 'luźnej’ formie, nie oskarżałam go i nie chciałam by znów przepraszał. Zapytałam: „Pamiętasz co obiecałeś?” a on: „Dlaczego dziewczyny zawsze musza skarżyć?”. Odpowiedziałam mu, ze tak jest prawidłowo, i ze nie tylko dziewczynki, ale wszystkie dzieci powinny mówić o takich sytuacjach dorosłym. Wytłumaczyłam, ze jest dobrym chłopcem a moja córka przecież nic mu zrobiła, ażeby ten musiał reagować przemocą. Na koniec dodałam, iż wierze, ze teraz będzie dobrze. Od tamtej pory jest spokój. 🙂

  8. A ja jestem po troszę mamą drugiej strony. Kiedy moi chłopcy szli do przedszkola bałam się, że będą dostawać po głowie, bo wrażliwi, bo kiedy obserwowałam ich na placu zabaw to zamiast odepchac, bronić się jakoś, dawali się bić a potem ze smutkiem pytali „dlaczego mnie uderzyłeś chlopczyku?”. Tymczasem pierwszego dnia w przedszkolu syn starszy znokautował kolegę, który go deptał i szczypał. W trzecim tygodniu życia przedszkolnego syn młodszy duszony przez kolegę wdał się w bójkę, niestety oprócz obrony i pchnięcia chłopca, podbiegł do niego i go kopnął kiedy ten leżał. Wtedy zaczęłam się zastanawiać co ja zrobiłam nie tak… Skąd w nich ta agresja? Zapewniam Was, że nie z domu. Czasami Dzieci w grupie zachowują się zupełnie inaczej niż przy rodzicach. Z drugiej strony zachowania agresywne tłumaczę sobie nieumiejętnościa radzenia sobie z emocjami, z brakiem poczucia bezpieczeństwa, a ja jestem tą osobą która powinna odpowiednio reagować i która powin ich nauczyć jak sobie radzić ze swoją złością i z przemocą ze strony innych. Tak, Przemoc jest już w przedszkolu: syn młodszy przyszedł trzykrotnie pogryziony, starszy podrapany i skopany, no i sami niestety też potrafią bić. Nie wydaje mi się jednak aby to była wina naszych czasów, bo zawsze w grupie zdarzały się przypadki bijące. Z drugiej strony mamy natężenie rodziców, którzy tworzą w dzieciach poczucie życia w.okrutnym świecie w którym można dać sobie radę tylko pięściami, wobec czego wzmacniają zachowania agresywne. Moim chłopakom określiłam 3 jasne zasady, identyczne jak Monika Tomczyk i działa. Nie mogą zaczynać, ale pozwolić sobie na bicie tez nie mogą, podstawą ma być rozmowa. W grupie dzieci uczą się dialogu z trudnymi przypadkami, w domu to najczęściej ja pomagałam im rozwiązywać konflikty. Wiecie wydaje mi się że w pierwszej kolejności warto porozmawiać z rodzicami. Nie Wszystko jest czarno białe, ani my rodzice, ani nauczyciele nie mają wiedzy absolutnej. Ja byłam mocno zdziwiona kiedy panie opowiadały mi historie chłopaków…

    • Rozmowa z rodzicami tak, ale jak raz spróbowała „ciocia” ze żłobka moich chłopaków, gdy próbowała zwrócić mami jednego z chłopców, że agresywnie się zachowuje i ma nie obcięte paznokcie, to o mało z pracy nie wyleciała. Tak mamusia poczuła się dotknięta przez opiekunkę ze żłobka. Nie każdy rodzic zareaguje, a często przyzwala na złe zachowanie! Przecież ich synuś „musi sobie dać w życiu rade”, takie pozytywne „cwaniactwo”.

  9. Paulina Romel via Facebook pisze:

    Dorzucę jeszcze 5 groszy – moja córka, 2,5 roku, „wychowywana” poniekąd przez syna, który nie jest przykładem braterskich uczuć wobec niej, jest między nimi zazdrość rywalizacja, szczególnie ostatnio kiedy mąż wyjechał a ja jestem z nimi sama. Córka, śliczna, mądra, ale też hmmm…charakterna? Harda? Niestety słabo u niej z kompromisowymi zachowaniami, znam problem, uczę, ale jest różnie, ale od początku zasygnalizowałam to paniom w przedszkolu, znam problem, nie będę mówić, że go nie ma, idziemy z paniami jednym frontem. I to działa. Widać postępy, zamiast wyrywać zabawki, zaczyna pytać, nie przepycha się w kolejkach itd. Więc tak jak mówią Panie wyżej – świadomość rodzica jest ważna, nawet jak nie ma 100 proc. efektu, jak nie wychodzi wszystko to jednak bez świadomości rodzica nie ma nic. Kocham moje dzieci nad życie, zęby bym powybijała włosy powyrywała gdyby ktoś chciał im zaszkodzić, ale aniołkami nie są i muszę to przyjąć „na klatę”. A nie wszyscy rodzice to potrafią. Wiem, że ich zachowania to też objaw moich błędów, niedociągnięć, jakichś zaniedbań, no ale nie mogę udawać, że tego nie ma.

  10. ystin pisze:

    Moi chłopcy chodzą od kilku lat do małej wiejskiej szkoły, ( jeden do czwartej drugi do pierwszej) – u nas nie ma takich problemów! w klasie jest max 15tka dzieci, wszyscy się znamy, i ze sobą, jako rodzice i z nauczycielami. Owszem, zdarza się, że ktoś kogoś popchnie, kopnie, uderzy- ale są to sporadyczne sytuacje. Nie ma mowy o jakiejś agresji czy przemocy.
    Wszelkie problemy były i są wyjaśniane na bieżąco ( uczeń, rodzic, nauczyciel, dyrekcja) i myślę, że tu jest sedno sukcesu.
    pozdrawiam

    • Matka Sanepid pisze:

      To też mała szkoła, też 15 uczniów w klasie… ale niestety nie znam wszystkich rodziców, nie kojarzę dzieci, zwłaszcza, że mój mózg ma problemy z rozpoznawaniem twarzy tak ogólnie.

      • ystin pisze:

        anonimowość niestety daje poczucie bezkarności… pewnie nie jest łatwo integrować rodziców, ale my spotykamy się np. na wspólnym ognisku raz, dwa razy do roku, ( rodzice i dzieci) dzięki temu rozpoznajemy siebie i nasze dzieci, często jesteśmy na „Ty”, dzieci są zapraszane na spotkania po lekcjach, urodziny, wiemy, że w „razie niemca” mamy kontakt.
        Oczywiście gdy jest organizowane takie ognisko, to kręcimy nosami, bo trzeba poświęcić trochę ze swojego wolnego czasu, ktoś musi zająć się organizacją, pomyślec o zabawach, grach itp…, ale takie spotkania procentują w dwójnasób- oprócz poznania się pokazujemy dzieciakom, że można spotykać się w szerszym gronie i doskonale się bawić.
        W szkole mamy też zorganizowane płatne warsztaty dla rodziców nt wychowanie dzieci, a na zebrania zapraszani są różni goście np. policjant wyjaśnił nam kiedyś jak teraz wygląda sprawa zgłoszenia przemocy w szkole, co grozi dziecku, co rodzicom, gdy takie zawiadomienie wpłynie na komendę…
        Wynika z tego jedno: rodzice muszą być także zaangażowani w życie szkoły wtedy wszystko działa sprawniej.

        • Ara pisze:

          Też chodziłam do wiejskiej szkoły. W klasie było 13 osób. 4 chłopców i 9 dziewczynek. Od początku nie miałam koleżanek i kolegów. Zerówke spędziłam siedząc przy stoliku i pisząc literki. Od pierwszej do trzeciej klasy siedziałam sama w ławce. Przez cały dzień w szkole nie miałam z kim zamienić słowa. Wychowawczyni nie widziała problemu. Twierdziła, że sama się odsunęłam od grupy. Natomiast dziewczyny ciągle mnie wyzywały, że ubieram się jak lump, śmierdzę i mam wszy. W połowie trzeciej klasy rodzice się rozwiedli i musiałam zmienić szkołę. Nagle znalazłam znajomych, zawarłam przyjaźnie i problem się skończył. Została tylko trauma. Gdy siedzę gdzieś sama, z boku natychmiast robię się czerwona na twarzy i zamykam się w sobie. I mam ciagłe wrażenie, że nikt mnie nie lubi. Zaniżone poczucie własnej wartości na maxa.
          Uważaj Matko. Reaguj od razu. Zanim wykluje się z tego cos większego. Jeśli CP nie ma żadnych innych problemów z rówieśnikami tylko w szkole. To znaczy, że problem jest w tej cholernej szkole. I tam trzeba działąć od razu.

  11. Ciężki temat 🙁 bo dopóki rodzice nie będą tłumaczyć dzieciom dlaczego tak nie wolno, panie w szkołach nie będą reagować to będzie jak jest. Skoro to nie działa to trzeba dalej i wyżej aż coś poskutkuje. Skoro pani sobie nie radzi sama niech wzywa rodzicow, niech zglasza dyrekcji. Nie moze tak byc, ze dzieci ktore gnebia czuja sie bezkarne. Trzeba walczyc az problem zostanie rozwiazany. Moja corka poszla do szkoly – jako szesciolatka. Poszla do klasy ze swoja najlepsza kolezanka ktora zaczela ja gnebic. Ciagle slyszalam co tamta zrobila mojej, jak jej dokuczala, co zrobila, co zajela itd. Mnie trafialo ale mojej kazalam sie bronic. Po jakims czasie dowiedzialam sie od mojej znajomej (mamy tej kolezanki) ze moja robi tamtej straszna krzywde bo smieje sie z niej do kolegow, gdy wspomnialam ze ja znam historie od drugiej strony bo to tamta ciagle dokucza mojej dowiedzialam sie ze to normalne relacje miedzy dzieci a gorzej robi moja bo to co robi ma wplyw na kontakty z innymi dziecmi. Stwierdzilam ze problem lezy z dwoch stron, kazda z nas ma zalatwic problem z wlasna corka. Ja zrobilam pogadanke wytlumaczylam dlaczego tak robic nie wolno, corka obiecala ze tak wiecej nie zrobi, kazalam jej zglaszac mi kazda sytaucje sporna z tamta… I niestety moja znow jest ofiara…

    • Masz podobne spostrzeżenia jak ja. Tylko, że moje dzieci są w… żłobku. Po co mam maluchom pchać do głowy, że bić nie wolno, jak na oczach rodziców, mojemu dziecku inne wyrywa siłą zabawkę, a tamci rodzice kwitują „zaraz odda”. Skończyło się płaczem, a ja poszedłem z synem i kazałem oddać łopatkę. Nie winię dzieci. Winię rodziców.

  12. A swoje corki ucze tego, ze jak ktos robi im krzywde to maja zglosic doroslemu. Nigdy nie moga zaczynac, ale oddac owszem.

  13. Marta pisze:

    Moj juz teraz 14 letni syn nie ma kolegow ani kolezanek wsrod polskich dzieci. Zbyt agresywne i konfliktyowe. Cwaniactwo i wieczne szukanie zaczepki. Takie chamstwo to prawie jak wyssane z melkiem matki w niektorych przypadkach. Dlatego na obczyznie trzymamy sie od polonii z daleka. Niestety.

  14. Margaret pisze:

    Też byłam gnębiona i to przez kilka dobrych lat, a nie było to aż tak dawno wcale, sprawa ciągnęła się od początku podstawówki prawie po koniec gimnazjum. Też nie umiałam się bronić, wierzyłam i wierzę (choć trochę mniej ufnie), że ludzie są z natury dobrzy, że jak mówią, że już nie będą czegoś robić to prawda, że jak przepraszają to szczerze. Wachlarz zachowań „koleżanki” rozciągał się od przezywania mnie (również w Internecie, pamiętajcie, że to kolejne miejsce w którym można dokuczyć, a zamknięta w sobie nastolatka niekoniecznie przyzna się Mamie, że ma np. bloga) przez namawianie całej klasy do wyśmiewania się ze mnie aż do… grożenia śmiercią. Nie ukrywałam tego w domu, rodzice nie wiedzieli jak zareagować(do tej pory żałuję, że nie miałam na tyle wiedzy, siły i odwagi by, z pomocą rodziców, przenieść się do innej szkoły). W końcu poskarżyłam się nauczycielce, której ufałam najbardziej (nie była to moja wychowawczyni), która uznała to za niedopuszczalne i popchnęła do przodu całą sprawę. Jak się okazało podczas rozmów u pedagog szkolnej powodem gnębienia była rzekomo sytuacja w pierwszej czy w drugiej klasie podstawówki, że dziewczynka zrobiła coś głupiego i cytuję: „cała klasa się od niej odwróciła” a ja „nie wzięłam jej w obronę”. („Kolegowałyśmy” się z braku laku, zabrakło dla mnie do pary innej dziewczynki w klasie i gdy na rozmowach z pedagogiem powiedziała że byłam jej przyjaciółką, zrobiłam wielkie oczy). Sprawa oparła się w końcu o dyrektora i zagrożenie wezwania policji do szkoły gnębienie się skończyło. Czy nie dało się tego załatwić szybciej? Problemy jakie miałam z tego powodu ciągnęły się przez kilka kolejnych lat. Z jednej strony wzmocniło mnie to wszystko – bez tego doświadczenia prawdopodobnie byłabym dziś innym człowiekiem (może lepszym a może nie?), jednak żadnemu dziecku nie życzę takich koszmarów. Wzmacniajcie psychicznie dziecko i siebie, uważam że jeśli nawet na sztuki walki to razem (i rodzic i dziecko albo nawet cała rodzina) żeby stworzyć niezwykłą drużynę, której nie złamie byle gnębiciel.
    Zgłaszajcie sprawę do pedagoga, kuratora i na policję, nie ma co się patyczkować. Jeśli jedna-dwie rozmowy z pedagogiem nie pomogą to od razu idźcie wyżej, gdyż przedłużająca się sprawa mocniej wryje się w psychikę dziecka.
    Pozdrawiam słonecznie, MS trzymam kciuki.

  15. Hmmm, jest taka stara, a dobra metoda, na okoliczności gdy nic nie skutkuje; gdy nie skutkuje również rozmowa z matka / ojcem delikwenta bijącego (nie bójmy się słowa „gówniarz”). Stanąć mimochodem w szatni obok niego i powiedzieć: Jak jeszcze raz kopniesz mają córkę, to Ci nogi z dupy powyrywam… Inna sprawa, że najlepiej w tej roli sprawdza się ojciec dziecka, zazwyczaj bardziej przekonywujący jest, zwłaszcza gdy chodzi o córkę. No i moim zdaniem niestety masz rację – jak będzie skarżyć będzie obrywać dwa razy, więc niech lepiej odda. A teraz niech się sypią gromy…

  16. A zastanawiałaś się, dlaczego CP stała się ofiarą? Skoro dokucza jej kilkoro dzieci to musi być jakiś powód. Dzieci dokuczają sobie nawzajem, ale przemocy używają tylko w stosunku do nielicznych; zwykle najwięcej obrywają ci, którzy w jakiś sposób odstają od reszty. Absolutnie nie chcę bronić agresorów, bo nic nie usprawiedliwia przemocy, ale może córka jest złośliwa, skarży, lub robi coś innego, co nie jest tolerowane w grupie rówieśników. Ja zaczęłabym od znalezienia źródła problemu, a dopiero później walczyła z jego skutkami.

    • MM pisze:

      CP bawi się z moją od kilku miesięcy ich życia i nigdy nie miałyśmy problemu z kłótniami czy bijatykami a moja potrafi coś odwinąć
      powiedziałbym wręcz że moja córka przy CP łagodnieje

  17. Ola Stępka via Facebook pisze:

    Mój pierworodny też w typie „cios przyjmie na klatę i nie odda” ( no chyba, że to cios od brata to odda i z nawiązką). Wspomniał,że regularnie przyjmuje kuksańca w ramię od kolegi. Odprowadzając go do szkoły zagadnęłam do „oprawcy” :Choć Karol porozmawiamy. Karol znieruchomiał udając, że jest niewidzialny. Głośno powiedziałam do Tomka: Tomku jak Karol Cię uderzy możesz mu oddać. Karol uważaj bo jak Tomek Ci odda to zaboli bo trenuje ciosy na bracie każdego dnia.” Efekt jest taki,że „oprawca” syna mego już nie tyka.

  18. Natalia Kosman via Facebook pisze:

    Byłam ofiarą psychicznego znęcania się w szkole, gdy w końcu odważyłam się powiedzieć wychowawczyni w gimnazjum o moim problemie (za namową przyjaciół) ta nie uwierzyła mi i zbagatelizowała problem, bo jak to możliwe, że wzorowe uczennice znęcają się nad koleżanką? Od podstawówki przyjęłam, że tak musi być: albo ktoś mnie bardzo lubi albo znęca się nade mną. Pełną akceptację zyskałam w drużynie harcerskiej gdzie mogłam wykorzystać wszystkie swoje zdolności i przy współpracy z innymi potrafiłam bardzo dużo. Żyłam wtedy w takich dwóch światach: w jednym nie akceptowałam siebie a w drugim osiągałam pewne sukcesy. Gdybym odważyła się już w podstawówce mówić o swoim problemie może moi rodzice bardziej nacisnęliby na dyrektora w sprawie zmiany klasy (była taka rozmowa, ale dyrektor nie widział podstaw). Uważam, że nie wystarczy sama rozmowa wychowawczyni z klasą. Powinny odbyć się warsztaty wszystkich dzieci z rodzicami. Nie należy pozwalać takim dzieciom na znęcanie się, bo to one czują się niepewnie w grupie i w taki sposób chcą budować swój autorytet. Dobrze, że Pani córka mówi o tym otwarcie a rozmowa z psychologiem na pewno by jej nie zaszkodziła.

  19. Olivia Wozniak via Facebook pisze:

    czytam i widze,ze wiele z nas ma podobne podejscie do przemocy….. jak najbardziej oddawac 😉 mielismy taka 'kolezanke’,lubila popchac ,podrapac,uszczypnac i skubana zawsze udawala,ze to niechcacy bylo.moja mowila nauczycielce,ale smarkula zawsze twierdzila,ze to niechcacy i ze przeciez przeprosila.w koncu doszlo do tego,ze moje dziecko bylo ignorowane przez nauczycielki,bo sobie wymysla.ona sie bala bawic na przerwach :/ .nie wytrzymalam i kazalam jej oddac i zgadnijcie kogo do szkoly wezwano? no zgadlyscie .mnie.bo ona kolezanke popchala.nawet z wywiadowki taka dumna nie wracam jak wtedy 😀 .

  20. Ewa Zamborska myślisz, że tak bardzo zmieniła się przez wakacje, że z lubianej w przedszkolu dziewczynki stała się nielubianą skarżypytą? Dokucza jej trójka, zawsze ta sama.

  21. Ja w obecności lekko bezradnej nauczycielki przesłuchałam 2 agresorów : „dlaczego” i „co się stało”. Oczywiście winny był ten trzeci który akurat schował się w krzakach. Postraszyłam sobą (wkurwioną nieziemsko) oraz osobistym spotkaniem z ich rodzicami. 2 klasa podstawówki, bawili się w duszenie młodszego. Mam wraż
    enie że bardzej zadziałała wizja konsekwencji mojego wścieku w ich domach niż pogadanki o wzajemnym szacunku pani nauczycielki.

  22. Nie wiem, w nowym środowisku panują nowe zasady. Coś, czym imponuje się w jednej grupie może być powodem niechęci w innej. Poza tym nie mamy pojęcia jak zachowują się nasze dzieci w grupie rówieśników, gdy nas nie ma w pobliżu. Nie zrozum mnie źle, ja nie chcę udowodnić Ci, że wina leży po stronie Twojej córki, uważam tylko, że aby rozwiązać problem należy znaleźć jego źródło. Dzieci bywają okrutne, potrafią dokuczać komuś z różnych, często banalnych powodów. Ofiarą można zostać, bo jest się np. za niskim, za grubym, bo ma się wadę wymowy itp. Może CP jest zbyt spokojna, nie ma siły przebicia, albo zwyczajnie dołączyła do klasy, która już wcześniej zdążyła się zaprzyjaźnić w przedszkolu.

  23. też bym płakała… moja siostra jak jeden taki dzieciak gnębił mi siostrzeńca, złapała go za rękę, wzięła panią na świadka i powiedziała, że jak jeszcze raz dotknie jej dziecko, będzie miał z nią do czynienia, że wystarczy jak raz usłyszy skargę na niego od syna. Pomogło.

  24. Przykra sprawa 🙁 Przemoc jak widać jest wszędzie… Chyba ta samoobrona to nie taki zły pomysł. Być może delikwent (jeden czy drugi) odpuści sobie dalsze zaczepki jeśli zobaczy, że CP sobie nie pozwoli. A i sama CP będzie bardziej pewna siebie dzięki tej nauce jak sie bronic. To jeszcze dzieci co prawda ale myślę że to nie zaszkodzi a pomóc może.

  25. Przeczytałam tekst, ale komentarzy nie, bo nie mam na to w tej chwili czasu, a z kolei później nie wiem, czy uda mi się odpowiedzieć. W każdym razie – zażądałabym zebrania dzieci i rodziców wraz z wychowawcą i dyrekcją. Głośno i wyraźnie poinformowałabym, że nie godzę się na prześladowanie mojego Dziecka i wykorzystam wszelkie dostępne środki, aby temu zapobiec. Na szkołę naślę kuratorium, a na innych rodziców i ich „pociechy” opiekę społeczną i wydział nieletnich lokalnej policji. To ważne, żeby zrobić coś, co Córkę uświadomi, że Jej prośba o pomoc nie została zignorowana, albo kolejny raz „załatwiona” nieskutecznie. To ważne, żeby szkoła i jej władze zdawały sobie sprawę z tego, że muszą (!!!) zareagować. I to ważne, żeby inni rodzice zrobili coś ze swoimi dziećmi, a przede wszystkim uświadomili je, że wolność tych dzieci kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego dziecka.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *