– Mamo, chodź na dwór!
– Po co? Przecież babcia z wami jest – przekrzykuję odkurzacz.
– No chodź, coś zobaczysz!
Leniwie wyłączyłam odkurzacz i wolnym krokiem razem z Córką Pierwszą przeszłam przez kuchnię babci do drzwi balkonowych.
– Córka Druga leży sobie na ziemi, wywróciła się.
I faktycznie, leżała córka twarzą w trawie i pochlipywała.
– Podniosłam ją i chciałam przytulić, ale rzuciła się w trawę i wołała ciebie – poinformowała mnie babcia.
Czyli jednak bez mamy ani rusz. Przydałam się także rano, gdy CD nadepnęła sobie na ubranko i tym samym miała problem z podciągnięciem go na pupę. Siłując się westchnęła pod nosem.
– No kujcie…
No i to by było na tyle w temacie 'samodzielność’ 😉
Weekendowy bilans wyszedł na zero 😉
no właśnie: kujcie… 😀
No, równowaga w przyrodzie musi być, kujcie 😉
kujcie-uwielbiam! u mnie jest kujde:)
W sprawie 'kujcie’
Syn miał gdzieś 2,5 roku, jeszcze przed ślubem z Małżonkiem.
Przyjechaliśmy do Warszawy, gdzie w wynajmowanym mieszkaniu nie było TV, nie było internetu – nic nie było 😉
Syn się nudził, więc mu Małżonek odpalił na laptopie jedyny film jaki miał – jakiś amerykański film akcji.
Po angielsku, of kors.
Po obejrzeniu firmy Syn zapamiętał z niego jedno jedyne słowo w lengłydżu – FUCK. 😉
no dobrze, że nie kujwa 😛
E tam…. nie ma to jak wysmarkać się w maminy rękaw.