Wyremontowane. Mistrzynią detalu nie jestem, więc jest tylko pomalowane, a i z tapetą był problem. Bo ja chciałam nią pokryć jedną całą ścianę i kawałek drugiej, ale przyjechał OB, wziął miarę i obliczył, że z tej tapety, którą mam (a dostałam ją od koleżanki, której tapeta została po remoncie i bardzo jej w tym miejscu dziękuję!) to będę miała nie 3 metry, a nieco ponad 2. Bo on jednak uwzględnił powtarzalność wzoru i inne pierdoły, które ja miałam głęboko w nosie planując wystrój pokoju. Ale uznaliśmy, że kit z tym, tapetę potraktujemy tylko i wyłącznie dekoracyjnie i walnęliśmy ją na środek ściany.
Znaczy OB walnął, bo on tapetował. Ja wolałam się nie wtrącać, bo on ciągle krzyczał do mnie z pokoju:
– Czy ja ci już mówiłem, że nienawidzę tapetować?????
albo
– Czy ty wiesz, że film Wajdy miał nosić tytuł: „Wałęsa. Człowiek, który nie znosił tapetować”?
Nie wiem co do mojej tapety w brzozy miał były prezydent, ale wtedy OB już był pod silnym wpływem adrenaliny i kleju do tapet.
Efekt końcowy… No cóż, nie jest może jak z katalogu, a i z Bitwy o dom by mnie pewnie w trymiga wypieprzyli, ale miało być czysto i jest czysto, miało być jaśniej i jest. I do szczęścia mi to w zupełności wystarczy. Znaczy aż do grudnia, bo wtedy OB będzie musiał mi kable poukrywać, dosztukować listwy przypodłogowe, zmienić lampkę na bardziej dyskretną i takie tam.
Matko Droga, śnił mi się dziś ten Twój remont. Efekt końcowy znaczy, po odmalowaniu. I kinkieciki mi się śniły – czarny, taki usyfiony, farbą ochlapany i srebrny, nówka sztuka nieśmigana. Niestety w tej Twojej odremontowanej sypialni stały dwa dziecięce łóżeczka, jedno trochę większe (czyżby na CP?) i drugie nieco mniejsze (na CD jak nic…).
Matko Sanepid, dowal jeszcze na tej pustej ścianie wielkie lustro i będzie zajebiaszczo. Ale taaaaaakie wielkie żeby było!