Otóż. Panie prezesie banku, który za grubą kasę zatrudniasz do wystroju wnętrz jakąś pannę (lub pana), co owszem, wybierze fajne kolory ścian i skórzane fotele, ale o dzieciach nie ma zielonego pojęcia. Otóż. Ława kawowa i dwa wysokie fotele to nie jest kącik dla dzieci. Serio. Jedna zabawka na tej ławie i to taka, którą stawiają wszędzie, czyli ikeowska Mula, nie powstrzyma dzieci przed demolką oddziału kasowego czy boxu do obsługi klientów biznesowych. Serio serio.
Córka Druga wpadła dzisiaj ze mną do banku. Ja się ustawiłam w kolejce po walutę obcą w drobnych, a ona poszła do kącika dla dzieci. Wiadomo, bank się stara być przyjazny rodzinom z dziećmi, tylko trzyma typowe standardy polskie: becikowe nie styka nawet na wózek, którym matka obładowana kartoflami i mlekiem bebiko podjedzie pod pierwszy lepszy krawężnik. Bank zapewne polski nie jest, ale się w smutny krajobraz znakomicie wpisuje. Obeszła więc CD dzisiaj ławę kawową, spojrzała na dwa wysokie fotele ustawione podłokietnikami bokiem do stolika i zerknęła na Mulę, którą widziała także w sklepie z używaną odzieżą, w aptece i u siebie na półce w pokoju też. Wróciła do mnie i pyta:
– Czy ja mogę usiąść na dywanie?
– Możesz, oczywiście.
Usiadła CD na dywanie z brodą na tej ławie. Kręci się, wierci, wreszcie wstaje i mówi:
– Z dywanu to ja nie sięgnę.
Niestety, z fotela też nie sięgnęła, bo fotel wysoki, podłokietniki na wysokości jej ramion, a zabawka na środku wielkiej ławy. Chociaż córka mała nie jest, to ostatecznie uznała, że bez Córki Pierwszej to ona się nie pobawi. Ja w tym czasie kupiłam drobne w zagranicznej walucie i spytałam:
– To idziesz ze mną?
– A co się pytasz? Przecież bym tutaj nie została…
No jasne, że nie. Co tu robić, poza wspinaniem się na fotele? I nie żebym oczekiwała od instytucji bankowej karuzeli, klauna i wodotrysków, ale trochę rozumu to by się przydało, nie tylko przy inwestowania naszych pieniędzy.
nie wiem co to za bank, ale się nie popisał…
no nie bardzo. W innym jest stolik plastikowy, lekkie krzesełka, NAOSTRZONE kredki (w wielu instytucjach zwykle są połamane i starte), kolorowanki i tam dzieci jakoś się bawią.
ja też znam banki gdzie się dziecko i klockami pobawi 😉 a jak kredka złamana i zgłosi to obsługa naostrzy 😉
ale Mula musi być wszędzie. Pewnie jedyna zabawka, którą trudno trzylatkowi wynieść za pazuchą 😉
a co to ta Mula? Bo moje to chyba tego nie mają 😉
http://www.ikea.com/pl/pl/catalog/products/80014041/
nie tylko w bankach tak jest, mnie malo z poczty nie wywalili z mloda 🙂 czekalysmy prawie dwie godziny i dziecko sie nudzilo jak mops, no bo ile ulotek mozna zebrac? zaczela wiec przekladac pudelka i koperty z wystawki i pani sie nie spodobalo 🙂
Mula to czyste zło, pułapka na niewinnego rodzica… kilka raz wywinęłam na tym orła, kiedy wdepnęłam nogą w sam środek i straciłam równowagę, a raz skończyło się poważną kontuzją małego palca u stopy… psychopata to wymyślił 😛
Boszz w mulę wdepnęłaś??!!Jakim cudem?
Mula to sidła. Potwierdzam zagrożenie.
Myślę, że Ikea powinna wycofać się ze sprzedaży tak niebezpiecznej zabawki 😉
U mnie w banku (BZWBK) to mają pudło klocków, kreki i kolorowanki. Do tego niski stoliczek z krzesełkami. Dziecko można spokojnie zostawić.
A i w dwóch aptekach podobnie. W jeden tą słynną Mule czy co tam też mają. aż na zakupy chce się chodzić. Szkoda tylko że właśnie w żadnym lumpie takich atrakcji nie ma.
Bo zasadą banku jest KLIENT NASZ PAN. a klienta dziecko? hmm..potraktujmy je na odp….dol.
Ostatnio bylam z mlodym u dentysty owszem stoilk z Ikei i dwa krzesla, kolorowanek brak, gazety sprzed roku a kredki wszystkie tempe a na dodatek tv nie wlaczone… tyle tam czekalam ze moglabym im kredki natemperowac (co zaproponowalam) niestety temperowki tez niet. Na szczescie mam w torebce olowek z ikei 😛 to mlody im gazety pomazal zamiast scian
O to chyba byłaś tam, gdzie ja ostatnio. Kredki starte, ostrzynki brak
Masakra. Ciekawe co by powiedzieli na „freski” na scianie made by Bunio
w moim małym mieście są chyba 4 banki, w 3 z nich są stoliki i krzesełka z mamuta (ikea), kredki, obrazki do kolorowania, klocki… I są to raczej małe oddziały, a jednak zawsze taki kącik da się zaaranżować. Za to jak byłam niedawno w Poznaniu, w duuużym oddziale, gdzie wolna przestrzeń na środku była powierzchni co najmniej sporego mieszkania nie znalazłam nic dla dziecka. Na szczęście ludzi też nie było, więc nie byliśmy tam długo.
Matko, czemu blog nie działa?
Marjanna B. też nie działa… Wyłączyły 🙂
ale chyba nie na amen?:)
ja to lubię takie zaskoczki, jak np. w salonie paneli VOX – stolik, krzesełeczka, czyste kartki, nastrugane kredki, kolorowe ulotki.. albo w salonie lamp ASAJ – to samo + „auomat” z wodą i kubeczki. A ja tam wchodziłam w stresie, że panele zrzuci, albo lampy potłucze.. a okazało się, że spokojnie mogłam pooglądać.
Może bank wychodzi z założenia, że to za poważna instytucja żeby z byle berbeciami tam przychodzić?
W moim banku kącik- dosłownie dziecięcy jest tj. mały stolik,krzesełko i kredki made in Ikea, tylko, ze obok stoliczka stoi automat do kawy- idealnie, aby nudzące się dziecko naciskało guziczki i tragedia gotowa :((
a gdzie mam dzieci zostawić? Na ulicy? :> Ja tam tylko po walutę weszłam, gdyby negocjowała warunki kredytu hipotecznego, to pewnie przyszłabym wtedy, kiedy dzieci są w przedszkolu, ale nie każdy ma taką możliwość.
Banki i inne instytucje zazwyczaj tak mają
Tak jest bo zwykli pracownicy mają problemy z „kreatywną” górą i wolą nie mieć idiotycznych problemów.
Dla przykładu jak moja mama pracowała jeszcze w pewnym banku wprowadzono taki kącik zabaw dla milusińskich – stoliczek krzesełka kilka zabawek i… klocki (już nie pamiętam czy były to typowe lego, czy te duże plastikowe). Na kontrolerów spadł wówczas dodatkowy obowiązek. na zakończenie dnia musieli policzyć ilość klocków!! (sic!) czy się zgadza ze stanem, a w przypadku braków mieli pokryć solidarnie „mańko”. Jak się domyślacie, wyszło tak że klocki pojawiały się tylko przy kontrolach, ale też nie zawsze.
Tak więc brak zabawek, czy kredek to nie zawsze wina pań/panów pracujących na niskich szczeblach, którzy nawet jakby chcieli nic nie mogą zrobić (chyba ze z własnej kiesy)
A ci z niskich szczebli są aż tak ubezwłasnowolnieni, że nie mogą wytłumaczyć? Pisma wystosować? Za pytanie „czy nie można tego zmienić?” dostają zawsze po pysku? Oświećcie mnie, bo ja nie przywykłam pracować w wielkiej korporacji. Może i dobrze….
Wchodzę do sklepu ogrodniczego.plac zabaw dla dziec.wchodze do sklepu ze sprzetem elektronicznym,tylko kacik do zabawy ale tez „na wypasie”.wchodze do banku.miniaturowe miasteczko z kolejka pedzaca po szynach.do zabawy.wychodzimy z traktorem dla starszego syna i maskotka dla mlodszego.ot taki prezent.idziemy do lekarza.caly pokoj przeznaczony tylko do zabawy,wygodne skorzane kanapy dla rodzicow.idziemy na spacer do lasu,a tam po jakms czasie posrodku wylania sie plac zabaw i to nie byle jaki,wielki drewniany dom po drugiej stronie lesnej sciezki i cos na ksztalt basenu nie basenu ( w sumie basen z kafelkami i schodkami w formie zejscia. z kranu leci swieza woda…no ale w lesie??)…przyklady moge mnozyc.mieszkamy w niedesachsen od roku.jeszcze wpadam w zdziwienie.oddzialy dziecece wygladaja tak,ze gdy starszy syn odwiedzal mnie z tata(lezalam z mlodszym),tez chcial zostac w szpitalu…wiele rzeczy mi sie tu nie podoba,ale o dzieci panstwo naprawde potrafi zadbac…