Chodzę do psychologa. Nie jestem „świrem”.

Właśnie zamknęłam ważny etap w moim życiu – przestałam chodzić na terapię.

Trzy, cztery razy w miesiącu od października 2016 roku do 15 lutego 2019 jeździłam do psychologa, któremu powierzałam największe sekrety. On w tym czasie zmieniał moje widzenie świata.

Podobno warto pisać/mówić o tym, że chodzi się lub chodziło do kogoś, kto leczy psychikę. Po to, aby inni dowiedzieli się, że to nie wstyd. Że do terapeutów, psychologów, psychiatrów nie chodzą “świry”, osoby kompletnie rozchwiane, na granicy szaleństwa, ale zwykli ludzie, którzy mają niepozałatwiane sprawy, przeżyli traumę, nie radzą sobie z życiem. Ale wiedzą o tym i nad tym pracują.

Nigdy nie miałam problemów z mówieniem i pisaniem, że chodzę na terapię. Często dostawałam wiadomości, które brzmiały “Ty? Przecież masz takie fajne podejście do życia?” No mam. Ilu komików, aktorów komediowych rozśmieszało do łez, a po pracy biegało do terapeuty, psychiatry albo kończyło ze swoim życiem w bezpośredni, albo pośredni sposób? Nie byłam w głębokiej depresji, nie mam schizofrenii, dwubiegunówki, nie jestem i nie byłam chora. Ale miałam niskie poczucie wartości, lęki społeczne, objawy nerwicy, wiele było we mnie gniewu, odczuwałam go na myśl o osobach, które faktycznie mnie skrzywdziły. One sobie z tej mojej złości nic nie robiły, a ja męczyłam się sama ze sobą. W nocy zagryzałam zęby tak, że ścierałam szkliwo, miałam migreny, a moja starsza córka biegała do toalety tak często, że nauczycielka zwracała mi na to uwagę.

Potrzebowałam przełomu, który mnie załamał, ale i zmotywował do wykonania telefonu, do wprowadzenia zmian. Było mi o tyle łatwiej, że terapeutę znałam od dawna. Pierwszy raz trafiłam do niego, gdy miałam 27 lat, a on wyglądał, jakby ledwo otrzymał dowód osobisty. Wtedy chodziłam na terapię 6 miesięcy. Teraz grubo ponad dwa lata.

Pytano mnie, jak to jest… Przychodzi się i co?
Mówi się. Albo czasami się nie mówi. Bywało tak, że siadałam na kanapie, płakałam jak bóbr i nie mówiłam praktycznie nic. A następnym razem opowiadałam o książce, którą przeczytałam. A innym razem dochodziłam do sedna problemu, bo na poprzednich dwóch spotkaniach, kiedy nie mówiłam nic albo opowiadałam jakieś bzdety, w mojej głowie układałam sobie plan na rozwiązanie problemów. Zdarzyło mi się, że po trudnej sesji wyszłam z gabinetu, wsiadłam do samochodu i wymiotowałam. Tak była dla mnie trudna, tak ciężko było mi przez nią przejść. Terapeuta nigdy nie oceniał. Nigdy mi nie podpowiadał. Przenigdy nie usłyszałam prostej wskazówki: zrób tak, nie rób tak. Zawsze było “a dlaczego?”, “Jak się z tym czujesz?”, “Co mogłabyś zrobić, żeby…?”. Tego nie da przyjaciółka, mama, siostra. Nikt. Potrzeba człowieka, który jest kompletnie obiektywny, a do tego ma sporą wiedzę. I nie pierdolił też, jak couch: “Sięgaj po marzenia!”, “Wystarczy, że czegoś bardzo chcesz”. Nikt tak nie powie osobie chorej na raka, nie powinno się tak mówić osobie z depresją, z nerwicą lękową i po traumie! Ci wszyscy trenerzy są dla mnie trochę jak homeopaci, tylko że w dziedzinie psychologii… Przeziębionym może pomogą, zapalenia płuc nie wyleczą.

Psycholog nie zrobi z Was kompletnie innych ludzi. Nigdy nie będę przebojowa i nigdy nie będę idealnym pracownikiem korporacji. Dzisiaj wiem o tym i wiem, że to nie znaczy, że jestem gorsza. Wybrałam dobrze! Zaakceptowałam to i dostrzegłam w sobie wiele pozytywnych cech.

Denerwuję się, gdy ktoś mi pisze, że chętnie by poszedł na terapię, ale nie ma czasu. To jest najbardziej kuriozalna wymówka. Znajdziesz czas! Jeśli chcesz – znajdziesz. Ja, chociaż jestem samotną, pracującą!!! matką, znalazłam. Później znalazłam też czas i odwagę, by wyjść na zumbę, na angielski, na łyżwy. Po prostu inaczej spojrzałam na swoje życie i dostrzegłam nowe możliwości. Niektórzy piszą, że ich nie stać. Nie dziwię się. Mnie też nie było stać. To 300-500 zł/mies. mniej w portfelu. Ale znalazłam te pieniądze, bo inaczej spojrzałam na swoje życia i dostrzegłam możliwości. Wiem, powtarzam się.

Co się zmieniło przez te ponad 2 lata? Oprócz tego, że mam więcej czasu, chodzę na zumbę, angielski, nie truję się tym, że czegoś nie zrobiłam, że przebimbałam czas. Bo jeżeli przebimbany czas przyniósł mi radość, to nie był przebimbany. To jest efekt terapii. Byłam w Rumunii, Grecji, Londynie, w Bieszczadach, w Toruniu. To jest efekt terapii. Zaczęłam zarabiać 2-3 razy więcej, niż kiedy ją zaczynałam. To jest efekt terapii. Zaczęłam inaczej komunikować się z ojcem swoich dzieci. To jest efekt terapii. Potrafię coraz lepiej mówić po angielsku. To jest efekt terapii (no i szkoły językowej, niech jej będzie). Jeżdżę na łyżwach. To jest efekt terapii. Mam plany na przyszłość – to jest efekt terapii. Nie mam migren – efekt terapii. Potrafię załatwić coś przez telefon (kiedyś bardzo się bałam rozmawiać przez telefon) – efekt terapii. Nie odkładam rozwiązywania problemów na później, stawiam im czoła, szukam sposobu – tak, to też jest efekt terapii.

Kiedyś, gdy tylko wchodziłam do gabinetu, brałam w lewą rękę pojemnik na śmieci, w prawą chusteczki i zaczynałam płakać. Po jakimś czasie chusteczek w koszu było coraz mniej. Odważyłam się któregoś dnia i nie wzięłam tego pojemnika na śmieci. I to był ten moment, kiedy pomyślałam, że wystarczy. Że teraz jestem uzbrojona w narzędzia, dzięki którym radzę sobie ze stresem, radzę sobie z przeciwnościami losu, radzę sobie z porażkami, radzę sobie w kontaktach z innymi ludźmi. Terapia nie sprawi, że życie będzie teraz pasmem sukcesów. Sprawi, że zaczniecie cieszyć się dobrymi momentami i odważniej podchodzić do tych złych.

I jeszcze jedno – tego nie da wino, wódka, piwko. Jak ktoś mi się żali na swoje życie i stwierdza, że zamiast pracować nad sobą woli wino, nie kontynuuję dyskusji. Też lubię, ale nie po to je piję, by maskować problemy, ale po to, by opijać sukcesy i kolejne przełamane bariery. A i wtedy sięgam po nie z rozsądkiem, po kieliszek, nie butelkę.
Nie tylko dlatego, że mój terapeuta nie prowadzi grupy AA…

Chorego zęba nie leczy się paracetamolem, tylko idzie się do dentysty, który w nim boruje (co boli) i łata. Psychikę swoją rozwierciłam (bolało czasami jak cholera) i uzupełniłam ubytek nową, wysokiej jakości treścią.

28 odpowiedzi na “Chodzę do psychologa. Nie jestem „świrem”.”

  1. baixiaotai pisze:

    Brawo. Dobrze zrobiłaś. I dobrze robisz, że o tym piszesz. Do przodu!

  2. Aga TEIXEIRA-VAZ pisze:

    Dziekuje za te slowa

  3. Karola pisze:

    …ale kiedys sie wezmie
    Ja

  4. Arletta pisze:

    Dziękuję! W punkt.

  5. Matka pisze:

    Napisałabym na facebooku ale się wstydzę bo odczułam ze strony rodziny piętno jakie często noszą osoby korzystające z pomocy psychologicznej i psychiatrycznej. Cieszę się, że otworzyłam ten wpis i go przeczytałam. Cieszę się, że porównałaś coachów do homeopatów. Cieszę się, że Twoja terapia pomogła Ci w tym w czym ja chcę żeby mi pomogła. Czekam na telefon z informacją o rozpoczęciu terapii od trzech miesięcy ale nie jestem zła, że trwa to tak długo bo mialam czas oswoić się z tą myślą i tym co chciałabym tam powiedzieć, wyrzucić.
    Nienawidzę się i gardzę sobą a chciałabym w końcu przestać bo spędzę ze sobą reszte życia. Wsparcie otoczenia jest ważne, może czasem niezauważalne jak się je ma. Mnie wspierali najbliżsi na początku ale nie minęło kilka miesięcy aż zaczęło to przeszkadzać bo przecież nie mam schizofrenii, żyje wygodnie i oni mieli gorsze problemy. To boli i pogarsza i tak już silne stany depresyjne ale cieszę się, że jeszcze mam przerwy między ochotą pogrzebania siebie żywcem i racjonalnie podchodzę do tego. Przejebałam sobie życie strasznie ale cieszę się, że mogę skorzystać z terapii.
    Przepraszam za rzyg komentarzowy.
    Dziewczyny, chłopcy, korzystajcie z dobrodziejstw psychologii.

  6. Ula pisze:

    Matko,
    bardzo dobry i przydatny wpis. Pomoże wielu osobom, otworzy ich na pomoc psychologa a czasem psychiatry. Pomoc tych specjalistów nie oznacza, że jesteśmy wariatami. Tu się z Tobą zgodzę.
    Ale nie zgodzę się w ocenie coacha. Ja trafiłam na takiego, który nie mówił „sięgaj po marzenia” i tego typu pierdoły. Ja pracowałam (nad sobą) z osobą, która mówiła dokładnie to co Twój psycholog. Też byłam zdziwiona, ale usłyszałam, że coach nigdy nie powie, co masz robić i jak. Coach naprawdę wysłuchał mnie, czasem nic nie mówił (kurcze a były takie momenty, że chciałam aby ktoś podał mi gotowe rozwiązanie mojego problemu) tylko czekał na to co sama powiem. Podejrzewam, że można trafić na kiepskiego coacha jak i na partacza psychologa (takich też spotkałam). Tobie udało się znaleźć wspaniałego psychologa, ja trafiłam na coacha. Ważne, że obie wylazłyśmy z dołka o własnych siłach, boli bardziej ale bardziej pomaga.

    Pozdrawiam Cie bardzo serdelelecznie,

    Ula

    • Matka Sanepid pisze:

      Obawiam się, że wiele osób nazywa się coachem, a nie ma wiedzy psychologicznej, tylko dyplom z jakiegoś gminnego kursu. Robią „terapię” online albo wygłaszają mowy motywacyjne trzepiąc na tym kasę. Bywa. Grunt, żeby sprawdzić, do kogo się idzie i mieć krytyczne podejście do swojego terapeuty.

  7. Ulla pisze:

    Bardzo Tobie dziękuję że ten wpis!!!! W końcu się odważne i też pójdę!

  8. Mm pisze:

    MS świetny tekst.Wszystko co napisałaś jakbyś wyjela mi z ust (choć to nie higieniczne??
    Też chodzę na terapię i to naprawdę działa ?żałuję że tak późno się zdecydowalam. To najlepsza rzecz jaką możemy zrobić dla siebie i swojej rodziny.

  9. Em pisze:

    Potrzebowalam tego wpisu. Po smierci rodzicow jestem rozwalona emocjonalnie. Mam 29 lat a nadal widze w sobie 13latke stojaca nad grobem. Odbija sie to na tym jak wygladam, na frustracji meza I brakiem cierpliwosci do ukochanej 2letniej corki. Tylko oni daja mi sile, ale wiem ze to dla nich zbyt duzy ciezar. Powinnam zaczac terapie. Ale kredyt. Ale pensja nauczyciela.. Zaczelam szukac pomocy refundowanej przez nfz. Opinie mnie wystraszyly. Jestem w kropce.
    Gratuluje Ci odwagi w podjeciu decyzji I samozaparciu. Podjelas bardzo wazny temat.

    • Matka Sanepid pisze:

      Poszukaj w MOPS, w PCPR, na grupie FB Zdrowa Głowa. Może ktoś pomoże. A może warto jednak zacisnąć pasa i chodzić prywatnie. Wiem, że to trudne, ale pojadę couchem „jak się chce, to można” 😉

    • magdarysz pisze:

      Może nie sugeruj się aż tak opinia psychologa na NFZ i spróbuj. Nawet jeśli uznasz że to nie to , taka wizyta wiele daje. Możesz powiedzieć tyle ile chcesz i zobaczysz co na to psycholog. Czasem jest tak że opinia jednych jest negatywna a tobie akurat styl pracy tego psychologa będzie odpowiadał . Ponadto usłyszysz siebie jak mówisz to co cię gryzie, to też dużo daje- często samo wypowiedzenie na głos obaw i leków pomaga. Nic nie trafisz…no, może trochę czasu. A doświadczenie zabierasz.

    • abc pisze:

      https://mindme.pl/pl/# Może taka aplikacja na początek pomoże?

    • GosiaSkrajna pisze:

      Cześć Em, ja wiele lat chodziłam prywatnie, a od stycznia chodzę na nfz. Skierowanie dostałam będąc na prywatnej wizycie o psychiatry, który miał umowę podpisana z nfz. Czekałam mc za wizytą. zapytałam czy w razie gdyby psycholog mi nie odpowiadał mogę go zmienić. Nie było z tym żadnego problemu. Oczywiście opinie się przydają ale warto je dzielić na pół i samej się przekonać. Powodzenia i warto spróbować ratować siebie, w każdym wieku…
      A Matce dziękuje że dzieli się takimi sprawami, to ważne !

    • Jp pisze:

      A ja trafiłam na cudowną panią psycholog na NFZ, nie ma reguły, uważam,że trzeba się z kimś zgrać i to,że inni są nie zadowoleni nie zmienia opcji,że Ty możesz być zadowolona. Myślę też,że to ważny krok w życiu, zmienia się wiele na lepsze, przede wszystkim jego jakość. Tyle,że samemu trzeba sporo pracować na terapii. Co by nie było, jeśli chcesz iść to znajdziesz taką osobę, która Ci pomoże. Powodzenia!

  10. oKurka pisze:

    Bardzo ważny i bardzo dobry wpis. Mam 28 lat i zaczęłam chodzić na terapię. Bez niej byłoby dużo trudniej. Raz w tygodniu. I czekam na te poniedziałki cały tydzień. Ci, którzy wiedzą przez co przeszłam rozumieją i wspierają moją decyzję. Nie wiem skąd miałam tyle siły i odwagi żeby się zdecydować. Sama. Bez niczyjej sugestii. Ale wiem, że ludzie często zrównują psychologa z psychiatrą. I jest taki mit, że jak psycholog, terapeuta to na pewno coś jest nie tak z głową. Z resztą do psychiatry też chodzę. U mnie niestety się bez antydepresantów nie dało. No i co z tego. Kto nie wie, ten nie zauważy, kto wie- ten widzi, że mi to pomaga. Dużo musi się zmienić w podejściu ludzi do tematu, żeby można było pomagać innym.

  11. Aneta pisze:

    Dziękuję za ten artykuł, Matko dodałaś mi odwagę do działania i myślę że wielu osobom też. Tak trudno w tych czasach przyznać się do tego iż potrzebujemy pomocy terapeutów. Jestem obecnie na terapii z powodu lęków, ataków paniki. Co prawda dopiero 3 miesiąc leci… Ale po twoim świadectwie mam większą motywację i nadzieję na lepsze chwile. Zazdroszczę wszystkim, którzy „działają” na 100%,ja cały czas walczę z objawami które nie pozwalają funkcjonować. Wierzę, że te dobre chwile wrócą. Cieszę się że są takie osoby jak Ty, które dają nadzieję – tak po prostu- napisałaś artykuł. Wiem że nie było Ci łatwo ale wielki szacun dla Ciebie. Dziękuję!

    • Matka Sanepid pisze:

      Jesteś dopiero na początku, więc uprzedzę: z czasem możesz poczuć się gorzej. Są takie momenty na terapii, kiedy wydaje się, że nie przynosi rezultatów. Wiele osób wtedy rezygnuje. Nie rezygnuj! Nie poddawaj się!

  12. Aneta pisze:

    Czytam twojego bloga od dobrych kilku lat bo masz fajny styl pisania i jesteś śmieszna. Ale komentuję dopiero pierwszy raz(chyba- pamięć mi płata figle ?) . Fajnie, że odważylaś się podjąć taki temat. Psycholog jak każdy inny lekarz, jak coś dolega, warto iść. Ludzie wciąż się boją łatki szaleńca?

  13. MagdaBem pisze:

    Umiem to wszystko, jestem po trzyletniej terapii i dopiero czuję że żyję , buziaki

  14. stonka pisze:

    Ja jestem po 2,5 letniej terapii na NFZ. Widziałam powyżej negatywne opinie na temat takiej formy. Ja mogę tylko i wyłącznie polecić. Chodziłam 4 razy w miesiącu i jak najbardziej była możliwość zmiany terapeuty w trakcie terapii jeśli coś nie pasowało (oczywiście to pewnie zależy od ośrodka i dostępności samych terapeutów). Korzystałam zarówno z formy indywidualnej jak i grupowej. Polecam każdemu. Widzę zmiany na lepsze w wielu aspektach życia. Chce się żyć i ma się na to siłę. Podejmuję aktywności, których sama się po sobie wcześniej nie spodziewałam. Wiele jeszcze pracy przede mną, ale chyba o to chodzi w życiu, by cały czas stawać się lepszym sobą.
    Niektórzy znajomi wiedzą, że chodziłam na terapię i nigdy nie spotkałam się z negatywnym komentarzem na ten temat, raczej z ciekawością, a nawet jeśli ktoś był nieszczery i później obrobił mi d.. za plecami…. to cóż, już mnie to nie obchodzi 🙂
    Jeśli ktoś nie ma finansów na prywatną terapię, niech spróbuje refundowanej, wkład własny niewielki (czas), a korzyści nie do przecenienia 🙂

  15. Agata pisze:

    Przeczytałam Twój post i mam łzy w oczach. Jesteś wspaniała, silna kobieta, która potrafi zawalczyć o swoje szczęście ❤️ Oby tak dalej, rozwijaj się kochana ❤️

  16. Mała Mi pisze:

    Brawo. Ja też doszłam do takiego momentu, że wizyta u psychologa okaże się najlepszym rozwiązaniem. Właściwie już dawniej miałam przypuszczenia, że to jest ten czas, ale zawsze to przekładałam. Mam nadzieje, że i w moim przypadku finał będzie pozytywny. 🙂

Skomentuj Em Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *